LAURA
*****
-
Pomóż mi.
Sabine
podniosła jasnowłosą głowę znad aparatu, który trzymała w
dłoniach i powoli rozmontowywała. Uniosła brwi na znak zdziwienia,
bo przez większą część wieczoru wcale się do niej nie odzywałam
- dzieliłyśmy pokój w norweskim hotelu, a ja od samego przyjazdu
nie mogłam wydusić z siebie ani słowa.
-
W czym konkretnie mam ci pomóc? - spytała oschle, widocznie
obrażona.
Miała
mi za złe, że nie przyznałam się jej wcześniej do swoich uczuć
wobec Andiego. Dopiero żal i rozpacz, w którą wpadłam po rozmowie
w samolocie sprawiły, że wypłakałam całe morze łez, które
wsiąkły w jej bluzkę. Tuliła mnie niczym matka, której nie
zdążyłam zapytać jak żyć, by uniknąć takich sytuacji. Jak się
bronić, gdy serce mówi co innego niż rozum. Jak dać sobie radę z
tym nawałem emocji i stanów, które przychodzą nagle i całkowicie
pustoszą moje wnętrze, nawet gorzej niż makabryczne sny.
-
Chcę się zmienić.
Słabo
skrywana złość natychmiast ustąpiła miejsca zainteresowaniu -
Sabine uwielbiała być dla innych przewodniczką, nauczycielką...
Zwietrzyła okazję.
-
Chodzi ci o wygląd? - spytała odrobinę niepewnie, nie chcąc mnie
urazić.
Pokiwałam
głową. - Wygląd, zachowanie... wszystko. Naucz mnie jak być
dziewczyną wartą zainteresowania. Taką jak ty.
Patrzyła
na mnie intensywnie i nie wiedziałam czy oceniała moje szanse na
jakąkolwiek metamorfozę, czy może myślała o czymś całkowicie
innym. W jej oczach pojawił się dziwny błysk, gdy odstawiła
aparat na blat i ruszyła w moim kierunku z wyciągniętymi
ramionami.
-
Głuptasku! Nie musisz się zmieniać dla faceta - stwierdziła,
obejmując mnie ciasno, aż brakło mi tchu. Rozczochrała moje włosy
dłonią. - Jesteś wspaniała sama w sobie i nie staraj się tego
zmieniać, bo ten gówniarz jest ślepy jak nowo narodzone kocię.
Oddychałam
głośno, a nerwowe drżenie opanowało całe moje ciało -
upokorzenie boli bardziej, niż uderzenie w twarz. Chciałam zrobić
coś... cokolwiek. Chwycić się czegoś, bo leciałam w otchłań,
wciąż jeszcze siedząc na łóżku.
-
Trzymam cię - szepnęła Sabine, a jej obecność dodawała mi
odwagi przed rozwijającym się atakiem paniki. - Wypłacz się, bo
to przyniesie ukojenie. Jestem tu przy tobie i nigdzie się nie
wybieram. Przepraszam, tak bardzo, że zaniedbałam cię ostatnio.
Wank dosłownie przesłonił mi świat - mówiąc to, zaśmiała się
wesoło.
Czknęłam
głośno i rozbeczałam się na całego. Było mi wstyd, bo znów
stawałam się tą smutną dziewczyna, którą tak bardzo chciałam
zostawić za sobą. Przez głowę przelatywało mi tysiąc myśli na
minutę, a każda z nich dotyczyła sposobu w jaki mogłabym odebrać
sobie życie. Nie chciałam ich - podsuwał je okaleczony wiecznymi
niepowodzeniami umysł. Potrzebowałam lekarstwa, i to natychmiast.
-
Pomóż mi... pomóż - błagałam, bezwiednie wbijając palce w jej
ramiona, a ona zacieśniała uścisk.
-
Pomogę - obiecała i wiedziałam, że mówiła prawdę.
