ANDREAS
*********
To
się stało tak szybko — w sekundę po usłyszeniu głosu Sabine,
zerwałem się gwałtownie na równe nogi i niewiele myśląc
chwyciłem koc, by... przykryć nim Laurę.
Nie
wiem dlaczego to zrobiłem. Nie mam zielonego pojęcia po jaką
cholerę narzuciłem na nią ten kawał polarowego materiału tak, by
zakrył ją od stóp do głów, jakbym chciał ją ukryć i udawać,
że jej tam nie było.
Co
mi strzeliło do głowy? Chyba krew z całego ciała musiała spłynąć
mi w to jedno konkretne miejsce, bo z myśleniem było u mnie
kiepsko.
Wyprostowałem
się szybko, obciągając wymiętoloną koszulkę, a później
stanąłem oko w oko z blondynką. Mrugałem bardzo szybko, udając
niewinnego.
—
No, no... proszę, proszę... —
uśmiechnęła się jeszcze szerzej, opierając dłonie na wydatnych
biodrach. — … właśnie doszłam do wniosku, że chyba wybrałam
nie tego Andreasa co trzeba. Chłopcze, urosło ci się... że tak
powiem!
Zanim
zdążyłem połączyć te słowa z wymownym spojrzeniem, którym
mnie omiotła, Laura — wciąż ukryta — zaniosła się
spazmatycznym chichotem. Zmarszczyłem brwi, bo wiedziały coś, o
czym nie miałem pojęcia i śmiały się ze mnie...
Romantyczny
nastrój prysł, a moja samokontrola, wystawiana na próbę przez
tyle czasu, znów musiała stoczyć niewidzialny bój z własnym
ciałem. Nie, nie byłem wkurzony. Przecież cierpliwość to moje
drugie imię...
Cholera!
Było już tak blisko... miałem ją przy sobie... pod sobą.
Powiedziałem, że ją kocham, a ona była taka niewinna i prawdziwa!
To, co między nami zaszło, mogło być jeszcze piękniejsze, gdyby
nie Sabine i jej całkowity brak wyczucia czasu...
—
Mogłabyś nauczyć się pukać?
— spytałem z wyrzutem, siadając na rozkopanej pościeli, bo
wreszcie dotarło do mnie, że śmiała się z dosyć widocznego
dowodu mojej adoracji w stosunku do Laury.
—
Mam pukać do drzwi własnego
pokoju? — żachnęła się, a ja w tym momencie chwyciłem za koc i
ściągnąłem go z Laury, by wstydziła się razem ze mną. —
Wybacz, blondasku, ale napastowałeś mojego pączuszka... w dodatku
robiłeś to na moim łóżku. Jak mam teraz pójść spać?
Tym
razem oboje zmarszczyliśmy brwi.
—
Nie jestem pączuszkiem... —
obruszyła się Laura, chwytając moją dłoń i tym samym ocierając
się o nogawkę moich spodni, na co zareagowałem odruchowo i szybko
się odsunąłem. Spojrzała na mnie z wyrzutem.
—
Nie napastowałem jej! —
chciałem się usprawiedliwić. — Ona też tego chciała... to
znaczy... do niczego jej nie zmuszałem i... — już w tamtym
momencie robiłem z siebie kompletnego głupca, ale słowa same
cisnęły mi się na język, tak byłem zażenowany tą wpadką.
—
Nie wątpię — prychnęła
Sabine, podchodząc bliżej i zganiając nas z łóżka, by poprawić
pościel. Trzymałem się w odpowiedniej odległości od Laury, tak
by nasze ciała się nie stykały. Czułem się jak wulkan
sfrustrowania. — Ktoś te pająki przegonić musi, co nie
pączuszku?
Tym
razem to ja ryknąłem śmiechem, widząc jak wielkie zrobiły się
oczy mojej Laury, gdy spojrzała na swoją przyjaciółkę z żądzą
mordu wypisaną na twarzy. Ta sytuacja stała się tak absurdalna, że miałem ochotę przymknąć powieki i szczypać ramiona, by okazała się
snem — oczywiście od momentu wtargnięcia Sabine.
