ANDREAS
********
Widziałem
odbicie własnej twarzy w jej pełnych strachu oczach. Nie wyglądałem
zdrowo, raczej jak wariat, ale nie mogłem poradzić zupełnie nic na
targającą mną złość, bo to, że wciąż napomykała o Petrze,
doprowadzało mnie do szału! Szczególnie, gdy wspominałem to, co
wydarzyło się wcześniej...
Poczułem
twardość betonowego słupa dopiero wtedy, gdy moja pięść
odskoczyła pod wpływem uderzenia, wybuchając piekącym bólem.
Tynk posypał się gęsto, znacząc włosy Laury i uświadamiając mi
przerażającą prawdę o tym, że trafiłem tylko centymetry nad jej
głową... tak blisko tej ukochanej twarzy.
Osunęła
się na podłogę, lecz ja nie zamierzałem jej przepraszać, ani
pocieszać. Musiałem uciekać. Odejść i zostawić ją, zanim
zrobiłbym coś jeszcze głupszego, bo w tamtym momencie szalały we
mnie niepohamowane emocje.
Wpadłem
do pokoju oddychając ciężko i potykając się o własne nogi.
Jedno spojrzenie wystarczyło, bym upewnił się, że byłem tam
całkowicie sam. Dobrze, że Wank jeszcze nie wrócił — nie
chciałem, by oglądał mnie w takim stanie...
Szybko
zdjąłem buty, porzucając je byle gdzie i tak samo pozbywając się
przepoconych ciuchów. Schroniłem się pod prysznicem, by zmyć z siebie brud i coś jeszcze... poczucie winy. Targałem się za włosy, gdy gorąca woda parzyła mi skórę do tego stopnia, że musiałem zaciskać zęby.
Na
Petrę wpadłem przypadkiem, rano — zaraz po naszym powrocie z
górskiego domku. Musiała mnie śledzić, bo gdy trener wysłał
mnie na przymusową przebieżkę po lesie, ona już tam była.
Usłyszałem,
że ktoś biegł za mną, więc zwolniłem tempo, oglądając się za
siebie — byłem niemal pewien, że to jeden z kumpli podzielił mój
los tych, co to pyskują Schusterowi z samego rana. Myliłem się...
Wzrok
ześlizgnął mi się po uśmiechniętej twarzy Petry, a wtedy
zacisnąłem powieki i obróciłem się gwałtownie, stając w
miejscu. Buty zaryły w wilgotnej ściółce i zachwiałem się, gdy
ona po prostu się przy mnie zatrzymała, obserwując moją reakcję.
—
Co ty tu robisz? — spytałem
zbyt głośno, by ukryć złość.
Jej
brwi powędrowały w górę, a dłonie wsparła na biodrach,
całkowicie manifestując swoją kobiecość. Oddychałem głośno i
nie było to wcale spowodowane zadyszką.
—
Biegam — odparła tylko,
zrywając się z miejsca.
Patrzyłem
za nią, przebierając nogami na miękkim podłożu. Jej sztucznie
jasne włosy migały w świetle poranka, ocierając się o plecy.
Wiedziałem, że były dziwne w dotyku — wiele razy wplatałem w
nie palce i nieodmiennie mi się to nie podobało, ale wtedy nie
koncentrowałem się przecież na jej braku naturalności. Inne jej
zalety przyciągały moją uwagę...
—
Zaczekaj — krzyknąłem i
dogoniłem ją, mocnym ruchem odwracając w swoją stronę.
Spojrzała
na moje palce, które zacisnęły się na jej ramieniu i potem z
powrotem na mnie, a jej czerwone usta wygięły się w krzywym
uśmieszku. Natychmiast zabrałem dłoń.
—
Mogę ci w czymś pomóc? —
jej ton zabrzmiał dwuznacznie, albo to ja już wszędzie widziałem
jakiś podtekst.
— Nie
waż się zamienić ani słowa z Laurą — ostrzegłem ją, czując
tą przewagę fizyczną, którą nad nią miałem, a to dodało mi
pewności siebie. — Po prostu się do niej nie odzywaj.
Perlisty
śmiech poniósł się po lesie, co wzburzyło mi krew — śmiała
się ze mnie! Musiałem zacisnąć pięści i miałem ochotę w coś
uderzyć... najlepiej w drzewo, i to mocno.
—
A więc nazywa się Laura? —
zaszczebiotała jak nastolatka, którą przecież nie była. — Jest
ładna? Musi być... Wszystko, co najlepsze dla genialnego
Wellingera, prawda?
Denerwowało
mnie w niej wszystko — prześmiewczy ton stylizowany na zwykłą
pogawędkę i to, że stała tak blisko, dosłownie podsuwając mi
biust pod nos. Patrzyłem jej prosto w oczy, rzucając nieme
wyzwanie: piśnij Laurze słowo, a pożałujesz.
—
To nie twoja sprawa —
warknąłem, odskakując, bo jej dłoń zaczęła sunąć w górę
mojego ramienia, znacząc skórę tymi długimi paznokciami, których
ostrość dobrze znałem. — Nie dotykaj mnie!
Szła
w moją stronę, a ja cofałem się jak jakiś przestraszony
gówniarz, sparaliżowany mocą jej spojrzenia i potęgą tego
zwierzęcego magnetyzmu, który miała albo wrodzony, albo idealnie wyuczony.
Zacisnęła
mi dłoń na gardle, gdy plecami wpadłem na drzewo. To była
groteskowa sytuacja, ponieważ... byłem facetem, do licha! Robiła
ze mną co chciała, kierowała mną wedle swojej zachcianki, a ja
mogłem tylko opierać się o pień i nie byłem w stanie się jej
sprzeciwić.
—
Ale ty uwielbiasz mój dotyk —
wymruczała mi do ucha, ocierając się o mnie najbardziej
sugestywnie, jak się tylko dało. — Prawda, Andi? Mój mały Andi
już nie jest taki mały.
Zacisnąłem
powieki. Laura! Myśl o Laurze! Jest taka spokojna, niewinna...
Nie poświęcisz tego dla jednego wyskoku z Petrą. Ona chce cię
wykorzystać, żeby potwierdzić to, że ma władzę. Jest
obrzydliwa, prawda? Nawet jeśli dotyka w taki sposób, że tracisz
zmysły...