ANDREAS
*****
-
Źle! - ryknął trener, gdy tylko pojawiłem się w jego polu
widzenia, a ja zupełnie bezmyślnie dałem upust nagromadzonej
agresji i z całej siły rąbnąłem o ziemię trzymanym w ręce
kaskiem. Odwrócili się wszyscy - przechodzący kibice, operator
kamery i zawodnicy.
Mroźny
wiatr szarpał mi włosy i studził rozemocjonowaną głowę, gdy
dosłownie sztyletowałem Schustera wzrokiem. Takie coś zdarzyło mi
się po raz pierwszy, więc całkowicie zapomniałem o obecności
ciekawskich ludzi, tylko czekających na odrobinę sensacji. Wcale
nie pomagał mi fakt, że guzy na czole przybrały barwę zgniłej
żółci. Wyglądałem jak jakiś menel, który z braku innej
możliwości założył na siebie śmieszny, obcisły kombinezon.
-
Zwiało mnie - warknąłem, podnosząc upuszczone wcześniej narty.
Trener
zaśmiał się widowiskowo i ironicznie. Za moimi plecami mignęło
światło - prawdopodobnie właśnie nas nagrywano. Zacisnąłem
dłonie w pięści, koncentrując się na białych obłokach pary
opuszczających moje usta.
-
Popełniłeś kardynalny błąd przy wyjściu z progu - oznajmił,
podchodząc do mnie i odciągając na bok. Uścisk jego dłoni na
moim ramieniu był tak silny, że aż zacisnąłem zęby. Nie w smak
mi był ten manifest wyższości. To ja skakałem, nie on.
-
Dostałem podmuch!
Szarpnąłem
się, prostując na całą wysokość, więc mogłem spojrzeć mu
prosto w oczy - jak równy z równym. Wiedziałem, że wciąż
przyglądało nam się sporo osób - wiadomo jak to mogło wyglądać.
Kątem oka zobaczyłem Wanka, który stał tuż obok, czekając, by w
razie potrzeby interweniować. Pozostali też się czaili -chyba
myśleli, że walnę trenera. Mały Andi już nie był taki mały...
-
Porozmawiamy po konkursie - spuścił trochę z tonu, ale nie
odwrócił wzroku. Ja nawet nie mrugnąłem. - Teraz zabieraj swój
tyłek na górę i uważaj na te wielkie podmuchy, które tak cię
dziś atakują - dodał, a na odchodnym trącił mnie ramieniem.
Stałem
sztywno wyprostowany jeszcze przez chwilę, aż znów wyczułem
obecność Wanka. Furia powoli mnie opuszczała, wracała świadomość
miejsca i czasu, w których się znajdowałem. Wreszcie przestałem
widzieć na czerwono.
-
Młody! Ale odstawiłeś manianę... - Wank zagwizdał z podziwem. -
Myślałem już, że nasz treneiro wytarga cię za ucho, taki był
wpieniony.
Potarłem
piekące oczy. Wciąż ciężko oddychałem, a serce biło mi jak po
szalonym biegu, ale wewnątrz opanowało mnie potworne zmęczenie.
Miałem dość!
-
Daj mi spokój - zawołałem, próbując go ominąć.
-
Sam go nie mam, więc jak dać go tobie? - spytał, waląc mnie w
ramię jakbym był jakimś cholernym workiem treningowym. Popchnąłem
go, zgrzytając zębami i ruszyłem przed siebie.
-
Kretyn.
-
Ja też... tak bardzo... cię kocham! - zawołał specjalnie głośno,
piskliwie i z wielkim uczuciem, a kilka dwunastolatek stojących za
bandą prawie zemdlało z wrażenia.
***
Moje
triumfujące spojrzenie przewiercało Schustera na wylot. Wysoko
uniosłem głowę, bo miałem prawo być dumny. Co powiesz teraz?