—
Zamilcz, Sabine, błagam
cię! — pisnęła, cofając się w moją stronę. Przylgnęła do
mnie plecami, poczułem zapach jej włosów i nagle wróciły te
wszystkie wspomnienia... była tak blisko... znów zbyt blisko, a ja
już ledwo nad sobą panowałem.
—
Muszę... muszę... —
wyjąkałem, odsuwając ją na odległość ramion. Mózg zmienił mi
się w papkę, a Sabine patrzyła na nas z triumfującą miną,
kiwając głową.
—
Wiem, że musisz, złociutki,
ale tej nocy sam się sobą zajmij, bo Laura idzie spać.
Jej
ton był żartobliwy, a jednak stanowczy i nawet puściłem mimo uszu
wzmiankę o zajmowaniu się samym sobą. Też mi coś! Odezwała się
ta, co wyciskała z Wanka siódme poty we wszystkich możliwych
składzikach, windach i nieużywanych pomieszczeniach. Zdradził mi
co nieco w ramach naszej męskiej solidarności.
Już
chciałem wyjść — ruszyłem w stronę drzwi, obdarzając Laurę
ostatnim spojrzeniem, które kryło tajemnice jakie tylko ona mogła
zrozumieć. Miałem nadzieję, że dobrze je odczyta. Położyłem
dłoń na klamce, a w tym momencie ktoś szarpnął za nią z drugiej
strony i stanąłem oko w oko z... niestety, właśnie z Wankiem.
Nie,
no... tylko tego mi było trzeba! Może jeszcze Severina ze sobą
przyprowadził? On to by mnie na duchu podniósł!
—
Co ty, kurde, swojego pokoju
nie masz? — spytał nieco bełkotliwie, a jego oddech wciąż nosił
w sobie te zwalające z nóg ślady alkoholu, który wlał w siebie
wcześniej. Piliśmy mniej więcej po równo — ja jedno piwo w pięć
minut, on pięć piw w minutę.
—
Przyszedł domator... —
prychnąłem, wypychając go na zewnątrz, ale zaparł się nogami w podłogę, jak jakiś uparty osioł.
—
SABINE! — ryknął nagle i
tak głośno, jakby blondynka stała co najmniej na drugim końcu
stadionu, a nie kilka metrów od niego. Wyrywał mi się i wsadził
głowę przez szparę. — KOCHAM CIĘ. BUZIACZKI!
Przymknąłem
powieki, napierając na niego, by wreszcie wyciągnąć go na
korytarz. Nie osioł — to baran!
—
Buziaczki? Serio? — spytałem,
gdy już drzwi się za nami zamknęły. Spojrzałem na niego z
niedowierzaniem, a on zawracał się po korytarzu z miną...
cholernie błogą i całkowicie oderwaną od rzeczywistości.
—
Andreas — zwrócił się do
mnie oficjalnie, jakby przemawiał do królowej angielskiej. — Ja
się zakochałem.
Procenty
stopniowo uderzały mu do głowy, co było dziwne, bo ostatnie piwo
wlał w siebie jakąś godzinę wcześniej — zdanie, którym mnie
uraczył brzmiało w jego ustach mniej więcej jak: adeas ja se
sachochałem.
—
Tak , tak... to już wszyscy
wiemy. Pozwól, że zaprowadzę cię do łóżka, bo nie powinieneś
mieć w tym momencie styczności z ludźmi. Zwierzęta też mogłyby
ucierpieć — stwierdziłem i jedynie cudem udało mi się wepchnąć
go do naszego pokoju.
Dopiero
później, gdy już zapakowałem go pod poduszkę — wciąż w
spodniach i jednym bucie — doszedłem do wniosku, że coś musiało
być nie tak z tym regionalnym piwem, które wypiliśmy.
