sobota, 22 marca 2014

Dwudziesty czwarty



ANDREAS
********


Widziałem odbicie własnej twarzy w jej pełnych strachu oczach. Nie wyglądałem zdrowo, raczej jak wariat, ale nie mogłem poradzić zupełnie nic na targającą mną złość, bo to, że wciąż napomykała o Petrze, doprowadzało mnie do szału! Szczególnie, gdy wspominałem to, co wydarzyło się wcześniej...
Poczułem twardość betonowego słupa dopiero wtedy, gdy moja pięść odskoczyła pod wpływem uderzenia, wybuchając piekącym bólem. Tynk posypał się gęsto, znacząc włosy Laury i uświadamiając mi przerażającą prawdę o tym, że trafiłem tylko centymetry nad jej głową... tak blisko tej ukochanej twarzy.
Osunęła się na podłogę, lecz ja nie zamierzałem jej przepraszać, ani pocieszać. Musiałem uciekać. Odejść i zostawić ją, zanim zrobiłbym coś jeszcze głupszego, bo w tamtym momencie szalały we mnie niepohamowane emocje.
Wpadłem do pokoju oddychając ciężko i potykając się o własne nogi. Jedno spojrzenie wystarczyło, bym upewnił się, że byłem tam całkowicie sam. Dobrze, że Wank jeszcze nie wrócił — nie chciałem, by oglądał mnie w takim stanie... 

Szybko zdjąłem buty, porzucając je byle gdzie i tak samo pozbywając się przepoconych ciuchów. Schroniłem się pod prysznicem, by zmyć z siebie brud i coś jeszcze... poczucie winy. Targałem się za włosy, gdy gorąca woda parzyła mi skórę do tego stopnia, że musiałem zaciskać zęby. 
Na Petrę wpadłem przypadkiem, rano — zaraz po naszym powrocie z górskiego domku. Musiała mnie śledzić, bo gdy trener wysłał mnie na przymusową przebieżkę po lesie, ona już tam była.
Usłyszałem, że ktoś biegł za mną, więc zwolniłem tempo, oglądając się za siebie — byłem niemal pewien, że to jeden z kumpli podzielił mój los tych, co to pyskują Schusterowi z samego rana. Myliłem się...
Wzrok ześlizgnął mi się po uśmiechniętej twarzy Petry, a wtedy zacisnąłem powieki i obróciłem się gwałtownie, stając w miejscu. Buty zaryły w wilgotnej ściółce i zachwiałem się, gdy ona po prostu się przy mnie zatrzymała, obserwując moją reakcję.
Co ty tu robisz? — spytałem zbyt głośno, by ukryć złość.
Jej brwi powędrowały w górę, a dłonie wsparła na biodrach, całkowicie manifestując swoją kobiecość. Oddychałem głośno i nie było to wcale spowodowane zadyszką.
Biegam — odparła tylko, zrywając się z miejsca.
Patrzyłem za nią, przebierając nogami na miękkim podłożu. Jej sztucznie jasne włosy migały w świetle poranka, ocierając się o plecy. Wiedziałem, że były dziwne w dotyku — wiele razy wplatałem w nie palce i nieodmiennie mi się to nie podobało, ale wtedy nie koncentrowałem się przecież na jej braku naturalności. Inne jej zalety przyciągały moją uwagę...
Zaczekaj — krzyknąłem i dogoniłem ją, mocnym ruchem odwracając w swoją stronę.
Spojrzała na moje palce, które zacisnęły się na jej ramieniu i potem z powrotem na mnie, a jej czerwone usta wygięły się w krzywym uśmieszku. Natychmiast zabrałem dłoń.
—  Mogę ci w czymś pomóc? — jej ton zabrzmiał dwuznacznie, albo to ja już wszędzie widziałem jakiś podtekst.
Nie waż się zamienić ani słowa z Laurą — ostrzegłem ją, czując tą przewagę fizyczną, którą nad nią miałem, a to dodało mi pewności siebie. — Po prostu się do niej nie odzywaj.
Perlisty śmiech poniósł się po lesie, co wzburzyło mi krew — śmiała się ze mnie! Musiałem zacisnąć pięści i miałem ochotę w coś uderzyć... najlepiej w drzewo, i to mocno.
A więc nazywa się Laura? — zaszczebiotała jak nastolatka, którą przecież nie była. — Jest ładna? Musi być... Wszystko, co najlepsze dla genialnego Wellingera, prawda?
Denerwowało mnie w niej wszystko — prześmiewczy ton stylizowany na zwykłą pogawędkę i to, że stała tak blisko, dosłownie podsuwając mi biust pod nos. Patrzyłem jej prosto w oczy, rzucając nieme wyzwanie: piśnij Laurze słowo, a pożałujesz.
To nie twoja sprawa — warknąłem, odskakując, bo jej dłoń zaczęła sunąć w górę mojego ramienia, znacząc skórę tymi długimi paznokciami, których ostrość dobrze znałem. — Nie dotykaj mnie!
Szła w moją stronę, a ja cofałem się jak jakiś przestraszony gówniarz, sparaliżowany mocą jej spojrzenia i potęgą tego zwierzęcego magnetyzmu, który miała albo wrodzony, albo idealnie wyuczony.
Zacisnęła mi dłoń na gardle, gdy plecami wpadłem na drzewo. To była groteskowa sytuacja, ponieważ... byłem facetem, do licha! Robiła ze mną co chciała, kierowała mną wedle swojej zachcianki, a ja mogłem tylko opierać się o pień i nie byłem w stanie się jej sprzeciwić.
Ale ty uwielbiasz mój dotyk — wymruczała mi do ucha, ocierając się o mnie najbardziej sugestywnie, jak się tylko dało. — Prawda, Andi? Mój mały Andi już nie jest taki mały.
Zacisnąłem powieki. Laura! Myśl o Laurze! Jest taka spokojna, niewinna... Nie poświęcisz tego dla jednego wyskoku z Petrą. Ona chce cię wykorzystać, żeby potwierdzić to, że ma władzę. Jest obrzydliwa, prawda? Nawet jeśli dotyka w taki sposób, że tracisz zmysły...
Odepchnąłem ją, zbierając resztki silnej woli. Zachwiała się, bo to było niespodziewane... Sekundy wcześniej prawie wsadziła mi język do gardła, a dłoń do spodni. Była okropna! Chciałem świętego spokoju i żeby te wszystkie baby wreszcie się ode mnie odczepiły! 
Nie dotykaj mnie już nigdy więcej! — krzyknąłem, rzucając się do ucieczki. — Skończyliśmy ze sobą!
 Zmrużyła oczy, a jej twarz zmieniła wyraz na złośliwy. Była niesamowitą aktorką i tego bałem się najbardziej.
Jeszcze sam do mnie przyjdziesz! — krzyknęła za mną, ale udawałem, że nie słyszę. — Już niedługo, Wellinger! Nie zapomniałeś o mnie wcale, widzę to w twoich oczach. Nigdy o mnie nie zapomnisz. Nigdy!
Wybiegłem z lasu i pozwoliłem nogom, by wiodły mnie przed siebie, byle dalej od tej przeklętej kobiety, która kiedyś skusiła mnie i wykorzystała moje niedoświadczenie, tworząc obraz człowieka, jakim się stałem — byłem dwoma osobami w jednym ciele. 
Andreas pierwszy był łagodny i dobry, chciał rzucić Laurze świat do stóp za jeden uśmiech, za radosny blask oczu, za te wszystkie piękne chwile, które mi podarowała. 
Niestety, był też Andreas drugi — porywczy, nieprzewidywalny i niegodny zaufania. Andreas Petry. To przed nim chciałem uchronić Laurę, żeby nie musiała cierpieć, gdyby moja silna wola uległa wpływowi tej diablicy. 
Wiedziałem, że będzie chciała ponownie mnie uwieść — widziałem to w jej oczach i zachowaniu. Uważała mnie za swoją własność, maskotkę, którą można ściągnąć z półki dla zabawy, a później rzucić w kąt, wykorzystaną i niepotrzebną.
Musiałem trzymać się od niej z daleka. Potrzebowałem Laury jak jeszcze nigdy wcześniej, by zająć szalejące myśli tym, co naprawdę kochałem. Petra mąciła mi w głowie, a ja byłem tylko słabym facetem i czasami nie wiedziałem już czego chcę — zaspokojenia tego głodu, który mnie trawił czy najprostszego szczęścia w ramionach dziewczyny, która mi zaufała?
Dlatego chciałem ją odnaleźć, i to jak najszybciej. Wiedziałem, że będzie w budynku, robiąc zdjęcia z ukrycia, bo taka właśnie była... Pędziłem do niej jak wariat, spragniony najmniejszego nawet dotyku i gdy już ją zobaczyłem, nie mogłem się powstrzymać. Chwyciłem jej dłoń, pociągnąłem i uwięziłem drobne ciało między betonowym słupem a sobą, nakręcając się jeszcze bardziej. Włożyłem w ten pocałunek całą swoją pasję i złość, ale czułem, że nie odwzajemniała tych uczuć. Była jakaś spięta...
Zapytała gdzie byłem i wtedy dotarło do mnie, że musiałem ją okłamać. W jej wzroku była podejrzliwość i pewnego rodzaju wyrzut — to wyprowadziło mnie z równowagi, choć dobrze wiedziałem, że jej domysły były prawdziwe. Nie chciałem się do tego przyznać sam przed sobą, nawet gdy spytała wprost czy widziałem Petrę...
Poniosło mnie... Miałem już nigdy nie zapomnieć tego strachu w jej oczach, gdy podniosłem pięść, uderzając nią w słup... a później uciekłem, jak zwykły tchórz, którym rzeczywiście byłem.

LAURA
******


Petra, Petra, Petra, Petra, Petra, Petra... 