Odepchnąłem
ją, zbierając resztki silnej woli. Zachwiała się, bo to było
niespodziewane... Sekundy wcześniej prawie wsadziła mi język do
gardła, a dłoń do spodni. Była okropna! Chciałem świętego
spokoju i żeby te wszystkie baby wreszcie się ode mnie odczepiły!
—
Nie dotykaj mnie już nigdy
więcej! — krzyknąłem, rzucając się do ucieczki. —
Skończyliśmy ze sobą!
Zmrużyła
oczy, a jej twarz zmieniła wyraz na złośliwy. Była niesamowitą
aktorką i tego bałem się najbardziej.
—
Jeszcze sam do mnie
przyjdziesz! — krzyknęła za mną, ale udawałem, że nie słyszę.
— Już niedługo, Wellinger! Nie zapomniałeś o mnie wcale, widzę
to w twoich oczach. Nigdy o mnie nie zapomnisz. Nigdy!
Wybiegłem
z lasu i pozwoliłem nogom, by wiodły mnie przed siebie, byle dalej
od tej przeklętej kobiety, która kiedyś skusiła mnie i
wykorzystała moje niedoświadczenie, tworząc obraz człowieka,
jakim się stałem — byłem dwoma osobami w jednym ciele.
Andreas
pierwszy był łagodny i dobry, chciał rzucić Laurze świat do stóp
za jeden uśmiech, za radosny blask oczu, za te wszystkie piękne
chwile, które mi podarowała.
Niestety,
był też Andreas drugi — porywczy, nieprzewidywalny i niegodny
zaufania. Andreas Petry. To przed nim chciałem uchronić Laurę,
żeby nie musiała cierpieć, gdyby moja silna wola uległa wpływowi
tej diablicy.
Wiedziałem,
że będzie chciała ponownie mnie uwieść — widziałem to w jej
oczach i zachowaniu. Uważała mnie za swoją własność, maskotkę,
którą można ściągnąć z półki dla zabawy, a później rzucić
w kąt, wykorzystaną i niepotrzebną.
Musiałem
trzymać się od niej z daleka. Potrzebowałem Laury jak jeszcze
nigdy wcześniej, by zająć szalejące myśli tym, co naprawdę
kochałem. Petra mąciła mi w głowie, a ja byłem tylko słabym
facetem i czasami nie wiedziałem już czego chcę — zaspokojenia
tego głodu, który mnie trawił czy najprostszego szczęścia w
ramionach dziewczyny, która mi zaufała?
Dlatego
chciałem ją odnaleźć, i to jak najszybciej. Wiedziałem, że
będzie w budynku, robiąc zdjęcia z ukrycia, bo taka właśnie
była... Pędziłem do niej jak wariat, spragniony najmniejszego
nawet dotyku i gdy już ją zobaczyłem, nie mogłem się
powstrzymać. Chwyciłem jej dłoń, pociągnąłem i uwięziłem
drobne ciało między betonowym słupem a sobą, nakręcając się
jeszcze bardziej. Włożyłem w ten pocałunek całą swoją pasję i
złość, ale czułem, że nie odwzajemniała tych uczuć. Była
jakaś spięta...
Zapytała
gdzie byłem i wtedy dotarło do mnie, że musiałem ją okłamać. W
jej wzroku była podejrzliwość i pewnego rodzaju wyrzut — to
wyprowadziło mnie z równowagi, choć dobrze wiedziałem, że jej
domysły były prawdziwe. Nie chciałem się do tego przyznać sam
przed sobą, nawet gdy spytała wprost czy widziałem Petrę...
Poniosło
mnie... Miałem już nigdy nie zapomnieć tego strachu w jej oczach,
gdy podniosłem pięść, uderzając nią w słup... a później
uciekłem, jak zwykły tchórz, którym rzeczywiście byłem.
LAURA
******
Petra,
Petra, Petra, Petra, Petra, Petra...
Powtarzałam
to niczym mantrę, gdy leżąc bez sił na materacu wracałam myślami
do naszego niespodziewanego spotkania — miałam nadzieję, że
przyzwyczaję się wreszcie do tego imienia i przestanę odczuwać
ten dreszcz przeszywający moją skórę za każdym razem, kiedy jej
twarz stawała mi przed oczami.
Ona
była taka piękna... i zupełnie inna, niż to sobie wyobrażałam.
Myślałam, że będzie jakąś wyuzdaną, plastikową lalą, a
ona... czy to jest w ogóle możliwe... wydawała się dobra.
Pomogła
mi i podniosła na duchu, choć przecież nie wiedziała kim byłam.
Nie mogła wiedzieć. Dlaczego miałabym jej nie lubić? Aha, no tak.
Miała mojego chłopaka zanim ja zdążyłam go poznać... Czy to był
powód do nienawiści? Czy miałam prawo oceniać ją tylko dlatego,
że wpadł jej w oko Andreas? Powinnam być szczera sama przed sobą
— mało było kobiet, które nie zwróciłyby na niego uwagi,
szczególnie po tej wielkiej przemianie fizycznej jaką przeszedł.
Poczułam
do niej sympatię, zanim poznałam jej imię. Zrobiła na mnie dobre
wrażenie i ciężko było mi znów źle o niej myśleć. To tylko
kobieta. Ogarnij się i zapomnij o niej. Andreas cię kocha — tyle
razy ci to powtarzał! Czego jeszcze chcesz? Nie wymagaj od życia za
wiele, bo wcześniej nie miałaś nic!
—
Tak! Tak zrobię —
powiedziałam pod nosem, zrywając się z łóżka.
Otarłam
zaschnięte łzy i wślizgnęłam się do małej łazienki, by
napełnić wannę gorącą wodą i zrelaksować się przed
nadchodzącym bankietem, na który nie chciałabym wcale pójść,
gdyby nie kategoryczny rozkaz trenera.
Zatonęłam
w białych oparach i zamknęłam oczy, uśmiechając się delikatnie
i dodając sobie otuchy — chciałam pokazać Andreasowi, że obszedł mnie jego atak, pomimo tego, że tak naprawdę drżałam w środku na samo wspomnienie.