Podszedłem
do barku, przy którym walały się puszki i butelki — sięgnąłem
po jedną z nich, przybliżając się do lampki. Zielona etykietka,
słowa, których nie rozumiałem, a później mój wzrok padł na
liczbę procentów, jakie ten złocisty napój w sobie zawierał i
gwizdnąłem cicho pod nosem — kto by pomyślał, że Norki
potrafili robić tak szatańskie piwo!
***
Obudziłem
się w środku nocy — choć nie mogłem być tego pewien, bo w
tamtym miejscu ciężko było rozróżnić porę. Pierwsze, co
poczułem, to było... cholerne zimno.
Drgnąłem,
prostując zdrętwiałe kończyny — musiałem zasnąć w fotelu!
Pokój był ciemny i cichy, a za oknem wciąż szalała zamieć. Coś
mi bardzo nie pasowało... coś było bardzo nie tak.
Nie
miałem kaca, za co dziękowałem samemu sobie, bo rozważnie wypiłem
tylko trochę, ale głowa dziwnie bolała... to chyba wina tego
chłodu. Obłoki pary, które wypuszczałem przy każdym oddechu,
bieliły mi się przed oczami, zawisając w powietrzu i ginąc.
Dlaczego w tym hotelu panował mróz?!
Zerwałem
się, prawie upadając, bo w lewej nodze nie wróciło mi jeszcze
prawidłowe krążenie — całe szczęście, że mózg działał,
choć musiałem śnić o poruszających rzeczach... po takich
wydarzeniach.
—
Laura, Laura... —
westchnąłem, pocierając ramiona. — Coś ty ze mną zrobiła?
Automatycznie
pomyślałem o niej — towarzyszyła mi od wielu dni, gdy się
kładłem, była ze mną, gdy spałem, a budziłem się, zaciskając
dłoń w pięść na poduszce, bo jej tam nie było.
Chciałem
z nią być, pod każdym tych słów znaczeniem, choć było to
ryzykowne... być może dlatego, że nasze kontakty były zakazane,
tak bardzo jej pragnąłem wbrew wszystkim?
Nie,
nie taki był powód. Ona nim była — jej piękne ciało i jeszcze
piękniejsza dusza. Tak, mówiłem sobie często — Andreas, co ty
pieprzysz? Jaka dusza? Przecież chciałbyś ją po prostu zaliczyć,
bo ci się podoba. Ciągnie cię do niej. Musisz wykorzystać okazję,
gdy tylko się taka nadarzy.
To
prawda — takie myśli towarzyszyły mi o każdej porze dnia i
nocy, co było normalne. Ja byłem normalny — faceci w moim wieku
nie myślą zbyt wiele o wnętrzu i innych dyrdymałach. Oni chcą zdobywać.
Ta
cząstka męskiej natury była we mnie silna i wcale się z nią nie
ukrywałem, ale było jeszcze coś — to świeże i niedawno poznane
uczucie szacunku dla dziewczyny, którą obdarzyłem nie tylko
miłością ciała. Jeśli w życiu każdego nastolatka przychodziło
coś takiego, jak dorastanie, to śmiało mogłem powiedzieć, że od
momentu poznania Laury dorosłem.
Mogłem
to połączyć! Byłem wciąż młody i głupi, ale mogło nam się
udać, gdybyśmy dostali chwilę dla siebie w samotności, gdzieś z
dala od zgiełku i zamieszania, w jakich przyszło nam się poznać.
Po
Igrzyskach, mówiłem sobie, zabiorę ją do takiego miejsca i
wreszcie spokojnie porozmawiamy, poznamy się lepiej. Chciałem
tego... potrzeby ciała zeszły na drugi plan, choć wciąż silnie o
sobie przypominały. Byłem tylko człowiekiem... ale mogłem
poczekać.
Otrząsnąłem
się z chwilowych rozmyślań, bo kołdra, pod którą powinien leżeć
Wank, okazała się równie chłodna, jak wnętrze pokoju. Pomacałem
raz jeszcze, a później zapaliłem lampkę...