Powtarzałam to niczym mantrę, gdy leżąc bez sił na materacu wracałam myślami do naszego niespodziewanego spotkania — miałam nadzieję, że przyzwyczaję się wreszcie do tego imienia i przestanę odczuwać ten dreszcz przeszywający moją skórę za każdym razem, kiedy jej twarz stawała mi przed oczami.
Ona była taka piękna... i zupełnie inna, niż to sobie wyobrażałam. Myślałam, że będzie jakąś wyuzdaną, plastikową lalą, a ona... czy to jest w ogóle możliwe... wydawała się dobra.
Pomogła mi i podniosła na duchu, choć przecież nie wiedziała kim byłam. Nie mogła wiedzieć. Dlaczego miałabym jej nie lubić? Aha, no tak. Miała mojego chłopaka zanim ja zdążyłam go poznać... Czy to był powód do nienawiści? Czy miałam prawo oceniać ją tylko dlatego, że wpadł jej w oko Andreas? Powinnam być szczera sama przed sobą — mało było kobiet, które nie zwróciłyby na niego uwagi, szczególnie po tej wielkiej przemianie fizycznej jaką przeszedł.
Poczułam do niej sympatię, zanim poznałam jej imię. Zrobiła na mnie dobre wrażenie i ciężko było mi znów źle o niej myśleć. To tylko kobieta. Ogarnij się i zapomnij o niej. Andreas cię kocha — tyle razy ci to powtarzał! Czego jeszcze chcesz? Nie wymagaj od życia za wiele, bo wcześniej nie miałaś nic! 
Tak! Tak zrobię — powiedziałam pod nosem, zrywając się z łóżka.
Otarłam zaschnięte łzy i wślizgnęłam się do małej łazienki, by napełnić wannę gorącą wodą i zrelaksować się przed nadchodzącym bankietem, na który nie chciałabym wcale pójść, gdyby nie kategoryczny rozkaz trenera.
Zatonęłam w białych oparach i zamknęłam oczy, uśmiechając się delikatnie i dodając sobie otuchy — chciałam pokazać Andreasowi, że obszedł mnie jego atak, pomimo tego, że tak naprawdę drżałam w środku na samo wspomnienie.

 
***
Na chorągiewkę Schustera, ależ się postarali! — zdumiony i pełen podziwu głos Sabine rozbrzmiał mi nad uchem, gdy pochyliła głowę, wchodząc tuż za mną do wielkiej sali bankietowej.
Rzeczywiście, było na co popatrzeć. Uwagę przyciągał szczególnie suto zastawiony stół, który królował w dalszej części pomieszczenia oraz mały podest, a na nim jakiś elegancki zespół muzyczny. Wszyscy goście mieli na sobie stroje wieczorowe — mężczyźni czarne smokingi i błyszczące bielą koszule, a kobiety obowiązkowe suknie, z których jedna była piękniejsza od drugiej.
Wyczuwam zbytek pieniędzy — szepnęłam do Sabine, ale ona wydawała się mnie nie słyszeć. — Mogliby oddać mi trochę na nowy aparat.
Toczyła ciekawskim wzrokiem po zgromadzonych gościach, stając na palcach, choć przecież była wyższa od większości kobiet i prawie połowy mężczyzn.
Pączuszek, trzymaj mnie, bo przysięgam, że zejdę na zawał! Słowo daję! — wyrzuciła z siebie nagle, niczym karabin maszynowy, wpatrując się w jakiś punkt nad głowami i ściskając mój łokieć.
Nie mogłam dojrzeć powodu jej wzburzenia, bo byłam zwyczajnie za niska. Posłałam jej zdezorientowane spojrzenie, zagryzając jednocześnie wargę — jej paznokcie wbiły mi się głęboko w skórę i... to bolało!
— Sabine, nie wiem...
Nie zdążyłam jej nic powiedzieć, a już mnie puściła i żwawym krokiem pomaszerowała na środek sali. Ruszyłam za nią czym prędzej, bo ten tłum trochę mnie przerażał. Przy Sabine czułam się pewniej, szczególnie w tej obcisłej sukience, której założenie na mnie wymusiła.
Stłumiłam parsknięcie, gdy mignęła mi przed oczami wysoka sylwetka, która mogła należeć tylko do jednej osoby — przecież nikt inny nie założyłby do garnituru... soczyście pomarańczowej czapki z małym, śmiesznym pomponikiem. Wank był prawdziwym mistrzem w kreowaniu własnego wizerunku!
 — Andreas, pozwól proszę ze mną — zwróciła się do niego bardzo oficjalnie, przez co na początku nie był pewien czy rzeczywiście o niego chodziło.
Wskazał palcem na siebie, unosząc brwi w geście zdziwienia, a ona pokiwała głową — jej mina była pełna żądzy mordu, więc Wank pośpiesznie przeprosił starszą parę, z którą rozmawiał i pośpieszył za nią. Tamci ludzie wymienili rozbawione spojrzenia — widocznie ich także dziwiła zimowa czapka na jego głowie.
Nie słyszałam jak bardzo Sabine zwymyślała go za ten modowy nietakt, bo postanowiłam zostawić ich samych. Ruszyłam przez tłum w poszukiwaniu jakiegoś cichego miejsca, a aparat w mojej torebce ciążył mi niezmiernie, domagając się zdjęć.
Śmiechy i urywki rozmów mnie ogłuszały, co jakiś czas ktoś szturchał łokciem lub popychał przez przypadek. Poczułam się spięta i zagubiona. Chciałam, by Sabine wróciła i dała mi jakieś wskazówki — gdy spytałam trenera o to, co konkretnie miałabym robić tego wieczora, odpowiedział prosto — zdjęcia.
Pomocny był, nie ma co... Brylował w towarzystwie, posyłając wyćwiczone uśmiechy i ukłony, a w jego ręce kiwał się niebezpiecznie kieliszek szampana, zapewne nie pierwszy. 
Wydęłam wargę, siadając samotnie w odległym kącie pomieszczenia, gdzie rozstawione były wygodne fotele. Zatonęłam w jednym z nich, czując ulgę, bo zbyt wysokie obcasy były dla mnie nie lada wyzwaniem, co objawiało się ogromnym bólem stóp i mięśni. Grymas przeciął moją twarz, gdy dotknęłam lekko spuchniętych palców — za jakie grzechy?!
— Czy to miejsce jest wolne? — spytał Richard, który pojawił się znikąd tuż za moim prawym ramieniem i odrobinę mnie przestraszył.
Zanim zdążyłam chociaż uśmiechnąć się na jego pytanie, on już siedział przy mnie zadowolony, kiwając na kelnerkę, która przechodziła właśnie niedaleko nas. Dziewczyna z szerokim uśmiechem podała nam szampana w mrożonych kieliszkach. Bąbelki wyglądały zachęcająco, podobnie jego lekko różowa barwa. Richard kiwnął mi głową.
— Twoje zdrowie, mała!
Niepewnie upiłam łyk, a nieco cierpki smak natychmiast rozlał się po moim języku, sprawiając, że się uśmiechnęłam. Był dobry! Skończyłam pić dopiero, gdy w kieliszku pokazało się dno. Zawstydziłam się, badając reakcję Richarda. 
Patrzył na mnie, a rezolutne ogniki w jego ciemnych oczach błyszczały wesoło i wyglądał jak chłopiec, który planował jakiś wyskok.
— Zestresowana? — parsknął, dopijając swój szampan, a ja odetchnęłam z ulgą, że się nie wygłupiłam.
— Potwornie! — przyznałam szczerze, odstawiając kieliszek na blat.
— Golnij sobie jeszcze jeden — poradził, wzruszając ramionami.
Potrząsnęłam głową, choć zdecydowanie miałam ochotę na więcej tego dobrego napoju. Dużo więcej! Nie widziałam Andreasa odkąd... odkąd tak bardzo mnie przestraszył. Nawet Petra wyleciała mi z głowy, bo on był ważniejszy i... no cóż, widocznie ja nie byłam równie ważna dla niego, skoro nawet nie zamierzał mnie przeprosić.
Powinien to zrobić. Nie byłam zbyt dobra w męskich sprawach, ale wydawało mi się, że mężczyźni często wpadają w złość i ją odreagowują, więc gdy nieco ochłonęłam, jego zachowanie wydało mi się nawet zrozumiałe — co nie zmieniało faktu, że oczekiwałam jakiegoś słowa wyjaśnienia.
— Mogę powiedzieć ci coś szczerego? 
Pytanie mnie zaskoczyło, ale zgodziłam się, kierowana ciekawością.
— Musisz wyluzować, Laura. Jesteś okropnie sztywna!
Gdybym była normalną dziewczyną, to mogłabym rzucić mu lekceważące spojrzenie i zostawić go samego, bo ta uwaga dotknęła mnie, i to bardzo. Zasmuciły mnie jego słowa — wiedziałam, że tak było, a on tylko to potwierdził.
— Przepraszam — wymamrotałam, wygładzając palcami materiał sukienki, który zmarszczył mi się na biodrach. — Nie powinnam tu być. Gdyby nie trener...
Nachylił się w moją stronę szybciej, niż mogłam się spodziewać. Drgnęłam, gdy jego dłoń nakryła moją i zaniemówiłam. Spojrzałam na niego, całkowicie zaskoczona.
— Zle mnie zrozumiałaś — wyjaśnił, a jego dotyk zaczął grzać moją skórę, co było dziwne i trochę niezręczne, choć... całkiem przyjemne. — Jesteś wspaniała, ale nie pozwalasz ludziom tego widzieć. Chowasz się za tymi swoimi włosami, patrząc niepewnie, więc oni cię ignorują. Tak nie powinno być...
 Uniosłam brwi, a sens jego słów docierał do mnie bardzo powoli. Bliskość naszych twarzy pozwoliła mi wyczuć alkohol w jego oddechu, który mieszał się z moim, gdy szybko oddychałam. Czerwień zabarwiła moje policzki i bardzo pragnęłam ucieczki, choć zdałam sobie sprawę z tego, że właśnie powiedział mi to, co chciałam wiedzieć — ktoś mnie dostrzegł. Ktoś inny, niż Andreas.
— Jestem sobą... nie umiem tego zmienić — wymamrotałam tylko, delikatnie wysuwając dłoń z uścisku, ale mi na to nie pozwolił.
Bąbelki zaczęły uderzać mi do głowy, a pomieszczenie zawirowało lekko, więc zmrużyłam oczy. Wszystkie głosy zlały się w jeden donośny i potężny szmer, który narastał stopniowo i falował. Było bardzo gorąco.
— Nie musisz się zmieniać. Zabaw się i rozerwij, jeśli masz okazję — jego mocny głos kusił moje stępione zmysły i nagle ten pomysł wydał mi się bardzo ciekawy. — Ja oferuję swoje ramię...
— Ramię? — zachichotałam, co nie zdarzało mi się zbyt często.
Pokiwał głową zdecydowanie, znów machając na kelnerkę.
— Do tańca — wyjaśnił, podając mi kolejny kieliszek. — Tylko mi nie mów, że nie znasz tego sławnego tancerza o nazwisku Freitag!