***
—
Na chorągiewkę Schustera,
ależ się postarali! — zdumiony i pełen podziwu głos Sabine rozbrzmiał mi nad uchem, gdy
pochyliła głowę, wchodząc tuż za mną do wielkiej sali
bankietowej.
Rzeczywiście,
było na co popatrzeć. Uwagę przyciągał szczególnie suto
zastawiony stół, który królował w dalszej części pomieszczenia oraz
mały podest, a na nim jakiś elegancki zespół muzyczny. Wszyscy
goście mieli na sobie stroje wieczorowe — mężczyźni czarne
smokingi i błyszczące bielą koszule, a kobiety obowiązkowe
suknie, z których jedna była piękniejsza od drugiej.
—
Wyczuwam zbytek pieniędzy —
szepnęłam do Sabine, ale ona wydawała się mnie nie słyszeć. — Mogliby oddać mi trochę na nowy aparat.
Toczyła
ciekawskim wzrokiem po zgromadzonych gościach, stając na palcach,
choć przecież była wyższa od większości kobiet i prawie połowy
mężczyzn.
—
Pączuszek, trzymaj mnie, bo
przysięgam, że zejdę na zawał! Słowo daję! — wyrzuciła z
siebie nagle, niczym karabin maszynowy, wpatrując się w jakiś
punkt nad głowami i ściskając mój łokieć.
Nie mogłam dojrzeć powodu jej wzburzenia, bo byłam zwyczajnie za niska. Posłałam jej zdezorientowane spojrzenie, zagryzając jednocześnie wargę — jej paznokcie wbiły mi się głęboko w skórę i... to bolało!
— Sabine, nie wiem...
Nie zdążyłam jej nic powiedzieć, a już mnie puściła i żwawym krokiem pomaszerowała na środek sali. Ruszyłam za nią czym prędzej, bo ten tłum trochę mnie przerażał. Przy Sabine czułam się pewniej, szczególnie w tej obcisłej sukience, której założenie na mnie wymusiła.
Stłumiłam parsknięcie, gdy mignęła mi przed oczami wysoka sylwetka, która mogła należeć tylko do jednej osoby — przecież nikt inny nie założyłby do garnituru... soczyście pomarańczowej czapki z małym, śmiesznym pomponikiem. Wank był prawdziwym mistrzem w kreowaniu własnego wizerunku!
— Andreas, pozwól proszę ze mną — zwróciła się do niego bardzo oficjalnie, przez co na początku nie był pewien czy rzeczywiście o niego chodziło.
Wskazał palcem na siebie, unosząc brwi w geście zdziwienia, a ona pokiwała głową — jej mina była pełna żądzy mordu, więc Wank pośpiesznie przeprosił starszą parę, z którą rozmawiał i pośpieszył za nią. Tamci ludzie wymienili rozbawione spojrzenia — widocznie ich także dziwiła zimowa czapka na jego głowie.
Nie słyszałam jak bardzo Sabine zwymyślała go za ten modowy nietakt, bo postanowiłam zostawić ich samych. Ruszyłam przez tłum w poszukiwaniu jakiegoś cichego miejsca, a aparat w mojej torebce ciążył mi niezmiernie, domagając się zdjęć.
Śmiechy i urywki rozmów mnie ogłuszały, co jakiś czas ktoś szturchał łokciem lub popychał przez przypadek. Poczułam się spięta i zagubiona. Chciałam, by Sabine wróciła i dała mi jakieś wskazówki — gdy spytałam trenera o to, co konkretnie miałabym robić tego wieczora, odpowiedział prosto — zdjęcia.
Pomocny był, nie ma co... Brylował w towarzystwie, posyłając wyćwiczone uśmiechy i ukłony, a w jego ręce kiwał się niebezpiecznie kieliszek szampana, zapewne nie pierwszy.
Wydęłam wargę, siadając samotnie w odległym kącie pomieszczenia, gdzie rozstawione były wygodne fotele. Zatonęłam w jednym z nich, czując ulgę, bo zbyt wysokie obcasy były dla mnie nie lada wyzwaniem, co objawiało się ogromnym bólem stóp i mięśni. Grymas przeciął moją twarz, gdy dotknęłam lekko spuchniętych palców — za jakie grzechy?!
— Czy to miejsce jest wolne? — spytał Richard, który pojawił się znikąd tuż za moim prawym ramieniem i odrobinę mnie przestraszył.
Zanim zdążyłam chociaż uśmiechnąć się na jego pytanie, on już siedział przy mnie zadowolony, kiwając na kelnerkę, która przechodziła właśnie niedaleko nas. Dziewczyna z szerokim uśmiechem podała nam szampana w mrożonych kieliszkach. Bąbelki wyglądały zachęcająco, podobnie jego lekko różowa barwa. Richard kiwnął mi głową.
— Twoje zdrowie, mała!
Niepewnie upiłam łyk, a nieco cierpki smak natychmiast rozlał się po moim języku, sprawiając, że się uśmiechnęłam. Był dobry! Skończyłam pić dopiero, gdy w kieliszku pokazało się dno. Zawstydziłam się, badając reakcję Richarda.
Patrzył na mnie, a rezolutne ogniki w jego ciemnych oczach błyszczały wesoło i wyglądał jak chłopiec, który planował jakiś wyskok.
— Zestresowana? — parsknął, dopijając swój szampan, a ja odetchnęłam z ulgą, że się nie wygłupiłam.
— Potwornie! — przyznałam szczerze, odstawiając kieliszek na blat.
— Golnij sobie jeszcze jeden — poradził, wzruszając ramionami.
Potrząsnęłam głową, choć zdecydowanie miałam ochotę na więcej tego dobrego napoju. Dużo więcej! Nie widziałam Andreasa odkąd... odkąd tak bardzo mnie przestraszył. Nawet Petra wyleciała mi z głowy, bo on był ważniejszy i... no cóż, widocznie ja nie byłam równie ważna dla niego, skoro nawet nie zamierzał mnie przeprosić.
Powinien to zrobić. Nie byłam zbyt dobra w męskich sprawach, ale wydawało mi się, że mężczyźni często wpadają w złość i ją odreagowują, więc gdy nieco ochłonęłam, jego zachowanie wydało mi się nawet zrozumiałe — co nie zmieniało faktu, że oczekiwałam jakiegoś słowa wyjaśnienia.
— Mogę powiedzieć ci coś szczerego?