No
tak, mogłem się tego spodziewać — łóżko było puste, zniknęły
jego ciuchy, choć pozostał samotny but, którego siłą zdarłem mu
ze stopy. Przeczesałem włosy palcami, bo nagle poczułem się
nieźle wkurzony — co, jeśli polazł do Sabine o drugiej nad
ranem?
Niewiele
myśląc ogarnąłem się szybko i wypadłem na korytarz. Zimno,
wszędzie cholernie zimno! Lodowato! Co to się działo? Epoka
lodowcowa, czy ktoś zapomniał uruchomić ogrzewanie w tym marnym
hotelu?
Skierowałem
swoje kroki w lewo, choć strasznie ciągnęło mnie, by sprawdzić
czy dziewczyny miały się dobrze. Zapukałem do pokoju Richarda —
odpowiedziała mi cisza. Ponowiłem pukanie, tym razem mocniej, ale
nikt się nie odzywał, więc wślizgnąłem się do środka.
Całkowicie
niespodziewanie dotarło do mnie, że Richarda nie było w pokoju, a
jeśli nie było jego, to i Severina. Gdzie się podziali? No i
Wank...
Musieli
wybrać się gdzieś razem, a to już zwiastowało kłopoty,
pomijając wczesną porę i arktyczną temperaturę powietrza.
Widziałem przed oczami minę trenera, gdyby jednak postanowił
wrócić wcześniej. Idioci, zapomnieli już jaką karę dostaliśmy
za ostatni epicki wybryk na samym początku mojej kariery w kadrze?
Wciąż
jeszcze kręciłem głową z niedowierzaniem, gdy powoli zatrzasnąłem
za sobą drzwi. Nie miałem pojęcia gdzie ich szukać. Korytarz był
pusty i cichy, nieliczni lokatorzy spali w najlepsze, a ja błąkałem
się samotnie, jak jakiś kretyn.
Moich
uszu dobiegł stłumiony odgłos, całkowicie przypominający rechot
Wanka — nie chciałem w to wierzyć, ale z tego co mi się
wydawało, dochodził on ze strony schodów prowadzących w dół.
Nawet najsilniejsza wola nie powstrzymałaby mnie w tamtym momencie
przed zejściem po tych stopniach...
Zobaczyłem
tam... kotłownię. Tak, dokładnie tak głosił napis na drzwiach, a
był on tłumaczony na trzy języki. Uniosłem brwi, wahając się
przed wejściem. Może tylko mi się zdawało, że słyszałem Wanka?
Zrobiłem
to jednak — uchyliłem drzwi i wtedy ich zobaczyłem... Byli tam
wszyscy trzej, rozczochrani, brudni i... całkowicie wytrąceni z
równowagi. Pochylali się nad czymś, co zapewne było wielkim
piecem. Nie wyglądało to dobrze z mojej perspektywy.
—
Co wy tu robicie o tej porze? —
spytałem szeptem, podchodząc bliżej, jakby sam fakt tego, że
dostali się w takie miejsce nie był dziwny, a tylko ranna godzina.
Wanki
wyprostował się i potarł nos, brudząc go jeszcze bardziej jakąś
czarną sadzą. Richard patrzył bezradnie, a Severin zaciskał
dłonie na jakimś metalowym fragmencie, który — mógłbym
przysiąc — wcześniej należał do konstrukcji pieca.
—
Bo jest taka sprawa... —
zaczął mój wysoki przyjaciel, bez cienia bełkotu w głosie. — …
piec się zepsuł, a myśmy go chcieli naprawić i...
—
I co? — spytałem z
naciskiem, choć dobrze wiedziałem co było na rzeczy. Schuster nas
zabije. Nie dożyjemy powrotu do kraju!
— … i
się nie udało... — dokończył, a pozostali pokiwali głowami.
***
— Nie wierzę — ogłosiłem
po raz kolejny, gdy znosiliśmy nasze kołdry po schodach, by
skierować się w stronę kuchni, tak jak nam kazano. — Po prostu
nie wierzę...