***

Upiłam się. Nie wiem kiedy to się stało, ale już kilkanaście minut później szalałam na parkiecie, całkowicie zapominając o wstydzie, pracy, a nawet o... Andreasie.
Richard tańczył wspaniale, a może tylko tak mi się wydawało, bo byłam do tego stopnia odurzona, że końcówki własnych włosów uderzające mnie w twarz przy obrotach sprawiały mi wielką radość.
Nigdy wcześniej tak nie tańczyłam. Nigdy wcześniej tak się nie czułam. Nigdy wcześniej... nie byłam tak upojona. Uśmiechnięta twarz Richarda wirowała mi przed oczami, gdy po obrotach przechodził do przechylania mnie aż do samej podłogi.
Miałam jeszcze jakieś poczucie przyzwoitości, więc od czasu do czasu wyrywałam dłoń z uścisku, by poprawić opadające ramiączka sukienki. Nie czułam oczywiście wstydu — tańczący wokół ludzie wydawali mi się bardzo przyjaźni i ogólnie wyluzowani. Nie zwracali na nas większej uwagi, bo sami zachowywali się bardzo podobnie. Ten szampan był jednak mocny, musiałam to przyznać.
Nagle przeszedł mnie dziwny dreszcz i otrzeźwiałam nieco, pokonując zawroty głowy. Wiedziałam co to znaczyło — Andreas był w pobliżu, i co więcej, musiał mnie widzieć. 
Chwyciłam się ramion Richarda, zmuszając go, by przestał mnie obracać. Gęsia skórka, motyle w brzuchu. On gdzieś tam był! Tak właśnie było... Pojawił się nagle, górując nad Richardem i mną, a jego gniewna mina nie wróżyła niczego dobrego.
Uśmiech zbladł na mojej twarzy, gdy obaj mierzyli się wzrokiem przez kilka sekund, a Richard całkowicie niepotrzebnie wciąż trzymał w uścisku moją dłoń. 
— Odbijany — warknął Andreas, ciągnąc mnie za łokieć.
Nie podobało mi się to, ale nie chciałam robić zamieszania na środku parkietu, tym bardziej, że gdzieś w pobliżu mógł kręcić się trener. Wyswobodziłam rękę z uścisku Richarda i posłałam mu przepraszające spojrzenie, choć nie zwracał na mnie uwagi, bo jego oczy utkwione były w koledze.
Jeszcze przez chwilę sztyletowali się wzrokiem, a później Richard ustąpił i odszedł, luzując kołnierzyk koszuli. Szarpnęłam ręką, chwiejąc się lekko. Nie zdążyłam zaprotestować, gdy Andreas zaborczym gestem ścisnął mnie w talii i pociągnął w stronę wyjścia.

***


Co to miało być? — spytał, zatrzaskując za nami drzwi pokoju. — Teraz prowadzasz się z Freitagiem?
Nabrałam powietrza do płuc, gotując się na odparcie ataku, ale zwyczajnie... zabrakło mi słów i opadły ręce. Nie poznawałam tego Andreasa. Nie podobał mi się wcale, choć powinnam pewnie piać z zachwytu, bo był widocznie zazdrosny o mój taniec z Richardem. Wolałam go w starej wersji, a jakiś cichy głosik mówił mi, że byłam bardzo ślepa nie zauważając tych jego wad.
To był tylko jeden taniec i nie rozumiem o co ci chodzi — wytłumaczyłam, zakładając ręce w obronnym geście. — Miałam czekać wieczność w samotności, zanim ty łaskawie zechciałbyś się mną zainteresować?
Gdy tylko te słowa opuściły moje usta stwierdziłam, że siebie również nie poznawałam. Co za język! Co za odwaga! Sam Andreas wydawał się być pod wrażeniem, bo chwilowo tylko patrzył na mnie z napięciem.
Miałem rozmowę ze sponsorami w sprawie Soczi — odparł cicho, a jego ramiona opadły nieco, gdy powoli się rozluźniał. — Przez cały czas myślałem tylko o tobie, chciałem jak najszybciej się z tobą zobaczyć. Wiedziałem, że będziesz się czuć zagubiona w tym tłumie opasłych baranów i ich żonek. Musisz mi wybaczyć, bo...
Urwał, gdy zbliżyłam się do niego, obejmując w pasie i przytulając twarz do jego piersi. Zacisnęłam ramiona i odetchnęłam głęboko, czując tą niesamowitą bliskość i bezpieczeństwo — tak, to był mój Andi i powinnam puścić w niepamięć nasze wcześniejsze sprzeczki. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że mogłabym go stracić i nie mieć możliwości czucia tego, jak jego serce biło w tak samo szybkim rytmie jak moje.
Nie chcę się z tobą kłócić — wyznałam w stronę jego koszuli. — Musimy wyluzować.
Jego zdziwiony śmiech poniósł się ponad moją głową, więc podniosłam wzrok i dopiero wtedy mogłam wreszcie wpatrywać się w te na powrót wesołe, niebieskie oczy nieskażone złością i agresją, choć wciąż nieco obrażone. 
Wyluzować, powiadasz? Skąd ci to przyszło do głowy? — chciał wiedzieć, a ja wzruszyłam tylko ramionami, wspominając słowa Richarda o tym, że powinnam być bardziej wyluzowana.
Szepnęła mi na ucho pewna dobra dusza — odpowiedziałam, zapadając się w jego ramionach i marząc, by takie chwile trwały wiecznie.
Kołysaliśmy się chwilę w niewyraźnym rytmie uderzeń odległych basów, a wokół nas był tylko spokój i szczęście. Nie chciałam wracać na bankiet, ale nie mogłam żądać od Andreasa, by ze mną został. Czekali na niego. To było przyjęcie dla kadry — wszyscy chcieli uczcić nadchodzące igrzyska. Musiał tam być, a i ja powinnam. Czekała na mnie praca i zapewne Sabine, która skończyła już pastwić się nad Wankiem.
 — Chodźmy już — poprosiłam, leniwie się przeciągając i wskazując na drzwi. — Ktoś może zastanawiać się gdzie zniknęliśmy. Ze szczególnym naciskiem na słowo "ktoś".
Pokiwał głową i nachylił się, by mnie pocałować, ale zanim nasze usta zdążyły chociaż otrzeć się o siebie, nagle skrzypnęły drzwi, a ja drgnęłam nerwowo i odskoczyłam od niego. Byłam pewna, że to rzeczywiście był poszukujący nas trener!
Charakterystyczny stukot obcasów poniósł się po pomieszczeniu, gdy Petra wparowała do środka, patrząc na nas spod uniesionych brwi. Jej mina wyrażała uprzejme zdziwienie, czego nie mogłabym powiedzieć o mojej — na jej widok poczułam się bardzo przeciętną i nieatrakcyjną szarą myszką.
Wszędzie cię szukałam — odetchnęła z ulgą, kierując te słowa do Andreasa, a on ciężko przełknął ślinę, skacząc wzrokiem między nią a mną. — Zniknąłeś tak nagle, ale teraz już rozumiem dlaczego... — spojrzała na mnie z iskierkami w oczach. — A więc to ta ślicznotka zaprząta twoje myśli! My się już znamy, prawda Lauro?
Nie zwracałam uwagi na jej życzliwy uśmiech. Mówiła dalej, ale ja nie byłam w stanie słuchać. Zerwałam łączność ze światem, bo usłyszałam wcześniej coś, co podejrzewałam, a on przekonał mnie, że wcale tak nie było! Powiedziała, że zniknął nagle... Kiedy? Musiał ją gdzieś spotkać! Przecież obiecywał, że nie ma z nią żadnego kontaktu. Kłamał, zwyczajnie kłamał...
Jesteśmy teraz trochę zajęci — powiedział z naciskiem, przyciągając mnie bliżej, a ja nie miałam siły protestować. — Chyba powinnaś wyjść i udawać, że cię tu nie było.
Wpatrywałam się w twarz Petry i z każdą sekundą docierała do mnie bolesna prawda — nie miałam z nią żadnych szans. Nie mogłam się z nią równać, choć pewności siebie dodawały mi jego zapewnienia o wielkiej miłości. Kłamał. Obserwowałam idealny wykrój jej zmysłowych ust. Gęste rzęsy. Duże oczy. Kłamał. Miała długą, piękną szyję. Jasne włosy. Faceci takie lubią. Kłamał! Nie musiałam katować się ocenianiem jej kobiecych kształtów, przy których prezentowałam się bardzo marnie. Jak mógłby w ogóle zastanawiać się przy wyborze mając do dyspozycji kobietę idealną i mnie, karykaturalną wersję przeciętnej kretynki, która zaufała jego pięknym słowom. Kłamał. Kłamał. Kłamał!
Oczywiście, gołąbeczki — zaszczebiotała, wciąż szeroko uśmiechnięta. — Dam wam chwilę spokoju, ale nie rozpędzajcie się zbytnio, bo chyba nie chcemy żadnego skandalu przed wielką imprezą, prawda?
Mrugała szybko powiekami, koncertując wzrok na sztywnym ze złości Andreasie. Chyba wyczuł tą zawoalowaną groźbę w jej słowach. Ja byłam całkowicie... bierna. Coś we mnie upadło. Nie mogłam dokładnie zlokalizować tej części mojej duszy, która nagle zniknęła, ale byłam niemalże pewna — to była nadzieja.
Trzasnęły drzwi, Petra zniknęła, a ja wciąż stałam w tym samym miejscu i nie reagowałam — na początku nawet wtedy, gdy Andreas zaczął mną potrząsać, mocno trzymając za ramiona. Mówił coś szybko i z uczuciem, ale ja go nie rozumiałam. Przed oczami miałam ciemność, a z twarzy odpłynęła mi krew. 
Miałeś mi za złe, że tańczyłam z Richardem, a sam... sam... byłeś z tą... kobietą? — tylko tyle udało mi się wydukać, bo z emocji zaczęła drgać mi szczęka. — Dlaczego mi nie powiedziałeś? Dlaczego kłamiesz?!
Nie wyrabiałam z oddechem, a atak paniki był tak silny, że nie mogłam się opanować. Widziałam jego twarz jakby przez mgłę. Potrząsał mną mocno, tłumacząc się — nie wierzyłam w ani jedno słowo. 
Ona mnie osaczyła. Wcale nie szukam kontaktu, to ona za mną chodzi! — wyjaśnił błagalnie. — Musisz mi uwierzyć... Okłamałem cię, ale więcej tego nie zrobię. Przysięgam!
Nie! — krzyknęłam, bo emocje wzięły górę. — Mam dość, wychodzę.
Szarpnęłam się i odwróciłam w stronę drzwi, obciągając sukienkę. Postanowiłam odszukać Sabine, by powiedzieć jej, że źle się poczułam. Miałam ochotę zamknąć się we własnej skorupie i wyć, bo właśnie mój pięknie zbudowany świat zawalił się doszczętnie, popadając w ruinę. 
Albo nie... chciałam znaleźć Richarda! On by mnie zrozumiał. To jego potrzebowałam w takiej chwili — a także zapomnienia i szczerej rozmowy z kimś, kto przyglądał się wszystkiemu z boku. Byłam taka zdezorientowana...
Jeszcze nie skończyliśmy — zawołał zdenerwowany Andreas, oplatając palcami mój nadgarstek i ciągnąc mnie do siebie jak własność, bo tak miał wtedy w zwyczaju.
To wystarczyło. Nie wiem skąd wziął się we mnie taki impuls, ani kiedy stałam się na tyle odważna, by to zrobić — sekundę później uderzyłam go w twarz z taką siłą, że aż zabolała mnie dłoń.
Pożałowałam tego od razu, gdy zobaczyłam jak przyłożył palce do czerwonego policzka, patrząc na mnie z niedowierzaniem wielkimi oczami. Błękit powoli zamieniał się w lód, a czerń źrenic pożerała tęczówkę. 
Byłam pewna, że mi odda. Powinien to zrobić... ale nie zrobił. Rzucił mi ostatnie rozwścieczone spojrzenie, opuszczając rękę, którą uniósł w odruchu kontrataku i... po prostu odwrócił się, wychodząc z pokoju. Zostawił mnie samą.
Krzyknęłam, choć bez skutku. Wpadłam na drzwi, które zamknęły się za nim z głośnym trzaskiem i uderzyłam czołem w zimne drewno, po raz kolejny odnajdując przyjemność w bólu...