Pytanie mnie zaskoczyło, ale zgodziłam się, kierowana ciekawością.
— Musisz wyluzować, Laura. Jesteś okropnie sztywna!
Gdybym była normalną dziewczyną, to mogłabym rzucić mu lekceważące spojrzenie i zostawić go samego, bo ta uwaga dotknęła mnie, i to bardzo. Zasmuciły mnie jego słowa — wiedziałam, że tak było, a on tylko to potwierdził.
— Przepraszam — wymamrotałam, wygładzając palcami materiał sukienki, który zmarszczył mi się na biodrach. — Nie powinnam tu być. Gdyby nie trener...
Nachylił się w moją stronę szybciej, niż mogłam się spodziewać. Drgnęłam, gdy jego dłoń nakryła moją i zaniemówiłam. Spojrzałam na niego, całkowicie zaskoczona.
— Zle mnie zrozumiałaś — wyjaśnił, a jego dotyk zaczął grzać moją skórę, co było dziwne i trochę niezręczne, choć... całkiem przyjemne. — Jesteś wspaniała, ale nie pozwalasz ludziom tego widzieć. Chowasz się za tymi swoimi włosami, patrząc niepewnie, więc oni cię ignorują. Tak nie powinno być...
Uniosłam brwi, a sens jego słów docierał do mnie bardzo powoli. Bliskość naszych twarzy pozwoliła mi wyczuć alkohol w jego oddechu, który mieszał się z moim, gdy szybko oddychałam. Czerwień zabarwiła moje policzki i bardzo pragnęłam ucieczki, choć zdałam sobie sprawę z tego, że właśnie powiedział mi to, co chciałam wiedzieć — ktoś mnie dostrzegł. Ktoś inny, niż Andreas.
— Jestem sobą... nie umiem tego zmienić — wymamrotałam tylko, delikatnie wysuwając dłoń z uścisku, ale mi na to nie pozwolił.
Bąbelki zaczęły uderzać mi do głowy, a pomieszczenie zawirowało lekko, więc zmrużyłam oczy. Wszystkie głosy zlały się w jeden donośny i potężny szmer, który narastał stopniowo i falował. Było bardzo gorąco.
— Nie musisz się zmieniać. Zabaw się i rozerwij, jeśli masz okazję — jego mocny głos kusił moje stępione zmysły i nagle ten pomysł wydał mi się bardzo ciekawy. — Ja oferuję swoje ramię...
— Ramię? — zachichotałam, co nie zdarzało mi się zbyt często.
Pokiwał głową zdecydowanie, znów machając na kelnerkę.
— Do tańca — wyjaśnił, podając mi kolejny kieliszek. — Tylko mi nie mów, że nie znasz tego sławnego tancerza o nazwisku Freitag!
***
Upiłam się. Nie wiem kiedy to się stało, ale już kilkanaście minut później szalałam na parkiecie, całkowicie zapominając o wstydzie, pracy, a nawet o... Andreasie.
Richard tańczył wspaniale, a może tylko tak mi się wydawało, bo byłam do tego stopnia odurzona, że końcówki własnych włosów uderzające mnie w twarz przy obrotach sprawiały mi wielką radość.
Nigdy wcześniej tak nie tańczyłam. Nigdy wcześniej tak się nie czułam. Nigdy wcześniej... nie byłam tak upojona. Uśmiechnięta twarz Richarda wirowała mi przed oczami, gdy po obrotach przechodził do przechylania mnie aż do samej podłogi.
Miałam jeszcze jakieś poczucie przyzwoitości, więc od czasu do czasu wyrywałam dłoń z uścisku, by poprawić opadające ramiączka sukienki. Nie czułam oczywiście wstydu — tańczący wokół ludzie wydawali mi się bardzo przyjaźni i ogólnie wyluzowani. Nie zwracali na nas większej uwagi, bo sami zachowywali się bardzo podobnie. Ten szampan był jednak mocny, musiałam to przyznać.
Nagle przeszedł mnie dziwny dreszcz i otrzeźwiałam nieco, pokonując zawroty głowy. Wiedziałam co to znaczyło — Andreas był w pobliżu, i co więcej, musiał mnie widzieć.
Chwyciłam się ramion Richarda, zmuszając go, by przestał mnie obracać. Gęsia skórka, motyle w brzuchu. On gdzieś tam był! Tak właśnie było... Pojawił się nagle, górując nad Richardem i mną, a jego gniewna mina nie wróżyła niczego dobrego.
Chwyciłam się ramion Richarda, zmuszając go, by przestał mnie obracać. Gęsia skórka, motyle w brzuchu. On gdzieś tam był! Tak właśnie było... Pojawił się nagle, górując nad Richardem i mną, a jego gniewna mina nie wróżyła niczego dobrego.
Uśmiech zbladł na mojej twarzy, gdy obaj mierzyli się wzrokiem przez kilka sekund, a Richard całkowicie niepotrzebnie wciąż trzymał w uścisku moją dłoń.
— Odbijany — warknął Andreas, ciągnąc mnie za łokieć.
Nie podobało mi się to, ale nie chciałam robić zamieszania na środku parkietu, tym bardziej, że gdzieś w pobliżu mógł kręcić się trener. Wyswobodziłam rękę z uścisku Richarda i posłałam mu przepraszające spojrzenie, choć nie zwracał na mnie uwagi, bo jego oczy utkwione były w koledze.
Jeszcze przez chwilę sztyletowali się wzrokiem, a później Richard ustąpił i odszedł, luzując kołnierzyk koszuli. Szarpnęłam ręką, chwiejąc się lekko. Nie zdążyłam zaprotestować, gdy Andreas zaborczym gestem ścisnął mnie w talii i pociągnął w stronę wyjścia.
***
—
Co to miało być? — spytał,
zatrzaskując za nami drzwi pokoju. — Teraz prowadzasz się z
Freitagiem?
Nabrałam
powietrza do płuc, gotując się na odparcie ataku, ale
zwyczajnie... zabrakło mi słów i opadły ręce. Nie poznawałam
tego Andreasa. Nie podobał mi się wcale, choć powinnam pewnie piać
z zachwytu, bo był widocznie zazdrosny o mój taniec z Richardem.
Wolałam go w starej wersji, a jakiś cichy głosik mówił mi, że
byłam bardzo ślepa nie zauważając tych jego wad.