Pasuje mi to stawanie na podium? Kiwnął głową z uznaniem,
widocznie natychmiast zapomniał o naszym wcześniejszym starciu.
Awans z dwunastego miejsca na trzecie był znaczący i nikt nie mógł
mi wypomnieć, że nie zrobiłem wszystkiego, by się poprawić -
rekord skoczni pobity o dwa metry mówił sam za siebie.
Dziennikarze
tylko przelotnie zwracali uwagę na moją poobijaną twarz, o nic nie
pytali, biorąc sińce za efekt jakiegoś niefortunnego upadku. Ja
pamiętałem o nich stale - przy każdym uderzeniu serca, które
pobudzało je do bólu pulsującym rytmem, wspominałem powód ich
powstania.
Nie
było jej na konkursie - wypatrzyłem to już wcześniej, bo kilka
razy mignęła mi przed oczami Sabine. Sama, zaopatrzona w dużą
lustrzankę. Biegała to za trenerem, to za innymi, a mnie
ignorowała. Dziwne, bo zawsze, gdy miałem okazję je spotkać,
trzymały się razem. Nigdzie nie widziałem charakterystycznych
włosów i twarzy Laury. Miała taką fajną, dużą czapkę, która
zasłaniała jej pół buzi - jakby chciała się pod nią schować.
Ukryć te smutne oczy, które tak bardzo mnie interesowały.
Znów
to robiłem, cholera! Dalej o niej myślałem, i to nawet częściej
niż przedtem - zanim naopowiadałem jej niestworzonych bajek o
zakładzie, który praktycznie nie miał miejsca. Zanim ją do siebie
zraziłem. Miałem koncentrować się na skokach, tak? Dobra. Tylko
dlaczego potężne poczucie winy wierciło mi w środku dziurę tak
wielką, że ledwo mogłem myśleć?
***
-
Odwołali jutrzejsze zawody, czaisz? - spytał Richard, zatrzymując
mnie w tłumie. Wokół nas aż roiło się od ludzi opatulonych w
ciężkie, puchowe kurtki, a ja wciąż nie włożyłem swojej. Było
mi strasznie gorąco. Spojrzałem na niego jakby mówił do mnie w
pradawnym języku. Huraganowy wiatr zawiewał mi śnieg do oczu i
zabierał oddech.
-
Co?
-
Jutro nie skaczemy - wyjaśnił dokładnie akcentując każde słowo.
- Co się z tobą dzieje, młody?
Gdy
dotarł do mnie sens jego słów, nie mogłem określić czy było mi
to na rękę, czy nie - byłem po prostu bardzo zmęczony i obolały.
Chciałem tylko spać.
-
Nie czuję się zbyt dobrze. O której mamy samolot?
-
Jutro wieczorem - oznajmił, jakby to było oczywiste. Bo było - lot
mieliśmy zarezerwowany na kilka godzin po konkursie, który właśnie
odwołano. Mój mózg działał niezwykle wolno, więc odruchowo
zgodziłem się na propozycję Richarda, który stwierdził, że
skorzystamy z okazji, jadąc do jakiegoś klubu w mieście.
-
Super, bo już myśleliśmy, że będziesz wolał zostać w pokoju i
płakać w poduszkę - wyszczerzył się i zostawił mnie samego.
Minutę później wciąż przetwarzałem jego ostatnie słowa.
-
Co? - rzuciłem, ale nikt mi nie odpowiedział.
LAURA
*****
-
Wróciłam! - zawołała Sabine, a jej głos wybudził mnie z półsnu,
w który zapadłam zaraz po jej wyjściu. Podniosłam głowę, wciąż
leżąc na swoim łóżku - ściągała właśnie grubą,
czerwoną kurtkę, która dosłownie ociekała topniejącym śniegiem.
-
Zmarzłaś? - spytałam sennie, przecierając oczy. Czułam na skórze
chłód, który ze sobą przyniosła.