sobota, 15 marca 2014

Dwudziesty trzeci


LAURA
*******

Co? — zapytał, całkowicie zdziwiony. Sprawiał wrażenie, jakby nie całkiem zrozumiał moje słowa, choć przecież powiedziałam to głośno i wyraźnie.
To, co słyszałeś. Czy ta kobieta ma na imię Petra?
Nigdy wcześniej go takim nie widziałam — otwierał i zamykał usta, patrząc na mnie bezradnie tym wyjątkowym wzrokiem skrzywdzonego szczeniaczka. Nie mogłam dać się nabrać na jego urok osobisty. Nie tym razem. Musiałam być stanowcza.
Słowa jakby utknęły mu w gardle... a każda sekunda nerwowej ciszy dawała mi do zrozumienia, że Andreas ostro myślał nad odpowiedzią. Nie napawało mnie to optymizmem — ledwo minął szok po jego wyznaniu i mojej wcześniejszej scenie, a tu zwaliła mi się na głowę kolejna sprawa. Coś powstrzymywało go przed powiedzeniem prawdy, choć przecież zapytałam go jedynie o imię.
Tak, nazywała się Petra — westchnął zrezygnowany, patrząc gdzieś w bok.
Nazywała się? — spytałam,  krzywiąc się nieco. — To już się tak nie nazywa?
Podniósł wzrok i zobaczyłam w jego spojrzeniu coś, co mnie bardzo zdziwiło — było to zniecierpliwienie. Jego oczy wyrażały stan wielkiej męki, wyglądał jakby chciał się znaleźć gdzieś daleko, z dala od tamtego pokoju... z dala ode mnie.
Wciąż ma na imię Petra.
To by było na tyle — Andi zamilkł, pogrążając się w myślach, a ja nerwowo skubałam rąbek pościeli, analizując wszystko, co wiedziałam. Przypomniała mi się rozmowa z Richardem i to, jak ostrzegał mnie przed Andreasem. Wspomniałam też fankę spotkaną przy skoczni. Petra była kimś ważnym i mógłby wypierać się godzinami, a i tak bym mu nie uwierzyła. 
Co miałam zrobić? Jedna strona mojej kobiecej natury kazała mi widowiskowo się obrazić i urządzić scenę zazdrości, pomimo tego, że chodziło o jego przeszłość, na którą nie miałam przecież wpływu. Chciałam, żeby się przede mną pokajał, padając na kolana i przepraszał, że miał przede mną życie intymne. Swoją kompletną ciemnotę w tych sprawach zepchnęłam gdzieś w bok — jak mógł nie poczekać na mnie?
Druga, ta bardziej racjonalna strona chciała ryknąć śmiechem w reakcji na tak głupie myśli! Przecież to całkiem normalne, że kogoś miał, nawet jeśli była to starsza i doświadczona kobieta. Jaki był mój problem? Dlaczego w ogóle to analizowałam? Była Petra, ale już jej nie ma. To miejsce zajęłam ja i nie zamierzałam odejść bez walki.
Drgnął, gdy się zbliżyłam i wpakowałam mu na kolana. Obserwował mnie, niepewny, a ja po raz pierwszy odważyłam się przejąć inicjatywę i sama go pocałowałam. Był zaskoczony, ale nie protestował. Przerwałam dopiero, gdy zrobiło się już stanowczo zbyt gorąco.
Zapomnimy o niej? — spytałam, dotykając wargami jego ucha.
Oddychał głośno, mnąc w dłoniach materiał mojej koszulki i unosząc ją w górę. Uczucie jego palców na skórze wprawiało mnie w stan podgorączkowy, podobnie jak to, że jego ciało tak szybko reagowało na moje zabiegi.
O kim? — spytał, wciągając powietrze przez zęby. 
Uśmiechnęłam się szeroko, muskając jego szczękę. Jednak potrafiłam nad nim zapanować! Wystarczyło dotknąć lub przycisnąć tam, gdzie trzeba, a on już zapominał o całym świecie.
O Petrze.
Spiął się cały, a romantyczny nastrój, który udało nam się jakoś wskrzesić, uleciał nagle, jakby zdmuchnięty przez wiatr. Spojrzałam na niego z wyrzutem, gdy niezbyt delikatnie zepchnął mnie ze swoich kolan, aż padłam na materac.
To niemożliwe — mruknął, zrywając się na równe nogi i podchodząc do parapetu. — Schuster właśnie ją zatrudnił i poleci z nami do Soczi jako członek ekipy. Była naszą masażystką wtedy... kiedy to się działo...
Czekałam na coś, ale się nie doczekałam. Może miał to być dziki wybuch śmiechu i informacja, że pięknie dałam się nabrać? Może naprawdę żartował? Wbiłam wzrok w jego plecy, a on wciąż na mnie nie patrzył. Co widział za oknem? Ciemność, zimno i... rozwiązanie dla naszych problemów?
Powiedz, że to nieprawda...
Odwrócił się gwałtownie, rzucając mi pełne wściekłości spojrzenie.
To jest cholerna prawda i to dlatego cię tu przywiozłem! Chciałem, żeby trzymała się od ciebie z daleka, ale to będzie niemożliwe. Ona nas skończy... Wiem o tym doskonale.
Szeroko otworzyłam oczy — co on wygadywał? Niby czemu jakaś głupia, przekwitła baba miałaby stanąć między nami? Czyżby nie był mnie pewien? Może tak naprawdę tylko się mną bawił? Dlaczego znów dostałam kłody pod nogi wtedy, gdy byłam już tak bardzo szczęśliwa?
Nie rozumiem o czy mówisz, Andreasie — odezwałam się, całkowicie wytrącona z równowagi. Nasze wahania nastrojów tej nocy osiągnęły szczyt. — Przecież mówiłeś, że mnie kochasz... Dlaczego miałbyś tak nagle...
Tu nie chodzi o mnie! — krzyknął, odrywając dłonie od parapetu. — To ty jej ulegniesz! To ty uwierzysz w jej kłamstwa!
Przestraszyłam się, gdy chwycił mnie za ramiona i zmusił, bym wstała. Czułam się przy nim mała i bezbronna, szczególnie, gdy był zły. Uścisk jego palców bolał dotkliwie i byłam pewna, że zostaną ślady. Czasami w ogóle go już nie poznawałam...
 To była reakcja na powrót tej Petry — Andreas zaczął zachowywać się jak jakiś chwiejny emocjonalnie nastolatek, a nie chłopak, którego poznałam, i w którym się zakochałam. Co ona mu zrobiła? Jak bardzo musiała zawrócić mu w głowie, by jej wspomnienie wywoływało u niego taką agresję?
To boli... — westchnęłam, próbując wyswobodzić się z uścisku. — Puść mnie!
Nie był bardzo brutalny, ale ten dotyk różnił się tego, jak obchodził się ze mną wcześniej. Tak mógł postępować z kimś bardziej doświadczonym... tak mógł robić, gdy był z Petrą.
Nie chcę! — zawołałam, gdy ze złością pchnął mnie na łóżko i nakrył własnym ciałem. 
Chciał mnie całować, ale odwracałam twarz, więc nie mógł dosięgnąć moich ust. To go wkurzało, za to we mnie wzbierał prawdziwy wulkan złości — jak mógł się tak zachowywać, odwracając moją uwagę od swojej byłej? 
Ty głupcze! — krzyknęłam, wbijając mu paznokcie w przedramiona i raniąc jego skórę. — Wciąż coś do niej masz, dlatego uciekłeś! Myślisz, że możesz zasłaniać się mną?
Znieruchomiał i po chwili byłam już wolna. Mogłam się podnieść, ale wciąż leżałam na plecach tam, gdzie mnie zostawił. Poprawiłam tylko koszulkę. Znów wstrząsnął mną huk drzwi od łazienki, więc przekręciłam się na bok i skuliłam lekko — chciałam się schować, choć sama nie miałam pojęcia przed czym bardziej... Petrą czy odmienionym Andreasem?
Zaczęłam drzemać po raz kolejny, znużona wszystkimi emocjami, mocząc poduszkę tysiącem słonych łez, a wraz z nimi wypływał ze mnie wszelki żal i krzywda. Nie były to jeszcze te łzy smutku, których powrotu tak bardzo się bałam. To tylko złość i niemoc, co kotłowały się w mojej głowie, gdy mijały minuty, a ja wciąż marzłam samotnie w łóżku, choć przecież powinno być całkiem inaczej... 