—
To był tylko jeden taniec i
nie rozumiem o co ci chodzi — wytłumaczyłam, zakładając ręce w
obronnym geście. — Miałam czekać wieczność w samotności,
zanim ty łaskawie zechciałbyś się mną zainteresować?
Gdy
tylko te słowa opuściły moje usta stwierdziłam, że siebie
również nie poznawałam. Co za język! Co za odwaga! Sam Andreas
wydawał się być pod wrażeniem, bo chwilowo tylko patrzył na mnie
z napięciem.
—
Miałem rozmowę ze sponsorami
w sprawie Soczi — odparł cicho, a jego ramiona opadły nieco, gdy
powoli się rozluźniał. — Przez cały czas myślałem tylko o
tobie, chciałem jak najszybciej się z tobą zobaczyć. Wiedziałem,
że będziesz się czuć zagubiona w tym tłumie opasłych baranów i
ich żonek. Musisz mi wybaczyć, bo...
Urwał,
gdy zbliżyłam się do niego, obejmując w pasie i przytulając
twarz do jego piersi. Zacisnęłam ramiona i odetchnęłam głęboko,
czując tą niesamowitą bliskość i bezpieczeństwo — tak, to był
mój Andi i powinnam puścić w niepamięć nasze wcześniejsze
sprzeczki. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że mogłabym go
stracić i nie mieć możliwości czucia tego, jak jego serce biło w
tak samo szybkim rytmie jak moje.
—
Nie chcę się z tobą kłócić
— wyznałam w stronę jego koszuli. — Musimy wyluzować.
Jego
zdziwiony śmiech poniósł się ponad moją głową, więc
podniosłam wzrok i dopiero wtedy mogłam wreszcie wpatrywać się w
te na powrót wesołe, niebieskie oczy nieskażone złością i
agresją, choć wciąż nieco obrażone.
—
Wyluzować, powiadasz? Skąd ci
to przyszło do głowy? — chciał wiedzieć, a ja wzruszyłam tylko
ramionami, wspominając słowa Richarda o tym, że powinnam być
bardziej wyluzowana.
—
Szepnęła mi na ucho pewna
dobra dusza — odpowiedziałam, zapadając się w jego ramionach i
marząc, by takie chwile trwały wiecznie.
Kołysaliśmy
się chwilę w niewyraźnym rytmie uderzeń odległych basów, a
wokół nas był tylko spokój i szczęście. Nie chciałam wracać
na bankiet, ale nie mogłam żądać od Andreasa, by ze mną został.
Czekali na niego. To było przyjęcie dla kadry — wszyscy chcieli
uczcić nadchodzące igrzyska. Musiał tam być, a i ja powinnam.
Czekała na mnie praca i zapewne Sabine, która skończyła już
pastwić się nad Wankiem.
—
Chodźmy już — poprosiłam,
leniwie się przeciągając i wskazując na drzwi. — Ktoś może
zastanawiać się gdzie zniknęliśmy. Ze szczególnym naciskiem na
słowo "ktoś".
Pokiwał
głową i nachylił się, by mnie pocałować, ale zanim nasze usta
zdążyły chociaż otrzeć się o siebie, nagle skrzypnęły drzwi,
a ja drgnęłam nerwowo i odskoczyłam od niego. Byłam pewna, że to
rzeczywiście był poszukujący nas trener!
Charakterystyczny
stukot obcasów poniósł się po pomieszczeniu, gdy Petra wparowała
do środka, patrząc na nas spod uniesionych brwi. Jej mina wyrażała
uprzejme zdziwienie, czego nie mogłabym powiedzieć o mojej — na
jej widok poczułam się bardzo przeciętną i nieatrakcyjną szarą
myszką.
—
Wszędzie cię szukałam —
odetchnęła z ulgą, kierując te słowa do Andreasa, a on ciężko
przełknął ślinę, skacząc wzrokiem między nią a mną. —
Zniknąłeś tak nagle, ale teraz już rozumiem dlaczego... —
spojrzała na mnie z iskierkami w oczach. — A więc to ta
ślicznotka zaprząta twoje myśli! My się już znamy, prawda Lauro?
Nie
zwracałam uwagi na jej życzliwy uśmiech. Mówiła dalej, ale ja
nie byłam w stanie słuchać. Zerwałam łączność ze światem, bo
usłyszałam wcześniej coś, co podejrzewałam, a on przekonał
mnie, że wcale tak nie było! Powiedziała, że zniknął nagle...
Kiedy? Musiał ją gdzieś spotkać! Przecież obiecywał, że nie ma
z nią żadnego kontaktu. Kłamał, zwyczajnie kłamał...
—
Jesteśmy teraz trochę zajęci
— powiedział z naciskiem, przyciągając mnie bliżej, a ja nie
miałam siły protestować. — Chyba powinnaś wyjść i udawać, że
cię tu nie było.
Wpatrywałam
się w twarz Petry i z każdą sekundą docierała do mnie bolesna
prawda — nie miałam z nią żadnych szans. Nie mogłam się z nią
równać, choć pewności siebie dodawały mi jego zapewnienia o
wielkiej miłości. Kłamał. Obserwowałam idealny wykrój jej
zmysłowych ust. Gęste rzęsy. Duże oczy. Kłamał. Miała długą,
piękną szyję. Jasne włosy. Faceci takie lubią. Kłamał! Nie
musiałam katować się ocenianiem jej kobiecych kształtów, przy
których prezentowałam się bardzo marnie. Jak mógłby w ogóle
zastanawiać się przy wyborze mając do dyspozycji kobietę idealną
i mnie, karykaturalną wersję przeciętnej kretynki, która zaufała
jego pięknym słowom. Kłamał. Kłamał. Kłamał!
—
Oczywiście, gołąbeczki —
zaszczebiotała, wciąż szeroko uśmiechnięta. — Dam wam chwilę
spokoju, ale nie rozpędzajcie się zbytnio, bo chyba nie chcemy
żadnego skandalu przed wielką imprezą, prawda?
Mrugała
szybko powiekami, koncertując wzrok na sztywnym ze złości
Andreasie. Chyba wyczuł tą zawoalowaną groźbę w jej słowach. Ja
byłam całkowicie... bierna. Coś we mnie upadło. Nie mogłam
dokładnie zlokalizować tej części mojej duszy, która nagle
zniknęła, ale byłam niemalże pewna — to była nadzieja.