-
Jakbym przez te dwie godziny siedziała w cholernej lodówce! -
wydukała, szczękając zębami. Czym prędzej podbiegła do
grzejnika i objęła go z niesłychaną czułością i westchnieniem
ulgi.
-
Myślę, że Wank mógłby się obrazić - stwierdziłam. - Nawet
jego tak nie tulisz.
Wyszczerzyła
się, ale jej spojrzenie było badawcze - wcześniej obawiała się
pozostawienia mnie samotnie w pokoju. Wreszcie po wielu namowach i
przekonywaniach z mojej strony, poszła na konkurs sama i odwaliła
całą robotę, za co byłam jej niezmiernie wdzięczna.
-
Jutro to ja będę pracować na pełnych obrotach, a ty tylko
popilnujesz bym nie narobiła głupich błędów - zwróciłam się
do niej, siadając obok. Pod plecami poczułam przyjemne ciepło,
które zaczęło promieniować do mojego wnętrza. Niepokój powoli
zanikał.
-
Oj, obawiam się, że kolejną okazję do wykazania się będziesz
miała dopiero w przyszłym tygodniu - rzekła, patrząc na mnie
przepraszająco. - Odwołali jutrzejszy konkurs ze względu na ten
huragan.
Dłonią
wskazała na widok za oknem - w mleczno-złotym świetle pobliskiej
latarni widać było świat tonący w opadach gęstego śniegu
szarpanego porywistym wiatrem. Mimowolnie przeszedł mnie dreszcz.
-
No to po zawodach.
-
Niestety - przytaknęła.
Zapatrzyłam
się na chwilę - może to i lepiej? Przynajmniej się wyśpię i nie
będę zmuszona do oglądania... jego... jeszcze przez kolejne
kilkanaście godzin. Moje skołatane serce odpocznie.
-
Za to mam dla ciebie dobre wieści - zaszczebiotała, klaszcząc w
dłonie jak mała dziewczynka, więc wiedziałam już co było na
rzeczy.
-
Nie - rzuciłam szybko.
-
Taaak!
-
Nie, nie, nie.
Potrząsałam
głową aż pokój zaczął mi wirować przed oczami. Sabine zmrużyła
oczy.
-
Chciałaś metamorfozy, tak? - spytała zaczepnie, opierając dłonie
na kolanach.
Tym
razem musiałam przyznać jej rację.
-
No! Zbieraj się, wychodzimy. Nie chcesz chyba spędzić wolnego
wieczoru rycząc w poduszkę?
-
Gdzie pójdziemy? Co będziemy robić? - dopytywałam się,
analizując w myślach perspektywę pozostania w pokoju i ryczenia w
poduszkę.
-
Do klubu. Bawić się - ogłosiła, wzruszając ramionami. - Musisz
się wreszcie tego nauczyć, dziecino.
-
Przecież się bawię! - krzyknęłam, wspominając ostatnią
imprezę.
Sabine zmarszczyła brwi.
- Wybacz, że ci to powiem, ale tańczenie w samotności przy wizualizacjach z Winampa jest żałosne. Otworzyłam szeroko usta, całkowicie oburzona.
Sabine zmarszczyła brwi.
- Wybacz, że ci to powiem, ale tańczenie w samotności przy wizualizacjach z Winampa jest żałosne. Otworzyłam szeroko usta, całkowicie oburzona.
-
Wcale tak nie robię!
Puściła
mi oko i poruszyła brwiami w sugestywny sposób.
-
Robisz, robisz. Myślałaś, że nie widzę.
***
Zrobiła
mnie na bóstwo w czasie krótszym, niż ten, którego ja
potrzebowałabym na zwykłe wyszczotkowanie włosów. Powierzyłam
jej tą metamorfozę, bo wiedziałam, że tylko ona mogła mi pomóc
w odnalezieniu prawdziwej siebie - byłam pewna, że gdzieś tam w
środku kryło się moje normalne oblicze. Dziewczyna warta uwagi i
miłości, zasługująca na doświadczenie czegoś wspaniałego. Może
tylko trochę się w tym życiu pogubiłam? A może tak naprawdę
jeszcze się nie odnalazłam?