 ***

Zbudziłam się o świcie — świadczyło o tym majaczące za oknem blade światło. Wciąż było dosyć ciemno wewnątrz pokoju, ale nieśmiałe promyki nowego dnia zaczynały wdzierać się do środka, podkreślając wszelkie kontury i załamania.
Musiał mnie przykryć, albo zrobiłam to sama, bo było mi przyjemnie ciepło pod kocem, który okrywał mnie po same uszy. Ogień w kominku zagasł prawie całkowicie, a powietrze było mroźne i rześkie.
Uniosłam się lekko, opierając na łokciach i spojrzałam w lewo. Spał na boku, odwrócony do mnie plecami. Niebezpiecznie zbliżał się do brzegu łóżka, jakby specjalnie zajmując miejsce jak najdalej ode mnie. 
Byłam zbyt rozespana, by wspominać złość i gniewać się na niego nawet o poranku. Przysunęłam się do jego pleców i przerzuciłam mu rękę w pasie, chłodnymi palcami dotykając brzucha. Jak zwykle był rozgrzany jak piec!
Westchnęłam sennie, gładząc delikatnie skórę. Jak mogłam się na niego złościć? Dlaczego byliśmy tacy głupi i uparci? Potrząsnęłam głową z niedowierzaniem, wtulając twarz w jego plecy. Tak bardzo go kochałam!
Dokładnie wyczułam w którym momencie się obudził — drgnął lekko, jakby niepewny rozwoju sytuacji, a później spojrzał na mnie przez ramię, uśmiechając się sennie. Sprężyny w materacu zaprotestowały głośno, gdy przewracał się na drugi bok, obejmując mnie i przysuwając jeszcze bliżej. 
Spojrzeliśmy sobie w oczy, a jasne światło poranka uwydatniło czystą miłość, która z nich biła, niezmącona negatywnymi emocjami, które zaginęły gdzieś w naszych snach. 
Wiedziałam, że to się stanie, jeszcze zanim nasze usta złączyły się w kojącym pocałunku. Tym razem nie było nikogo, kto mógłby nam przeszkodzić w udowodnieniu sobie nawzajem tych wielkich i rozpierających nas uczuć. 
Pozwoliłam jego dłoniom na wszystko, czego wcześniej zabraniałam. Mogłam tylko wyginać się pod wpływem przyjemności i poddawać tej fali nowych doznań, a wciąż było mi mało. Bałam się... tak strasznie się bałam — nie tego, że będzie mnie bolało, tylko tego, że nie będę w stanie oddać mu tego, co on dawał mnie. Moje ręce były słabe, nieśmiałe — tak jak ja. Nie miałam pojęcia co z nimi zrobić. Powoli traciłam rozum, zalewana ogromem szaleństwa zmysłów.
Kocham cię — szeptał, chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi i całując namiętnie obojczyk, ramię... Szalałam ze szczęścia. — Tak bardzo cię kocham... i tak bardzo chcę...
Ja też! Proszę, nie przestawaj... — tylko na tyle było mnie stać.
Rozpływałam się, by wreszcie zaspokoić ten głód, który trawił mnie od środka. Widziałam jego rozmazaną twarz jakby przez mgłę — migały mi w bladym świetle te jasne włosy, czasami błysnął też uśmiech. Zaciskałam dłonie na pościeli, mnąc ją niemiłosiernie, a on wciąż się ze mną droczył, choć doskonale czułam, że chciał tego równie bardzo jak ja.
Jesteś pewna? — spytał, podpierając się na łokciach.
Mogłam tylko kiwać głową, gorączkowo przyciągając go do siebie. Nie myślałam już wcale, a żyłam tylko po to, by móc odczuwać dotyk jego rąk. Całe moje ciało było jedną wielką gorączką, więc... bezwstydnie otoczyłam go nogami w pasie, krzyżując łydki na jego plecach i poczuliśmy to oboje — jedynie sekundy i cienkie warstwy materiału dzieliły nas od momentu, w którym nie byłoby już możliwości odwrotu. 
Zawahał się tylko na chwilę i spojrzał mi w oczy, zawijając palec na gumce moich nagle śmiesznie wyzywających majtek. Kiwnęłam głową, a on pociągnął je w dół. Oboje dyszeliśmy już, zamiast normalnie oddychać. Ogarnęła mnie trudna do opisania euforia — to się właśnie działo i byłam taka szczęśliwa, że dożyłam takiej chwili.
Cholera! — zaklął głośno i z niedowierzaniem, gdy ciszę poranka, przerywaną jedynie głośnymi westchnieniami i skrzypieniem łóżka, przeciął nagle ostry sygnał jego komórki. 
Nie... nie! Nie mogłam w to uwierzyć! Który to już raz? Dlaczego nie mogliśmy mieć choć kilku chwil dla siebie w całkowitym spokoju?
Nie odbieraj  — poprosiłam natychmiast, napinając mięśnie nóg, choć było to głupie z mojej strony i mogłam przewidzieć, że telefon o tej porze mógł świadczyć tylko o jednym: mieliśmy wielkie kłopoty.
Wahał się, widziałam to w jego oczach, gdy zastygł nade mną, wciąż zdezorientowany i zaślepiony pożądaniem. Patrzył w stronę wibrującego urządzenia z mieszaniną skrajnie złych uczuć wymalowaną na twarzy. Ja byłam zła... po prostu zła!
Wygrała ciekawość i zapewne strach przed trenerem. Zerwał się na nogi i dopadł do stolika, szarpiąc się i klnąc pod nosem. Wypuściłam powietrze nosem, okrywając się kocem, bo nagle ogarnął mnie wielki chłód, gdy Andreas się oddalił.
Lepiej, żebyś miał dobry powód — warknął, przyciskając komórkę do ucha. — Wiesz co to znaczy dzwonić w bardzo nieodpowiednim momencie?
Słyszałam jak Wank wyrzucał z siebie słowa z szybkością karabinu maszynowego, a już kilkanaście minut później Andreas otwierał przede mną drzwi samochodu i w pośpiechu opuszczaliśmy ten górski domek, gdzie zdarzyło się tak wiele, a jednak znów nie zdążyliśmy odpowiednio udowodnić sobie własnych uczuć.

*** 
 
Siedziałam cicho, podczas gdy on prowadził samochód szybko, nerwowo zmieniając biegi. Miałam dziwne przeczucie — wpatrując się w migające mi przed oczami rozmazane smugi drzew i okolicznych domów, mogłam myśleć tylko o tym, że to była nasza ostatnia okazja, by być prawdziwie razem. Chciałam się mylić, ale nerwowy ucisk wewnątrz ciała mówił mi, że nadchodziło coś złego... coś bardzo złego. 
Oderwałam wzrok od szyby i spojrzałam na mojego kierowcę, który manewrował pojazdem zbyt gwałtownie i w za dużym skupieniu. Jego profil oświetlało słońce, przez co wydawał się pogodny i wesoły, ale to były tylko pozory — wiedziałam, że coś go gnębiło.
Dotknął mojej dłoni, gdy nie patrzyłam i ścisnął lekko palce, dodając mi otuchy przed tym, co miało nadejść — Schuster obudził wszystkich swoich skoczków bladym świtem na niezapowiedzianą rozgrzewkę w terenie. Bardzo się zmartwił, gdy stawili się prawie w komplecie — brakowało tylko jednego. Mieliśmy tak mało czasu. Wank nie mógł przez resztę dnia karmić trenera bajeczkami o tym, że Andreas źle się poczuł.
Uda nam się. Zobaczysz. 
Pokiwałam głową, przykrywając jego dłoń swoją. Obyś miał rację, Andreasie — pomyślałam, wciskając głowę w oparcie fotela i zapadając w coś na kształt przerywanej drzemki, a moje myśli krążyły już wokół kobiety, którą miałam wkrótce poznać. Byłam ciekawa jak wypadnę w porównaniu z jej niewątpliwymi wdziękami, o których mówił mi Richard. Winna byłam mu podziękowanie — okazał się lojalny, a ja tak bardzo zaniedbałam naszą kiełkującą wcześniej przyjaźń.

***

Udało się — Schuster niczego się nie domyślił, a Andreas dołączył do reszty tłumacząc się nieprzespaną nocą. Odetchnęłam z ulgą dopiero wtedy, gdy Sabine opowiedziała mi wszystko, co wyjawił jej Wank. Mogło być znacznie gorzej, ale tym razem los był po naszej stronie.
Wzięłam długą kąpiel, ignorując moją przyjaciółkę, która skomlała pod drzwiami, żebrząc o szczegóły naszej wspólnej nocy. Co miałam jej powiedzieć? Byłam wciąż dziewiętnastoletnią dziewicą o znikomym pojęciu na tematy, które powinnam znać z doświadczenia jak większość moich normalnych rówieśniczek. Wiedziałam, że Sabine mnie wyśmieje. Zawsze tak robiła, bo sama była bardzo otwarta, i co ważniejsze — starsza. 
Rumieniłam się na samo wspomnienie tego, co robił ze mną Andreas. To było takie... Nie znajdowałam słów, by to opisać, ale gdyby doszło do czegoś więcej, to chyba umarłabym z przedawkowania przyjemności!
Imponowało mi w nim wszystko — jego ciało, głos, siła... Był wspaniały i ja chciałam być taka w jego oczach, więc tym razem postanowiłam wyjątkowo porządnie przyłożyć się do własnego wyglądu. Szczególnym bodźcem do działania było także to, że gdzieś tam krążyła sobie ta cała Petra, a ja chciałam wypaść lepiej, niż ona, gdyby doszło do konfrontacji. Na moją korzyść przemawiała młodość. Na jej? Nie miałam pojęcia, musiałam się przekonać.
Patrząc na własne odbicie w dużym lustrze wiszącym nad umywalką widziałam już nie tą zamkniętą w sobie, przestraszoną dziewczynkę, którą byłam jeszcze niedawno. Nie, tym razem krzyżowałam spojrzenie z wyprostowaną, wesołą młodą kobietą. Tak, tym właśnie się stałam i tak miało pozostać, bo ta wersja bardziej mi się podobała.