Trzasnęły
drzwi, Petra zniknęła, a ja wciąż stałam w tym samym miejscu i
nie reagowałam — na początku nawet wtedy, gdy Andreas zaczął
mną potrząsać, mocno trzymając za ramiona. Mówił coś szybko i
z uczuciem, ale ja go nie rozumiałam. Przed oczami miałam ciemność,
a z twarzy odpłynęła mi krew.
—
Miałeś mi za złe, że
tańczyłam z Richardem, a sam... sam... byłeś z tą... kobietą? —
tylko tyle udało mi się wydukać, bo z emocji zaczęła drgać mi
szczęka. — Dlaczego mi nie powiedziałeś? Dlaczego kłamiesz?!
Nie
wyrabiałam z oddechem, a atak paniki był tak silny, że nie mogłam
się opanować. Widziałam jego twarz jakby przez mgłę. Potrząsał
mną mocno, tłumacząc się — nie wierzyłam w ani jedno słowo.
—
Ona mnie osaczyła. Wcale nie
szukam kontaktu, to ona za mną chodzi! — wyjaśnił błagalnie. —
Musisz mi uwierzyć... Okłamałem cię, ale więcej tego nie zrobię.
Przysięgam!
—
Nie! — krzyknęłam, bo
emocje wzięły górę. — Mam dość, wychodzę.
Szarpnęłam
się i odwróciłam w stronę drzwi, obciągając sukienkę.
Postanowiłam odszukać Sabine, by powiedzieć jej, że źle się
poczułam. Miałam ochotę zamknąć się we własnej skorupie i wyć,
bo właśnie mój pięknie zbudowany świat zawalił się
doszczętnie, popadając w ruinę.
Albo
nie... chciałam znaleźć Richarda! On by mnie zrozumiał. To jego
potrzebowałam w takiej chwili — a także zapomnienia i szczerej
rozmowy z kimś, kto przyglądał się wszystkiemu z boku. Byłam
taka zdezorientowana...
—
Jeszcze nie skończyliśmy —
zawołał zdenerwowany Andreas, oplatając palcami mój nadgarstek i
ciągnąc mnie do siebie jak własność, bo tak miał wtedy w
zwyczaju.
To
wystarczyło. Nie wiem skąd wziął się we mnie taki impuls, ani
kiedy stałam się na tyle odważna, by to zrobić — sekundę
później uderzyłam go w twarz z taką siłą, że aż zabolała
mnie dłoń.
Pożałowałam
tego od razu, gdy zobaczyłam jak przyłożył palce do czerwonego
policzka, patrząc na mnie z niedowierzaniem wielkimi oczami. Błękit
powoli zamieniał się w lód, a czerń źrenic pożerała tęczówkę.
Byłam
pewna, że mi odda. Powinien to zrobić... ale nie zrobił. Rzucił
mi ostatnie rozwścieczone spojrzenie, opuszczając rękę, którą uniósł w
odruchu kontrataku i... po prostu odwrócił się, wychodząc z
pokoju. Zostawił mnie samą.
Krzyknęłam,
choć bez skutku. Wpadłam na drzwi, które zamknęły się za nim z
głośnym trzaskiem i uderzyłam czołem w zimne drewno, po raz
kolejny odnajdując przyjemność w bólu...
Andreas sam sobie komplikuje życie. Jakby powiedział Laurze, że spotkał Petrę w lesie, to sądzę, że łatwiej by to przyjęła niż jak sama to wywnioskowała z tej całej konfrontacji.
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się nowego opowiadania :)
Pozdrawiam i zapraszam - http://born--to--fly.blogspot.com/
rany, ale się porobiło :O nawet nie wiem co pisać z tych emocji, bo rozdział jak zwykle cudowny, tylko smutny :C mam nadzieję, że wszystko wróci do normy bo smuci mnie ta sytuacja między Andim i Laurą tak jak smuci mnie to, że zbliżamy się do końca twojego opowiadania :/
OdpowiedzUsuńjestem bardzo ciekawa jak to się dalej potoczy, nie mogę doczekać się dalszego ciągu i nowego opowiadania <3
Dziękuję za komentarz :)
UsuńO jejku jejku. Skomplikowało sie. Idealna para przestała byc idealna. Kolejny rozdział to juz bedzie epilog czy jeszcze nie? Pozdrawiam i życzę weny :*
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz :)
UsuńPistolet, trzy naboje. Strzał nr.1 Petra aka mogę myć nią podłogę masażystka, nr.2 Richard aka upiję Laurę Freiteg, nr.3 Petra aka wyczucie czasu trenera.
OdpowiedzUsuńA wszystko to gdyż :
Nr.1 kusi naszego biednego Andreasa, niby może podejmować swoje decyzje,ale ona mąci mu w głowie, przeszłość robi swoje, wspomnienia...jakby było mało to wywołuje sprzeczne myśli u Laury.PACH leży z dziurą.
Nr.2 Upił ją, wywołał zazdrość Andiego,małą sprzeczkę, a alkohol najprawdopodobniej był też jednym z powodów ciosu Laury w Andiego. Niby każe Laurze wyluzować, ale czy to wyjdzie na dobre? Też miesza, może sobie podać rękę z panią uwodzicielką. Ups.Za późno PACH. Leży i nie widać jakichkolwiek oznak życiowych.
Nr.3 Podnosi się, dostała tylko ocierkę o ramię, chybiony strzał, silna bestia,mimo,że krwawi, podejmuje dalsze działania na swoją zgubę. Było już tak dobrze, weszła, Laura zdenerwowana, Andi zdenerwowany, piękna chwila zepsuta, powód kłótni (kolejnej), przez nią Wellingera boli policzek i serce.To już koniec. Pach, pada, krew leje się z ust, praca serca ustaje.
I tym oto sposobem świat staje się piękniejszy, Laura i Andreas szczęśliwi, lof foeva, dzieci,domek z ogródkiem, piesek, bjutiful łord.