—
Co znowu, mądralo? — spytał
Severin, poprawiając sobie zagłówek wciśnięty pod brodę. —
Masz kryzys wiary?
—
Nie wierzę, że to ja jestem w
tym towarzystwie najmłodszy, a coś takiego nie przyszłoby mi do
głowy!
Poczułem
mocnego kopniaka tuż pod kolanem.
—
Zamknij się i nikomu ani
słowa! — warknął Sev, popychając mnie, choć chciałem mu się
postawić. — Poszła wersja, że popsuło się samo, więc niech
tak zostanie, a twoje pouczające gadki gówno mnie obchodzą!
Nie
powiedzieli mi jak do tego doszło. Czułem, że Wank chciał, bym
się dowiedział, ale był solidarny z resztą, co mnie nieźle
wkurzyło. Planowałem porządnie go ochrzanić, gdy już będziemy
sami.
Ogrzewanie
padło w całym hotelu, a na zewnątrz mróz był tak mocny, że
trzeszczały linie wysokiego napięcia. Chwilę później wysiadł także prąd, a wokół zapanowała ciemność... Obsługa kazała wszystkim
mieszkańcom zgromadzić się w kuchni, bo było tam jeszcze w miarę
ciepło, wręczając każdemu małe, plastikowe latarki.
Tak
też zrobiliśmy, a ja wolałem nie myśleć o tym, jak te nocne
przygody wpłyną na nasze zdrowie i przygotowanie do kolejnych
konkursów. Zaniedbaliśmy treningi, to było najgorsze! Nie
widziałem siłowni od tylu godzin, wcześniej mi się to nie
zdarzało. Norwegia źle na mnie działała, a w połączeniu z
całkowitym odurzeniem bliskością Laury sprawiła, że zapomniałem
o karierze.
—
Nie będę spał koło
Wellingera — oświadczył Severin, podnosząc głowę jak obrażona
panienka. — Jeszcze się obudzę rano z jego niewyżytymi łapami nie wiadomo
gdzie...
Zatrzymaliśmy
się przy wejściu, a naszym oczom ukazała się rozległa kuchnia, w
której usunięto wszystkie stoły pod ścianę, by znalazło się
miejsce na materace. Temperatura tam panująca była całkiem
przyjemna, ale nie wiadomo na jak długo mogło starczyć ciepłego
powietrza.
Puściłem
mimo uszu jego zaczepną uwagę i po prostu wszedłem do środka, by
się rozejrzeć — wiadomo kogo szukałem. Nie mogłem zostawić jej
samej w taką noc, a sytuacja była nieciekawa, więc wytężałem
wzrok i wreszcie ją zauważyłem.
Usiadły
pod ścianą, otulając się kołdrą, a na głowach miały wełniane
czapki, więc tylko cudem je rozpoznałem. Sabine jak zwykle się
śmiała, nie było dla niej takiej sytuacji, która nie wymagałaby
śmiechu.
Laura
patrzyła na otoczenie z niemym strachem wymalowanym na twarzy i nie
miałem pojęcia, czy bała się sytuacji, czy tłumu ludzi, który
się tam zbierał. Gdy tylko zbliżyłem się wystarczająco, tak aż
mnie zobaczyła, na jej ustach zagościł nieśmiały uśmieszek, a
ręka powędrowała do góry, do włosów. Uniosłem brwi, gdy już
czubki moich butów dotknęły jej.
—
Szaleństwo, co nie? —
zagadnąłem, usiłując nie analizować spojrzenia jakim obdarzyła
mnie Sabine. — Zmarzłaś?
—
Nie, prawie wcale — odparła,
klepiąc miejsce obok siebie. Chciała bym usiadł. — Wiesz może
co się stało?
Nie
chciałem się z niczym zdradzić, więc wyjaśniłem tylko, że
jacyś niedorobieni idioci zabrali się za naprawę ogrzewania, które
najprawdopodobniej wcale nie było zepsute, a tylko zapowietrzone.