***

Przemierzałam korytarze, trzymając aparat w dłoniach i byłam całkowicie gotowa, by zrobić komuś zdjęcie zupełnie znienacka — zaniedbywałam swoją posadę asystentki Sabine i szczerze mówiąc, było mi wstyd.
Skoczkowie wracali powoli z wyjątkowego treningu, więc czaiłam się po kątach i uwieczniałam ich przepychanki, słowne utarczki, a czasem też zwykłe bójki, gdy zdanie jednego nie pasowało drugiemu. To byli cali oni — głośni, pełni energii i wiecznie w ruchu.
Nigdzie nie widziałam Andreasa. Czekałam na niego... wyczekiwałam momentu, w którym moje oczy spotkają się z jego i serce podskoczy mi z radości, wybijając szybki rytm. Nic z tego. Andreas się nie pojawił, a jego koledzy mijali mnie, kiwając głowami i pozując do zdjęć. Nie omieszkali także rzucić kilku niewybrednych komentarzy pod adresem mojego wyglądu. Uśmiechnęłam się szeroko, czując się jakoś inaczej. Zauważano mnie! Tak, to było to. Męskie zainteresowanie. Doskonale słyszałam jak jeden z młodszych i mniej znanych skoczków wskazał na mnie i spytał Wanka kim jestem.
Staaary — prychnął Wank, przewracając oczami. — Nawet na nią nie patrz. Straszna zołza, szczerze ci mówię! Naprawdę okropny charakter...
Pogroziłam mu palcem, gdy odwrócił się w moją stronę i puścił mi oko. Cały Wank... choć byłam mu wdzięczna, że zniechęcił tego chłopca do dalszych pytań. Blondyn rzucił ostatnie spojrzenie w moim kierunku i wzruszył ramionami. Stracił zainteresowanie.
Załapię się może na jakąś prywatną sesję, pani fotograf? — spytał wesoły głos tuż za moim uchem, a ja podskoczyłam zaskoczona, prawie wypuszczając aparat.
Richard uśmiechał się zachęcająco. Był zgrzany — ciemne włosy przykleiły mu się do czoła, a rumieńce wywołane zapewne podmuchami wciąż jeszcze zimowego wiatru dodawały mu uroku.
Uniosłam aparat i po prostu zrobiłam mu kilka zdjęć, zanim zdążył się zakryć. Uwielbiałam brać ludzi z zaskoczenia — wtedy pokazywali swoje prawdziwe twarze.
Gotowe — stwierdziłam, oceniając fotografie. Uderzył mnie wyraz jego twarzy uwieczniony w pamięci aparatu, ale moje myśli szybko wyparowały, bo Richard zaśmiał się donośnie, trącając mnie w ramię.
Miałem na myśli prawdziwą sesję, a nie takie cykanie fotek z biegu. Nie miałem czasu, by się odpowiednio przygotować. Jestem w rozsypce po tym treningu — poskarżył się. — Myślę, że nadawałbym się na modela... Jak sądzisz?
Powstrzymałam śmiech, by nie pomyślał, że się z niego nabijałam, patrząc jak napinał muskuły. Był taki uroczy, a ja prawie już zapomniałam o gniewie, który wzbudził we mnie tego wietrznego popołudnia, gdy powiedział mi o Petrze.
Wciąż żywe były w mojej pamięci jego słowa oraz to, jak zostawił mnie samą na śniegu i odszedł, dziwnie jakoś załamany. Nie widziałam w jego zachowaniu niczego dobrego... Nie chciałam widzieć. Każde słowo przeciwko Andreasowi uważałam za obelgę, choć takie myślenie okazało się błędne — pokazał mi się ze złej strony już zbyt wiele razy, bym wciąż widziała w nim ideał. Nie istnieli tacy ludzie. Dobrze, że zaczęłam wreszcie rozumieć świat takim, jakim był naprawdę.
Zdecydowanie, Richardzie — zapewniłam go, przelotnie muskając palcami jego ramię. — Byłbyś wspaniałym modelem.
Opuścił wzrok na miejsce, w którym go dotknęłam, a później znów spojrzał na mnie. Miał dziwną minę. Poczułam wkradające się między nas napięcie, choć nie całkiem rozumiałam jego źródło.
Lubię, gdy wymawiasz moje imię — powiedział cicho, odwracając wzrok.
Zamrugałam kilka razy, całkowicie zapominając języka w gębie. Nie, Richard. Nie rób tego — prosiłam spojrzeniem. Myślałam gorączkowo nad jakąś odpowiedzią, ale wyręczył mnie prawie natychmiast — wyraz jego twarzy uległ zmianie i powrócił ten wesoły, uśmiechnięty brunet, którego tak lubiłam.
Masz fajny akcent, gdy to robisz — dodał, jakby na swoje usprawiedliwienie i wzruszył ramionami.
Odetchnęłam z ulgą. Może tylko mi się wydawało? Kobieca intuicja w moim przypadku była kwestią dyskusyjną. Starałam się nie wyciągać pochopnych wniosków i nie tworzyć bajek praktycznie z niczego.
Richardzieee — zawołałam, celowo zaciągając i oboje parsknęliśmy śmiechem.
Znów czułam się przy nim swobodnie, a on chyba myślał tak samo o mnie — że bylibyśmy parą dobrych przyjaciół, gdybyśmy tylko mieli czas na rozmowę. Przez niego zapomniałam, że jeszcze chwilę wcześniej martwiła mnie nieobecność Andiego. Wspomniałam o tym, gdy Richard się pożegnał, biegnąć na kolejny trening.
Trener Schuster poczuł chyba jakiś zew natury, a raczej zbliżającą się wielką imprezę, bo zaczął naciskać na chłopaków, by ciężko trenowali. Obserwowałam ich zmagania przez oszklone drzwi do hali. Andreasa tam nie było... 
Ogarnął mnie prawdziwy lęk — a jeśli... był gdzieś, gdzie nie powinien? Nie, nie mogłam tak myśleć! Ufałam mu, bardziej niż sobie samej. Na pewno dostał jakieś polecenie od trenera i wypełniał je, całkowicie nieświadomy tego, że podejrzewałam go o złe rzeczy.
Aparat w moich dłoniach zrobił się już ciepły, bo trzymałam go kurczowo, jak największy skarb. Nie wypełniłam jeszcze dziennej normy, miałam zbyt mało dobrych zdjęć. Musiałam to nadrobić, i to jak najszybciej. Sabine wspominała o jakimś bankiecie, na którym miałyśmy się stawić już samym wieczorem. Wszystko działo się tak szybko, a dodatkowo całkowicie rozproszył mnie Richard. No właśnie...
 Spojrzałam jeszcze raz na wyświetlacz, cofając się w pamięci aparatu do zdjęć, które mu zrobiłam — jego spojrzenie mówiło mi wiele, bo byłam dobra w czytaniu z ludzkich twarzy. On mnie lubił... a może było to nawet i więcej, niż zwykła sympatia. Biedny Richard! Nie mogłam dać mu wzajemności, choćbym nawet chciała.
Stałam tam, oparta o zimną szybę, dopóki z zamyślenia nie wyrwał mnie silny uścisk ramion oplatających mnie w pasie. Westchnęłam zaskoczona, gdy Andreas wciągnął mnie za masywny słup, który skutecznie zasłaniał nas od wzroku trenujących skoczków i przyparł do jego chłodnej powierzchni. Wpił się w moje usta, jakby nie widział mnie co najmniej od miesiąca, a nie tylko od kilku godzin i całował je mocno, ściskając mnie tak, że zakręciło mi się w głowie.
Gdzie byłeś? — spytałam, gdy wreszcie dał mi chwilę na zaczerpnięcie oddechu. — Nie trenowałeś z chłopakami?
Coś w jego zachowaniu mnie zaniepokoiło. Nie miałam pojęcia co to było, ale aż wstrząsnął mną dreszcz, i to nie w reakcji na ten niespodziewany atak. Tyle było w jego dotyku siły, desperacji... Dlaczego nie był delikatny? Podobało mi się, gdy bywał bardziej powściągliwy.
Oparł obie dłonie nad moją głową, więżąc mnie w tym bezpiecznym zasięgu jego ramion. Uśmiechnął się krzywo, patrząc mi prosto w oczy.
Biegałem — stwierdził, wypuszczając ciężko powietrze. — Za karę. Pyskowałem do trenera i dostało mi się jak zwykle. Nic nowego. A ty stałaś tu przez cały dzień, gapiąc się na tych pajaców? — wskazał na drzwi sali.
Potrząsnęłam głową, opuszczając wzrok na aparat, który zawisł na kolorowej smyczy i unosił się w rytm mojego szybkiego oddechu. Myśl, Laura. Myśl! Fakt, pachniał wiatrem i słońcem, więc mógł biegać. Tylko dlaczego tak długo? Robił to sam? Może później udał się też na masaż? Może... może...
Jestem taka głupia! — pisnęłam, wysuwając się z jego objęć, by uciec jak najszybciej, zanim zdołałby wyczytać z mojej twarzy zazdrość, którą czułam.
Co ty mówisz? — spytał, łapiąc mnie za nadgarstek i znów przyciągając w swoją stronę. Szorowałam stopami po śliskiej podłodze, zachowując się jak małe dziecko. — Dlaczego uciekasz?
Mrugał zaskoczony, próbując zajrzeć mi w twarz. Moja mina musiała być zawzięta, bo wyglądał na prawdziwie zmartwionego. Szarpałam się z nim, a w głowie szalały myśli. Powiedzieć mu? Nie mówić?
Widziałeś się dziś z tą... tą kobietą? — słowa same opuściły moje usta i wiedziałam, że mogę tego pożałować, jednak nieświadomość była czymś prawdziwie okropnym i nie do wytrzymania.
Przez chwilę tylko na mnie patrzył, nic nie mówiąc. Analizował moje zachowanie czy ubolewał nad tak wielką głupotą dziewczyny, której wyznał miłość.
Ty mi nie ufasz, prawda? — spytał, uwalniając moją rękę z uścisku tak nagle, że aż się zachwiałam. Tylko cudem zdołałam odzyskać równowagę. 
To nie tak... — żachnęłam się, ale przerwał mi, zanim zdążyłam wyjaśnić co miałam na myśli. — Myślisz, że poleciałem do niej, żeby ulżyć sobie po tym, co się między nami działo, tak?
Rozzłościłam go! Przybrał tą wojowniczą pozę, która zupełnie mu nie pasowała i której tak bardzo nie lubiłam. Jego źrenice powiększył gniew, sprawiając, że oczy nie lśniły mu już tym błękitnym blaskiem, a pociemniały jak niebo przed burzą.
Nie! Błagam, nie denerwuj się. Chciałam tylko wiedzieć czy widziałeś ją dzisiaj... Tylko tyle, nic więcej — mój głos drżał niebezpiecznie, jakbym była bliska płaczu, choć jeszcze nie zdawałam sobie z tego sprawy.
Nie, nie widziałem jej! — zawołał ze złością, a później zrobił coś, co całkowicie mną wstrząsnęło... Włożył chyba całą swą siłę, by z rozpędu uderzyć pięścią w słup... tuż nad moją głową. 
Musiałam zatkać uszy, by nie słyszeć tego dźwięku, który opuścił jego gardło, a wtedy na moje włosy spadły malutkie kawałki tynku, który pokruszył się pod wpływem uderzenia. Skuliłam się w sobie, pozwalając swoim nogom na tą niesamowitą miękkość kości. Usiadłam na zimnej posadzce i mogłam tylko słuchać jego kroków, gdy szybko się ode mnie oddalał.
Drżącymi palcami dotknęłam ust, policzków, a później czoła, wsuwając je we włosy — pełno było tam tych odłamków. On był chyba szalony! Ciepłe łzy polały się same, bo okropnie się przestraszyłam. Co się z nim działo?
Nie mogłam dojść do siebie i wciąż nie podnosiłam się z podłogi, bo nawet nie miałam pojęcia gdzie mogłabym pójść — szok zablokował mnie kompletnie i miałam szczęście, że korytarz był o tej porze pusty.
Może nie całkiem tak pusty, jak sądziłam. Ocierałam właśnie rozmazany tusz spod oczu, gdy zauważyłam cień ruchu po mojej prawej stronie. Podniosłam głowę. 
To wilgotna chusteczka — poinformowała mnie kobieta o przyjemnym głosie, nachylając się nade mną i podając mi biały kwadracik. — Powinna pomóc na te oczy pandy.
Uśmiechnęłam się przez łzy, niemo dziękując jej za pomoc. Otarłam powieki pachnącą chusteczką, podnosząc się na nogi. Ona była wysoka, o wiele wyższa, niż ja. 
Widzisz, kochanie. Teraz dużo lepiej — stwierdziła, dotykając moich włosów. — Jesteś śliczna, nawet z takim zasmarkanym noskiem. Jak ci na imię?
Zwlekałam z odpowiedzią, choć od razu zapałałam do niej sympatią. Była jak starsza i nieco okrąglejsza wersja Sabine — typowo piękna i kobieca. Patrzyłam na nią z podziwem, gdy wykrzywiała czerwone usta w podkówkę, litując się nade mną.
Laura. Po prostu Laura — odpowiedziałam, znów używając jej chusteczki. — Dziękuję pani.
Pokiwała głową. Omiotłam spojrzeniem jej sylwetkę, wciąż nie mogąc wyjść z podziwu — chciałam wyglądać tak jak ona. Mieć takie krągłości i tak wąską talię. Sportowe ciuchy, które miała na sobie, układały się idealnie, czego nie można było powiedzieć o moich, co wisiały tylko, bo zwinęłam je z półki Sabine. 
Po raz kolejny pogłaskała mnie po głowie, gdy zaczęła kierować się w stronę sali, na której wciąż ćwiczyli skoczkowie. Mrugnęła okiem na pożegnanie i odeszła. Ścisnęłam w dłoniach zużytą chusteczkę, rozglądając się za jakimś koszem na śmieci. Było mi o wiele lepiej — jej pojawienie się odwróciło moją uwagę od tego, że z moim chłopakiem zaczynało dziać się coś bardzo, bardzo dziwnego. 
Lauro?! — rzuciła nagle blondynka, zatrzymując się tuż przed szklanymi drzwiami. Oparła się na klamce, mierząc mnie zatroskanym spojrzeniem. — Mam nadzieję, że jeszcze cię spotkam. Gdybyś czegoś potrzebowała... pytaj o Petrę. Wszyscy znają mnie tu doskonale!