-
Nie musisz dziękować! - ogłosiła triumfalnie, gdy wcisnęłam się
w jej mikroskopijną sukienkę. Powiodłam niepewnym wzrokiem po
swoich odkrytych nogach, odzianych jedynie w cienkie rajstopy i
wyobraziłam sobie jak będzie zimno, gdy tylko zrobię krok w
śnieżycy panującej za oknem.
-
Mimo tego... dzięki - wymamrotałam. - Za wszystko.
Wydęła
dolną wargę i skrzywiła się malowniczo, biorąc mnie w ramiona -
tym razem mniej gwałtownie, uważając na moją wypielęgnowaną
fryzurę. Kiwałyśmy się parę chwil, a puszczając mnie, nakazała:
-
Kończymy z depresją, tak? Od dzisiaj masz być tylko i wyłącznie
szczęśliwa.
Pokiwałam
głową, a motyle w moim brzuchu rozszalały się na dobre.
***
Przeciskałam
się przez parkiet całkiem sprawnie, choć wysokie obcasy i ta
śmieszna, obcisła szmatka wcale mi w tym nie pomagały. Jakaś
dziewczyna trąciła mnie łokciem z taką siłą, że tylko cudem
uniknęłam wywrotki. Złapałyśmy równowagę, podpierając się
nawzajem. Przeprosiła, rozchichotana, by zaraz wrócić w ramiona
swojego partnera. Utonęli w namiętnym uścisku. Uniosłam oczy w
górę - z olbrzymich głośników zaczęła płynąć na pozór
nastrojowa piosenka, podrasowana nutką dubstepu. Ściany drżały,
gdy wokół mnie zaroiło się od zakochanych, a ciężkie powietrze
zaczęło wprost parować od seksualnego napięcia. Zagryzłam wargę,
bo dotarło do mnie, że gdzieś tam Sabine obściskiwała się ze
swoim olbrzymem Wankiem, a ja nie miałam innego wyjścia, niż
zaczekać na nią pokornie gdzieś w kącie, jak zwykle zresztą.
Gdy
tylko zobaczyłam go w tłumie, serce podeszło mi do gardła - jak
to się stało, że musiał być akurat tam gdzie my? Przecież
Sabine obiecała, że ten wieczór będzie tylko nasz... Podobno
wpadł, bo nie mógł znieść myśli, że ktoś mógłby poderwać
jego kobietę. Sam, jak podkreślił - przyjechał samotnie. Mimo
wszystko złożyło się tak, że Sabine była z nim, a ja znów sama
i nie zanosiło się na poprawę sytuacji.
Ze
wstydem poprawiłam opadające ramiączko sukienki - wiedziałam, że
to całe strojenie się pójdzie na marne, ale mimo to miałam jakąś
głupią nadzieję... Oh, ależ byłam naiwna! Postanowiłam znaleźć
sobie jakąś ustronną lożę, by w spokoju zaczekać aż Sabine
skończy romanse na parkiecie. Szłam szybko, bo coraz lepiej
wychodziło mi poruszanie się na obcasach.
Wpadliśmy na
siebie nagle, tuż przy wyjściu z sali. Zachwiałam się, a on
zręcznie złapał mnie w pasie. Nie dopuszczałam do siebie żadnych
myśli. Zero insynuacji - pewnie był tam całkowicie przypadkiem,
przecież to taki wielki, sławny klub, a Wank powiedział, że
zgubił kolegów po drodze, więc...