Pierwsza część dużo wyjaśniła,pokazała uczucia Andreasa, przyczynę jego postępowania,że jest świetnie opisane mówić chyba nie muszę, Twe opisy są przeboskie.I ja je trawię, co musisz wiedzieć jest wielkim osiągnięciem, taki Sienkiewicz np. tego nie osiągnął i nigdy mnie nie przekona.
Przejdźmy do optymistycznych akcentów, stała towarzyszka Wanka? CZAPKA! Sorry Sabine,przegrałaś. Rozwaliło mnie to i wyobraziłam to sobie hahah kolejna inspiracja do działań w programach graficznych, także dzięki Ci dobra kobieto :D Kolejny powód do uśmiechu to ich nieustająca miłość, rozpłynąć się można, mimo całej koszmarnej otoczki, wyobrażenie spojrzenia pełnego miłości i moje serce się cieszy :) Szkoda,że niszczą sobie tą miłość,że są tak podatni na czyny innych...
Pozdrawiam i czekam (nie)cierpliwie na kolejne części tej pięknej historii :*
Dziękuję za komentarz :) Twoje opinie to mistrzostwo i wiedz, że uśmiałam się przednio już nie pierwszy raz ♥
UsuńNo i w końcu się doczekałam wielkiego krachu w tym uroczy związku. Chciałam krwi i jest krew. Andreas traktuje Laurę jak małe dziecko i ona w końcu sobie to uświadomiła. Co teraz zrobi? Znajdzie Rysia? Niech ona go znajdzie i z nim pogada. No i zobaczymy co będzie.
OdpowiedzUsuńTeraz będę się męczyć i czekać na następny rozdział. Życie jest ciężkie.
Dziękuję za komentarz :)
UsuńRozdział świetny,wyśmienity <3 Boże co ta Petra z nimi robi? :/ Tak się kochali,tak za sobą szaleli,tak ... A teraz Laura uderzyła go w twarz!Nadal nie mogę w to uwierzyć! Jakim cudem jakaś głupia baba po 40 może tak psuć ich relacje i szczęście? Masakra jakaś! Szkoda,że Andreas ją okłamał bo gdyby nie to Petra by nie namieszała,a teraz... Obawiam się o zakończenie tej historii. A w kolejnym już epilog dobrze zrozumiałam ? Czy jeszcze nie? ;) Tak bardzo chciałabym czytać to opowiadanie w nieskończoność :3 Ale sie nie da :( Tak przyzwyczaiłam się do tej pięknej historii ;/ Nawet nw jaki uśmiech wywołujesz u mnie gdy widzę,że pojawia się nowy rozdział :) Ja też w planach po Andreasie i Nikki mam napisanie opowiadania o Maćku :) Widzę,że myślimy podobnie ;)) Ok czas spać bo się nie wyśpie na skoki :D Pozdrawiam i weny ! ;* Z niecierpliwością czekam na kolejny ;) Mam nadzieję,że nie zrezygnowałaś z mojego opowiadania i przeczytasz go kiedyś ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńtak szybko napisałam poprzedni komentarz, że teraz go piszę ponownie, bo nie napisałam wszystkiego, co chciałam przekazać :D no więc niezmiernie cieszy mnie fakt kolejnego opowiadania spod Twojej ręki (a o Polakach to już w ogóle ), a co do tego to part jak zwykle świetny, do tego wrzuszajacy, umiesz wszystkie emocje tak przedstawić, że ma się wrażenie, jakby się tam było z bohaterami :)
UsuńDużo weny i mnóstwa pomysłów ! :D
Dziękuję za komentarz :)
UsuńA miało być tak pięknie...
OdpowiedzUsuńBoże, mam ochotę przeorać ryjem Petry po ziemi, serio!
Po co ona się tutaj w ogóle zjawiała? Wszystko psuje, knuje i wprowadza jakieś marne intrygi, byleby zbałamucić Andiego od nowa. Pfff, biegała w lesie, dobre sobie. Od razu było wiadomo, po co tam polazła. Serio już myślałam, że Andi ponownie jej ulegnie i będzie po sprawie, ale pozytywnie mnie zaskoczył odpychając ją. Ale...On już nic do niej nie czuje tak? Sama nie wiem, bo on dziwnie reaguje. Przynajmniej znamy powód dlaczego tak się zachował w stosunku do Laury, ale jednak mógł poskromić swoje emocje. Przynajmniej w jej obecności...
Na Richarda też jestem zła. Upił ją, zaprosił do tańca, kusił dotykiem, głosem i co sobie myślał? Że będzie jego? No masakra jakaś! Andi to zobaczył, wkurzył się, pojawiła się Petra i wszystko się posypało. Kłamał. Sama nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Chociaż jakby od razu powiedział całą prawdę może byłoby inaczej, a tak to? Jest smutek...
Kolejny rozdział to już epilog? Błagam powiedz, że nie :D
I gratuluję rocznicy! ;*
Buziaki ;*
Petra to jednak potrafi namieszać.. Tylko czy nasz Andii naprawdę już nic do niej nie czuje? ;> Bo to co On wyprawia gdy o niej słyszy i to jak łatwo byłby w stanie jej ulec mnie po prostu przeraża! Nie dziwię się Laurze, że się go wystraszyła jak uderzył pięścią w ten słup. Późniejsze wyrzuty Wellingera o Ryśka w sumie też nie do końca uzasadnione, chociaż mam wrażenie, że Rysiu dobrze wiedział co robi upijając Laurę.. Kusił ją oj kusił.. Tylko jak by tego było mało to na samym końcu pojawia się jeszcze Petra, która dolewa oliwy do ognia.. I nie dziwię się Laurze, że go uderzyła, bo perfidnie ją okłamał..
OdpowiedzUsuńDziękuję za rozdział i mam nadzieję, że jeszcze parę rozdziałów Ci zostało kochana :* Bo wiesz miała bym chociaż namiastkę skoków dzięki Twojemu opowiadaniu, bo tak pustą będzie teraz po zakończeniu sezonu.. :(
Wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy! Pisz nam jak najdłużej! Duuużo weny :* :)
Pozdrawiam i ściskam :)
Kondziorek ;D
Mnie frapuje jedno. Jak Schuster wydedukował, że obecność tej całej Petry będzie miała dobry wpływ na formę, samopoczucie i skoki Andiego i całej drużyny? On nie ma mózgu czy pobiera korzyści majątkowe od innych ekip?