poniedziałek, 10 marca 2014

Dwudziesty drugi



LAURA
*******


Nie miałam pojęcia, że zasnęłam, dopóki nie obudził mnie cichy szept. Andreas mruczał mi coś do ucha, a ja bardzo powoli wracałam do świadomości. Leniwie uchyliłam powieki, zastanawiając się co się stało. Wokół panował zmrok, jedynym źródłem światła była mała lampka stojąca w kącie, której przytłumiony blask dawał poczucie ciepła. Opierałam głowę na ramieniu Andreasa, a on sam grzał mnie lepiej, niż piec. Przeciągnęłam się niczym kot, ściskając go w pasie. Było mi tak przyjemnie!
Muszę ci coś powiedzieć — odezwał się, muskając wargami moje włosy i sprawiając, że odruchowo zadrżałam.
Uniosłam głowę, nagle zaniepokojona. Znów przy nim zasnęłam! Jak mogłam być do tego stopnia głupia już po raz kolejny? Przecież nie zrozumiałby, gdybym... Co miałam mu powiedzieć?
Spojrzeniem badałam jego twarz w poszukiwaniu oznak zgorszenia lub obrzydzenia, ale niczego takiego nie zobaczyłam. Jego oczy błyszczały, wpatrzone w moje. Tak bardzo łagodne i kochane. Nie, nie mógł mnie odrzucić z powodu moich wstydliwych ataków.
— Znów zrobiłam z siebie idiotkę we śnie, prawda? — spytałam, kładąc dłoń na jego piersi. Czułam bicie serca, spokojne i miarowe. — Przepraszam, nie powinnam była zasypiać, ale...
— O czym ty mówisz? — zdziwił się natychmiast, nakrywając moje palce swoimi. — Spałaś spokojnie przez jakieś trzy godziny, a pewnie spałabyś dłużej, gdybym cię nie obudził.
Uniosłam brwi — a więc nie krzyczałam? Nic mi się nie śniło, choć zasnęłam po raz pierwszy tej nocy... To niemożliwe! Zawsze miewałam sny, gdy zasypiałam pierwszy raz... Zawsze! Czasami zdarzało się to tuż nad ranem i później budziłam się z krzykiem, gdy było już jasno, a czasami wrzeszczałam jeszcze zanim wybiła północ, męcząc się z kolejnymi próbami zaśnięcia. 
Nie mogłam w to uwierzyć, ale z jakiegoś powodu po raz pierwszy w życiu przespałam spokojnie pierwsze kilka godzin nocy. To on — podpowiedział mi rozemocjonowany głos w mojej głowie. — To wszystko dzięki jego obecności.
 Musiałam zagryźć wargę, bo zbierało mi się na płacz. Tyle lat... Tyle nerwów... Los był jednak bardzo łaskawy stawiając Andreasa na mojej drodze — dzięki niemu stałam się chociaż namiastką normalnego człowieka. Czy mogłam mu się jakoś odwdzięczyć za to, że mnie chciał? Być może jakaś pokrętna siła pchnęła go w moje ramiona, ale nie miałam zamiaru go z nich wypuszczać. Nigdy już...
— Dziękuję — westchnęłam, przytulając się do niego w poszukiwaniu ciepła.
— Za co? — spytał, obejmując moje ramiona.
Musiałam być szczera — sprawy zaszły za daleko, by go okłamywać. Chciałam mu się pokazać ze strony, którą znałam tylko ja sama. Chciałam, żeby wiedział. Chciałam obnażyć przed nim swoje stare rany, ale powoli...
— Nic mi się nie śniło. Nic złego — odważyłam się powiedzieć to, czego najbardziej się bałam. — Mam problemy ze sobą, Andreasie. 
Oczekiwałam na jego reakcję, drżąc odrobinę w środku, bo nie byłam pewna, czy nie zareaguje śmiechem na moje szczere słowa. Mógł pomyśleć, że żartowałam...
— Wiem — stwierdził, dotykając moich włosów. Przejechał dłonią po całej ich długości, a ja dopiero wtedy zauważyłam, że były już rozpuszczone. Musiał zrobić to, gdy spałam. — Dodałem dwa do dwóch. Nie jestem ślepy.
Ogarnął mnie nagły chłód w reakcji na jego słowa. Nie wiedziałam czego się spodziewać — może przywiózł mnie na to odludzie, by zakończyć naszą znajomość? Miałam już przed oczami jego twarz, gdy z kamienną twarzą ogłosiłby mi, że nie może być z kimś takim jak ja.
— Kiedy się zorientowałeś? — głos drżał mi jak wprawiona w ruch struna. Odpowiedział prawie natychmiast:
— Gdy po raz pierwszy na ciebie spojrzałem...
Skrzywiłam się, próbując przypomnieć sobie tamte chwile. Czyżby od początku wiedział, że byłam nienormalna? To nie napawało mnie dumą...
— Ojej... — wyrwało mi się, a on widząc moją minę uśmiechnął się przepraszająco, kręcąc głową.
— Chciałem powiedzieć, że wiedziałem o twojej inności, gdy po raz pierwszy zobaczyłem cię tak naprawdę. Pamiętam, jak spojrzałaś mi w oczy podczas naszej sesji. Nie wiem co tak naprawdę w nich ujrzałem, ale nieźle mną wstrząsnęło.
Mówił prawdę, taką miałam nadzieję. Miał poważną minę i wierzyłam mu bezgranicznie, a przynajmniej bardzo chciałam tak wierzyć. W moim życiu nie było nic pewnego. Nie mogłam polegać nawet na sobie, a co dopiero wymagać takiej gwarancji od innych.
— Chcesz wiedzieć dlaczego tak krzyczałam tamtej nocy w Norwegii? — spytałam szybko, póki starczyło mi odwagi.
Pokiwał głową. Nie miałam wyjścia — lawina ruszyła. Mogłam jedynie modlić się, by nie pochłonął mnie jej ogrom. Zaczerpnęłam tchu, podnosząc się do pozycji siedzącej, zwiększając tym samym dystans. Tak było łatwiej.
— Śniłeś mi się.
Doskonale widziałam jak drgnął mu kącik ust. To, co właśnie oświadczyłam, musiało wydać mu się śmieszne, choć przecież z mojej perspektywy wcale takie nie było. Hamował śmiech i byłam wdzięczna za to, że zdołał się opanować.
— To ci dopiero... — stwierdził, poważniejąc.
— Strzeliłeś do mnie z pistoletu. Trafiłeś dokładnie tu... — poinformowałam go, przykładając sobie palec do czoła. 
Uśmiechnął się pobłażliwie, chwytając mnie za nadgarstek i ciągnąc w swoją stronę. Chyba nie zauważył powagi sytuacji. Myślał, że dramatyzowałam z powodu głupiego snu. Wyrwałam rękę, patrząc mu prosto w oczy, a on próbował mnie uspokoić:
— Przecież to nic takiego, tylko zwykły sen. Byłaś zdenerwowana lub...
 Powstrzymałam go ruchem dłoni.
— Andreas, ja śnię o morderstwie odkąd tylko pamiętam. Nigdy nie poznałam własnych rodziców. Ojciec zastrzelił matkę, a później siebie, gdy miałam ledwie pięć lat.