Podniosłam wzrok, choć
wiedziałam, że później wypłaczę sobie przez to oczy. O nie...
nie, błagam, nie patrz tak na mnie... Nie w ten sposób... Jego
tęczówki pełne były wszystkich zimowych odcieni błękitu, jak
barwa śniegu zmieszana z kolorem nieba w mroźny, słoneczny dzień.
Chciałam
go wyminąć, ale wciąż jeszcze nie zdjął ręki z mojej talii.
Tym razem nie przeszkadzało mu, że na niego wpadłam? Dlatego, że
wyglądałam inaczej? Dlatego, że się zmieniłam? Oderwałam dłonie
od jego przedramion, próbowałam się wyswobodzić, a wtedy on
pochylił się i powiedział coś, co sprawiło, że mimowolnie
zacisnęły się wszystkie mięśnie w moim ciele.
-
Szukałem cię.
Nie wierzyłam mu. Nie wierzyłam w ani
jedno jego słowo, ale... odsunęłam od siebie myśli o głupich
zakładach i nagle wylądowałam między ocierającymi się w tańcu
parami, a moje serce galopowało tak szybko.
Przyciągnął mnie
zdecydowanie za blisko - nigdy wcześniej nie byłam dotykana w ten
sposób - ale miałam tak mało sił, by go powstrzymać. Piorunując
go spojrzeniem odciągnęłam jego prawą rękę, lecz natychmiast
zostałam pokonana.
Patrzył na mnie oczami o rozszerzonych źrenicach
- jeszcze nigdy nie czułam na sobie tak ciężkiego spojrzenia.
Oddychał szybko i niespokojnie, a jego żelazny uścisk na moim
nadgarstku sprawiał, że prawie mdlałam z wrażenia. Szarpnęłam
się. Nic z tego - uniósł wyżej nasze ręce i tym samym znalazłam
się jeszcze bliżej jego ciała. Czułam go wszystkimi zmysłami i
odbierało mi to rozum. Nie mogłam myśleć!
- Powiedz mi,
że mam przestać, to przestanę - droczył się.
Nie
zauważyłam wcześniej, że był o tyle wyższy, silniejszy - wcale
nie patykowaty. Nie miałam z nim żadnych szans, a nie byłam
całkowicie pewna czy chciałabym podjąć walkę.
Bezwiednie
uniosłam swoją wolną dłoń i przesunęłam opuszkami palców po
jego posiniaczonym czole, wystającej kości policzkowej i nie mogąc
się powstrzymać, obrysowałam kontur miękkiej dolnej wargi.
Zacisnął powieki pod wpływem mojego rozdygotanego dotyku.
Otaczały
nas tłumy tańczących, pod butami drżała podłoga wstrząsana
uderzeniami basów, a ja czułam jakbyśmy byli tam całkowicie
sami.
Zbliżył
twarz tak, że nasze oddechy łączyły się w jeden, ale jeszcze
mnie nie pocałował... Napięcie, oczekiwanie, niepewność.
Przestałam mrugać, żeby nie przegapić odpowiedniego momentu, choć
świadomość jego niecierpliwych palców nerwowo gniotących
materiał mojej sukienki sprawiała, że miałam ochotę zamknąć
oczy i całkowicie się zatracić..
- Chodź ze mną -
mruknął mi nagle wprost do ucha, trącając wargami wrażliwą
skórę szyi i sprawiając, że opadłam z sił.
- Nie -
odparłam słabo, mocując się z jego rękami, ale całkowicie
daremnie.
-
Proszę - syknął, ściskając mnie jeszcze mocniej, a jego głos
wyrażał czystą desperację, nigdy wcześniej nikt tak do mnie nie
mówił.
Zmrużyłam
oczy, by echo tego słowa pozostało jak najdłużej w mojej pamięci.
Byłam zbyt oszołomiona nowymi doznaniami i zaskoczona jego nagłą
przemianą, by dwa razy się zastanowić. Poszłam, choć
podświadomie chyba już wiedziałam, że gorzko tego pożałuję.