Chyba nie mogła domyślić się kogo miałem na myśli...
Ku
mojemu wielkiemu zdziwieniu Sabine podniosła się do pionu,
poprawiając grubą puchówkę.
—
Gdzie on jest? — spytała, więc wskazałem palcem w odpowiednim kierunku. Pokiwała głową
i rzuciła nam ciężkie spojrzenie. — Nie naróbcie wstydu przy
ludziach.
To
powiedziawszy, uszczypnęła mnie w policzek i odeszła. Patrzyliśmy
za nią, dopóki nie zniknęła w tłumie, a wtedy pozwoliłem sobie
opaść na materac obok Laury i ostrożnie ją przytuliłem.
Nic
nie mówiła — oddychaliśmy coraz wolniej, a nasze ciepłe oddechy
mieszały się z mroźnym powietrzem, tworząc białą parę. Czułem,
że była spokojna i dobrze jej było w moich ramionach, więc nawet
nie drgnąłem, gdy jej głowa opadła lekko — Laura zasnęła.
To
trwało dłuższą chwilę. Opierała policzek w miejscu, pod którym
biło moje serce i mogłem obserwować jak drgały jej powieki,
miałem ochotę przyłożyć palec do jej ust, ale to mogłoby ją
obudzić. Dotykałem za to włosów, tak delikatnie, by nie naruszyć
jej snu. Musiała być bardzo zmęczona.
Zamknąłem
oczy tylko na chwilkę, bo było mi ciepło i przyjemnie, a jakiś
czas później moje uszy poraził całkowicie bolesny i przerażający
krzyk.
SUPER!
OdpowiedzUsuńMusiałaś przerwać w takim momencie? uhh
Andi zrobił się strasznie słodki i opiekuńczy. To raczej dobrze xD
Mam wrażenie, że Sabine coś zrobiła Wanki'emu xD HAHAHAHAHAH
Kobieto, jak mogłaś urwać w takim momencie!!! Teraz nie będę mogła wytrzymać do następnego rozdziału, Ty wymyśliłaś coś demonicznego i coś czuję, że wszystkim nam kopary opadną w następnych rozdziałach.
OdpowiedzUsuńCzekam z utęsknieniem na rozwój akcji tutaj i na Grzesiu ;)
Pozdrawiam :*
P.S. Sabine to wredna małpa :D
Dziękuję za komentarz :*
UsuńDobre, dobre! Tylko szkoda że w takim momencie skończone...
OdpowiedzUsuńNo ale, czekam z niecierpliwością na następny! :D
I również zapraszam do mnie ;)
Dziękuję za komentarz :*
UsuńJaki Pieszczoszek jest słodki. Ale urywać w takim momencie? Czy Sabine coś zrobiła Wankowi? XD
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz :*
UsuńSzybko szybko, bo musiałam przeczytać,a tym samym zostawić choćby najmarniejszy dowód swojej obecności.
OdpowiedzUsuńCzytałam też poprzedni rozdział,zaraz po publikacji, no ale wyszło jak wyszło.
Jestem oczywiście zachwycona, że postanowiłaś troszkę poszerzyć rozmiary opowiadania - im więcej tym lepiej :D
No ale do treści.
Pamiętam jak przeżywałam tamten poprzedni rozdział, jak opisałaś wszystko tak, że czułam się jakbym była tam z nimi w środku ... sama wiesz czego. Niestety Sabine wszystko przerwała i mam przykre wrażenie, że już nigdy nie dojdzie do podobnej sytuacji. No bo Petra i ..ten brak happy endu ... buu.
Genialna akcja z piecem. A to stwierdzenie, że Andreasy piły mniej więcej po równo - ,, ja jedno piwo w pięć minut, on pięć piw w minutę" - Boże, genialne! śmiałam się jak głupia :D
No i wiesz ... domyślam się, ze ten krzyk to była Laura, która znowu śniła o tym jak jej ojciec ją morduje, prawda?