OdpowiedzUsuńPetra Petrą, ale to nie Petry wina że Wellinger głupieje. Trzeba się ogarnąć, myśleć tą częścią ciała, która jest do tego przeznaczona i się nie dać. Przecież wszystko zależy od nich samych, a nie od Petry.
Dziękuję za komentarz :) Schuster to jest palant, i tyle w tym temacie :)
UsuńZ jednej strony żal mi Andreasa, z drugiej nie. Mało jest związków idealnych, w których nie ma żadnych przeszkód, a najczęściej miesza właśnie przeszłość. Co w takiej sytuacji robić, kiedy ciemna przeszłość jednej osoby odbija się na związku? Najlepiej, by ta druga osoba wykazała się zaufaniem, a ta druga szczerością, czasem aż do bólu. Niestety Andreas tego nie chce albo... nie potrafi. Dlatego jestem rozdarta i nie wiem do końca co o nim myśleć. Na ile nie chce być szczery, na ile sytuacja go przytłacza? To się pewnie niedługo okaże.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na następne rozdziały! :)
Dziękuję za komentarz :)
UsuńZachowanie Andreasa zaskakuje mnie coraz bardziej. Podobnie zresztą jak to, co wyprawia Laura. Rozumiem, że może być zła na Andiego że ją okłamał. Nie powiedział jej prawdy, że spotkał Petrę. Ale to chyba nie jest powód, żeby od razu tak się wściekać? Tak... kurczę, nawet nie wiem jak to ująć. W każdym razie chodzi mi o to, że potrzebna jest im szczera rozmowa. Laura powinna pozbyć się tej swojej podejrzliwości, a Welli powinien się ogarnąć i zdecydować o co mu chodzi. I w ogóle w jakim celu jPetrę sprowadzono z powrotem? Nie rozumiem.
OdpowiedzUsuńAndreas jest w ciężkiej sytuacji, bo jest przecież bardzo młody... takie komplikacje i zawirowania wieku młodzieńczego są chyba normalne, no nie?
Piszę głupoty, ja wiem. Ale to opowiadanie wzbudza takie emocje, że nie umiem się składnie wypowiedzieć. Przepraszam.
Pozdrawiam^^
Świetny rozdział , jak zwykle :D
OdpowiedzUsuńWanki genialny z tą czapką , haha xdd
Wielbię Wellingera ponad życie , ale Laura powinna być z Rysiem <3
Czekam na nn .
Zapraszam na 2 i proszę komentarz >http://love-you-miss.blogspot.com/2014/03/rozdzia-2_26.html
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Lolkaa:)
zapraszam na nowy rozdział na http://strefa-id.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńP.S. Czy możesz informować mnie o nowościach na moim asku (link na blogu), ponieważ jakoś ostatnio rzadko mnie informujesz i nie mam czasu, zapominam o tym, żeby tu wszystko nadrobić, a bardzo bym chciała :)
No to chyba bardziej już się nie mogło pokomplikować xD
OdpowiedzUsuńMam wrażenie , że to dopiero cisza przed burzą , a boję się myśleć , co będzie dalej . Laura chyba nie za bardzo ogarnia , co się dzieje wokół .
A Petra ? Ciekawa jaki ma cel , oprócz tego , że chce znowu odzyskać (?) Andreasa . Wellinger to ostatni palant , raz zachowuje się bardzo czule i opiekuńczo w stosunku do Laury , żeby potem zademonstrować jej swoje nagłe wybuchy złości . Kto go zrozumie ? :D
Czekam z niecierpliwością na następny < 3
Pozdrawiam ; *
O rety, jak ja wyczekiwałam tego rozdziału. Co chwila sprawdzałam, czy już się pojawił, a jak już rzeczywiście pojawił się, to piałam z zachwytu. A teraz mam wreszcie chwilę, aby nabazgrać komentarz, bo takie rozdziały zasługują na same dobre słowa.
OdpowiedzUsuńLubię gdy siedzisz w głowie Andreasa i ukazujesz wszystko z jego perspektywy. Zmiany, jakie w nim zachodzą są tak gwałtowne i niespodziewane, że zrozumienie ich bez zajrzenia w głowię Welliego chyba byłoby niemożliwe. Ale ja go takiego lubię. Zmiennego jak pogoda, gwałtownego, zagubionego, choć na zewnątrz stwarza pozory takiego twardziela.
Nie będę oryginalna mówiąc, że nie lubię Petry, bo w mojej głowie rysuje się jako nadmuchana mamuśka z cyckami większymi od głowy Freitaga, która wszędzie pcha swój nochal i próbuje być dobra na siłę. A to jej przystawianie się do Wellingera... bleh. Mi to pod pedofilię podchodzi. :P
No i przez nią dzieją się takie przykre rzeczy między Andim a Laurą. No jak można nie dać im tego szczęścia, no!
Jedno musi się stać: Laura nie może przestać wątpić w Andiego i musi zacząć odpychać wszelkie negatywne myśli, no bo w sumie, jak go kocha, to powinna mu ufać, nieprawdaż?
Lubię rozmowy dziewczyny z Ryśkiem. Ogółem bardzo lubię tutejszego Ryśka. Taki kochany jest, ciepły, milusi i w ogóle. Ja bym z nim chętnie potańczyła tak, jak Laura. Byleby mi tylko taki Wellinger potem nie wyskakiwał z pretensją, że sobie zrobiłam małe tany-tany z kumplem! Och, jak ja nie lubię tej zazdrości!
Petra, do cholerki, Ty wiedźmo jedna! Nie lubię jej, mówiłam już? No toć oni już się prawie pogodzili i byłoby fajnie i milutko, i ona musiała się wpierniczyć... Ja ot bym jej własne tipsy kazała zeżreć, za takie coś... No i jak oni mają być szczęśliwi? No jak?
Woah, Welli dostał po mordzie... Najpierw zaczęłam się śmiać, bo sobie to wyobraziłam, a potem stwierdziłam, że hej, nie, to poważna sprawa. I teraz to ja już jestem tylko ciekawa, jak to się może dalej potoczyć, no bo kurczę, pokomplikowało się... Także ten, czekam na kolejny świetny rozdział i pozdrawiam serdecznie! :)
kiedy coś nowego? :)
OdpowiedzUsuń