Aż się boję jak Andi zareaguje. mam wrażenie, że wszystko spieprzy. I już mi smutno.
czekam niecierpliwie na więcej. Weny ;*
Dziękuję za komentarz :*
UsuńAleż chłopcy mają talent, tylko pogratulować XD O ile wcześniejsze skutki spożycia alkoholu były dobre, to teraz poszli na całość. Przecież oni chcieli dobrze, ja wiem, tylko czy oni kiedykolwiek mieli styczność z takim piecem, odpowiedź raczej jasna, ale cóż stało się i teraz muszą siedzieć w tej kuchni w której Bóg wie co się jeszcze wydarzy. Wrócę do początku, Sabine "trochę" przegięła, tak bardzo w jej stylu.A sama ostatnio została nakryta przez trenera...nie pomyślała o tym co czuła Laura w tym momencie nie ładnie. Wank swoim głośnym wyznaniem uczuć i "buziaczkami" wygrał zdecydowanie ten rozdział xD Andi taki dobry kolega położył do łóżeczka aw aw uroczo :D Narracja pierwszoosobowa jako Andi bardzo mi się podoba. Wiemy co siedzi mu w tej głowie, kocha ją awwwwwwwwww :3 Martwi mnie to,że nie znają się dobrze i Twoje słowa wstępu poprzedniego rozdziału. Puki co trzeba się cieszyć chwilą i nie myśleć o tym, chyba najlepsze rozwiązanie. Ooooooooo zasnęła w jego ramionach, takie słodkie. Ten krzyk, pierwsza myśl Laura miała znowu ten przerażający koszmar, niedobrze, bardzo niedobrze...
OdpowiedzUsuńChcesz nas torturować aż do soboty, jejciu jeszcze tyle czasu...
Pozdrawiam cieplutko :*
Dziękuję za komentarz :*
UsuńGenialne! :3 <3 Kto by pomyślał,że Sabine tak potraktuje Andreasa. A niedawno to sama została przyłapana. Piany Wank jest jeszcze lepszy niż trzeźwy. Te jego "całuski" to mnie dopiero rozbawiły.:D Oj kochana skąd ty czerpisz i bierzesz tak świetne pomysły ? ;)) Czy te chłopaki zawsze muszą coś nabroić. Normalnie jak dzieci,haha xD Już Welli od nich mądrzejszy. A przez nich to tylko w kuchni muszą siedzieć :P Najbardziej rozbroiła mnie wypowiedź pana Severina " nie wyżyte ..." Haha :D Troche racji w tym jest. Jak ja kocham to opowiadanie to sobie nie wyobrażasz :3 :) Świetne! Cieplutko pozdrawiam i weny życzę ;* Mam nadzieję,żw gdy znajdziesz chwile to do mnie wpadniesz zaległości nadrobić i nowy jutrzejszy poczytać ? ;)
OdpowiedzUsuńJaki krzyk? :o
OdpowiedzUsuńCo by tu napisać.. jak zawsze mi się podobało i czytałam z wypiekami na twarzy ..
Pozdrawiam :*
Dziękuję za komentarz :*
Usuń<3
OdpowiedzUsuń:)
UsuńEj no w takim momencie?:( super rozdział, czekam na wiecej! Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz :*
Usuńświetny :) ale Sabine jest ostatnio bardzo dowciapna :D może to nawet dobrze :D mam nadzieje że jeżeli skończysz tego bloga to go nie usuniesz, ponieważ mam zamiar go jeszcze przeczytać całego niejednokrotnie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz :*
UsuńTrafiłam na ten blog nie dawno a zakochałam sie w nim na maksa! Chciałam go najpierw czytać z powodu tego że jestem zagorzałą fanką Andiego ale jak przeczytałam 5 pierwszych rozdziałów dosłownie odpłynełam! Masz na prawdę wielki talent i moim zdaniem w przyszłości powinnaś pisać książki tego typu ;) najbardziej w tej całej twórczości kocham teksty Sabine i Wanka :D
OdpowiedzUsuńChyba domyślam się co to za krzyk na końcu i wolałabym się mylić. Ale co raz bardziej jest to niestety prawdopodobne. No cóż ... Sabine zrobiła wejście smoka i przeszkodziła młodszej parze. Sądzę że gdyby Andreas z Laurą wyjechali na Madagaskar lub na Biegun Północny to i tak znalazłby się ktoś natrętny xD Biedny Andi ... że też dziewczyny musiały spojrzeć tam gdzie nie powinny. A on TYLKO jest facetem! Nad wszystkim panować nie może haha xD Ale jak można zepsuć piec?! Ta sytuacja powaliła mnie wręcz na łopatki. Oni serio mają takie lewe ręce? Dobrze w sumie że nie nogi, bo jako tako jeszcze skaczą :D Istne ciamajdy! Ech uwielbiam czytać o Andim i Laurze i smutno się robi na myśl że planujesz ich rozstanie.
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz :*
UsuńProszę, powiedz, że ta historia jednak zakończy się happy endem... To nie może się skończyć źle! ;<
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział!
Pozdrawiam! ; *
Ojej, biedny ten nasz Andi...Dobrze, że się zorientował z czego śmiały się dziewczyny :D No, ale...Wolno mu :D Nad swoim ciałem nie tak łatwo jest zapanować i chyba bardzo się o tym przekonał, ale wcale mu się nie dziwię...Kurczę no szkoda, wielka szkoda, że Sabine przerwała im w takiej chwili...A jaka żartownisia z niej :P Ja naprawdę podziwiam Welliego, że się opanował, bo jest na skraju wytrzymania...To jak odsuwał się od Laury, żeby przypadkiem sytuacja się nie powtórzyła...hahaha :D
OdpowiedzUsuńWanki mnie rozwalił ze swoimi buziaczkami hahah, co ten alkohol z człowiekiem robi :D
'Piliśmy mniej więcej po równo — ja jedno piwo w pięć minut, on pięć piw w minutę'- padłam i wstać nie mogłam, tekst mistrzostwo! :D
To jak Andi nazwał Laurę swoją było takie awww, że momentalnie się rozczuliłam. I sposób w jaki o niej myślał po przebudzeniu. To takie życiowe ;) Niby nastolatek, a pokochał, zaczął pożądać i jak sam powiedział, że nie obdarzył jej tylko miłością ciała...Urzekło mnie to totalnie ;) Dlaczego chcesz to zepsuć, co?
Hahahaha, oni są niemożliwi! Żeby piec rozwalić hahaha :D przez nich jest teraz wszystkim zimno i muszą w kuchni spać. Zostawić ich samych na chwilę, a już takie rzeczy się dzieją :D
Nie martw się Sabine, Andi z Laurą nie narobią wstydu przy ludziach :D Boże mam nadzieję, że do Laury nie powróciły koszmary, bo to byłoby straszne :( Oby ten krzyk nie był tym spowodowany...
Ja oczywiście bardzo się cieszę, że się nie wyrobisz w 20 rozdziałach ^^
Całuję! ;*
Dziękuję za komentarz :*
UsuńDziewczyno super rozdział! Zaskoczyłaś mnie że tak szybko go dodałaś ale pozytywnie oczywiście :) Bardzo poprawiłaś mi nim humor. Dosłownie leżę i nie wstaje ze śmiechu. Sabine mistrzyni zgryźliwych komentarzy. Rozwaliło mnie to że Wank, Freund i Freitaga się wzięli za naprawianie pieca i nie udało im się. Czyżby ten przeraźliwy krzyk na końcu należał do Laury? I co na to wszystko trener Schuster który niebawem wróci do hotelu? Czekam na następny, życzę weny i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział jak każdy w sumie. Szkoda, że skończyłaś w takim momencie. Czytając ten rozdział miałam ogromną dawkę adrenaliny, czekam na następny
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz :*
Usuńczekam na następny! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz :*
Usuń