***

Zaniemówił. Widziałam, że przetwarzał to, co usłyszał. Czekałam, by się wreszcie odezwał — nie wyznałam jeszcze najgorszego. Serce biło mi jak szalone, krew krążyła zbyt szybko, kręciło mi się w głowie z wrażenia.
— Nie mogę w to uwierzyć — wydusił tylko, podnosząc wzrok. — To przerażające. Gdzie wtedy byłaś?
Długo zbierałam się w sobie, by się przyznać. Milczałam już tak długo. Chciałam przemówić w tej bolesnej sprawie po raz pierwszy... Mój kolejny pierwszy raz dla Andreasa...
— Byłam tam... obok nich. Widziałam jak to zrobił. Widziałam ich krew. Dużo krwi — słowa rwały mi się, gdy zaczęłam zbyt szybko oddychać. — Andreas, tam wszędzie była krew, a oni się nie ruszali... nie słuchali mnie, choć prosiłam, by wstali z tej cholernej podłogi i przestali mnie straszyć! Chciałam oglądać fajerwerki. Obiecali mi to! Obiecali... — reszta słów utonęła w potężnym szlochu, który mną wstrząsnął. Nie potrafiłam go opanować.
Wszystko powróciło nagle i gwałtownie — trupy rodziców na podłodze kąpiące się w jaskrawej czerwieni... huk pistoletu... sztuczne ognie za oknem... Skuliłam się, przyciskając dłonie do uszu. Zaczęłam się kiwać, a w myślach wołałam o ratunek.
— Jak mogłaś dusić to w sobie przez tyle czasu? — jego podniesiony głos przedarł się przez barierę strachu i poczułam dotyk tych silnych dłoni, które dawały poczucie bezpieczeństwa. Trzymał mnie mocno, inaczej już dawno poszłabym na dno. — Dowiedziałem się pierwszy, tak? Sabine wie?
Nie byłam w stanie wydusić słowa, więc kręciłam tylko głową, dławiąc się łzami. Odgarnął mokre włosy, które przykleiły mi się do twarzy.
— Spójrz na mnie — poprosił, chwytając mnie za brodę, by powstrzymać gwałtowne ruchy. — Przestań, słyszysz?!
Znieruchomiałam. 
— Wierzysz mi? — mój głos brzmiał obco. — Nigdy wcześniej nikomu o tym nie mówiłam.
Pozwoliłam się przyciągnąć do piersi i objąć. Trzęsłam się jak młode drzewko na wietrze, a moje łzy moczyły mu koszulkę. 
— Wierzę. Cierpiałaś po raz ostatni, bo nie pozwolę, by ktokolwiek cię skrzywdził — stwierdził z mocą, tuląc mnie do siebie. — Jesteś bezpieczna.
Nie tego się spodziewałam — czekałam aż odepchnie mnie z obrzydzeniem, jak należało potraktować wariatkę, którą przecież byłam. Był zaskoczony, ale nie wycofał się, tylko jeszcze bardziej zbliżył.
— Nie możesz być ze mną, skoro już wiesz — powiedziałam, nie panując nad emocjami. — Ja nigdy nie będę normalna. Przecież widzisz...
— Cicho! — potrząsnął mną, wołając głośno. — Co ty pleciesz?
W jego głosie zabrzmiała desperacja, taka sama widoczna była w jego oczach, gdy na mnie patrzył. Wpadałam w panikę — kątem oka widziałam ciemność, jak wyciągała w moją stronę swoje oślizgłe macki. Pod powiekami wciąż miałam obraz matki padającej na ziemię z komicznie zdziwioną miną oraz ojca i jego pośmiertnych odruchów, których wtedy nie rozumiałam. Nie żyli już od tak dawna, a ja wciąż przeżywałam te chwile od nowa, nieświadomie pogrążając się w obłędzie.
— Zostaw mnie! — krzyknęłam, zrywając się na równe nogi. — Odejdź, zanim będzie za późno!
Zaczęłam miotać się po pokoju, a on siedział tylko, podpierając się na łokciach tam, gdzie go zostawiłam. Był... całkowicie przerażony.
— Laura, co ci odbiło? — spytał po chwili.
Szarpałam głową i czułam na twarzy swoje włosy, które okrywały mnie ciemną falą, odcinając od świata. Chciałam się ukryć, by nie widział tej chwili słabości. Na co jeszcze czekał? Dlaczego wciąż tam był, skoro przyznałam mu się do tej najbardziej wstydliwej tajemnicy? Powinien mnie zostawić, tak jak wszyscy dotychczas...
— Przepraszam — zawołałam bez sensu, opierając dłonie na parapecie. Drapałam chłodne drewno paznokciami, aż zaczęłam odczuwać przyjemność w bólu. — Tak bardzo cię kocham... tak bardzo potrzebuję... za bardzo — szeptałam już tylko, uginając kręgosłup pod niewidzialnym ciężarem, który na mnie spadł.
Obrócił mnie za ramię, szybko i zdecydowanie, zanim zdążyłam zedrzeć palce do krwi. Miał poważną minę i był bardzo zły. Nie próbowałam się szarpać, bo nie miało to żadnego sensu. Opadłam z sił. Przyszło to paskudne odrętwienie...
Nie broniłam się, gdy pocałował mnie mocno i brutalnie, wciskając mi język do ust i nie bawiąc się w subtelności. Oddychał spazmatycznie, dyszał wręcz, a jego palce wsunęły się między moje włosy, ciągnąc boleśnie. Czułam tą agresję, którą w nim wywołałam. Powoli wracała do mnie świadomość tego, co powiedziałam. Dlaczego chciałam go odepchnąć podczas, gdy był mi potrzebny do życia tak samo jak tlen?
— Nigdy więcej się tak nie zachowuj! — warknął z ustami przy moich wargach. — Nigdy... więcej...
Potrząsnął mną, opuszczając dłonie wzdłuż moich ramion, po czym zostawił mnie tam, a sam usiadł z powrotem na łóżku, zatapiając się w świecie własnych myśli.

***

Długo dochodziliśmy do siebie po tej scenie i nie wiedziałam kto był bardziej wstrząśnięty — ja czy on? Nie odzywał się, nie ruszał. Po wszystkim ukryłam się w łazience, by zmyć z siebie te wszystkie wrażenia. Patrzyłam, jak woda powoli zapełniała wannę, wcześniej zamykając drzwi na trzy spusty. Gdyby taka sytuacja miała miejsce jeszcze poprzedniego dnia, to zaprosiłabym Andreasa do wspólnej kąpieli i miałabym gdzieś sumienie i inne bzdurne ograniczenia. Tym razem chciałam zostać sama, a on nie protestował.
Zanurzyłam się w ciepłej toni, wstrzymując oddech. Raz, dwa, trzy... dziewiętnaście... Podniosłam się, łapiąc powietrze i rozchlapując wodę na boki. Co ja wyprawiałam? Dlaczego chciałam to zniszczyć? Przecież mogłam po prostu być z nim, skoro zaakceptował mnie taką, jaką byłam. Nie uciekł. Wciąż czekał tam na mnie, czekał, bym powróciła do równowagi.
— Zostawcie mnie w spokoju, błagam — szepnęłam w przestrzeń, zwracając się do cieni gromadzących mi się nad głową. — Pozwólcie na szczęście.
Szczękałam zębami, pomimo ukropu, który mnie otaczał. To nerwy, one nie dawały mi wytchnienia. Musiałam oddychać głęboko i powoli, aż drżenie ustąpiło miejsca zmęczeniu.
Wytarłam się niedbale, wciągając na siebie pierwsze lepsze rzeczy, jakie zapakowała mi Sabine. Nie zwracałam uwagi na powabne koronki, które otarły się o moją dłoń, gdy sięgnęłam do torby — nie miałam nastroju, by być młodą dziewczyną, bo czułam się stara i zmęczona życiem.
Wilgotne włosy omiotły mi pośladki, gdy stanęłam przy łóżku, patrząc na wciąż nieruchomego Andreasa. Miałam na sobie zbyt kuse spodenki, za które przeklinałam Sabine i prostą koszulkę. Spojrzał na mnie bez wyrazu, podnosząc się i kierując kroki w stronę łazienki, skąd wydobywała się jeszcze nikła para. 
Padłam na materac, całkowicie bez sił. Po policzku spłynęła mi pojedyncza łza — zauważyłam ten mur, który wyrósł między nami w jednej chwili. Drzwi trzasnęły głośno. Drgnęłam.

***

Wrócił, choć spodziewałam się nawet tego, że po cichu wymknie się przez okno w łazience i naprawdę ucieknie — tak, jak radziłam mu wcześniej. Obserwowałam go, gdy kładł się przy mnie, nie wypowiadając słowa. 
Jego twarz, zazwyczaj pogodna lub gniewna, tym razem pozostawała zupełnie bez wyrazu. Wiedziałam, że coś analizował. Czułam to w nerwowych ruchach, gdy naciągał na mnie kołdrę. Zakrył mnie po same uszy, tak samo siebie. Było mi gorąco, więc odrzuciłam materiał, wzdychając ze zniecierpliwieniem. 
— Powiedz coś!
Podłożył sobie ramię pod głowę, ale chwilę później zmienił pozycję, kładąc się na wznak. Odepchnął kołdrę, ciężko wypuszczając powietrze przez zęby.
— Co mam powiedzieć? — spytał, widocznie zdenerwowany.
Nie śmiałam się przysunąć, choć w tamtym momencie pragnęłam nawet śladowego kontaktu cielesnego — zwykłego dotknięcia dłoni czy pogłaskania włosów. Nie dostałam niczego. To mnie przeraziło. 
Co się z nim stało? Dlaczego zrobił się nagle taki zimny i oschły? Czy spełniał właśnie moją wcześniejszą prośbę, którą wypowiedziałam pod wpływem emocji? Nie mogłam na to pozwolić! Wcale tego nie chciałam...
— Brzydzę cię, prawda? 
Dużo kosztowało mnie to pytanie i oczekiwałam odpowiedzi z szeroko otwartymi oczami, wpatrzona w jego szczękę, na której drgał nerwowo mięsień. Moja dłoń zastygła w połowie drogi, chciałam dotknąć jego twarzy, ale się bałam.
— To ja będę brzydził ciebie, gdy coś ci wyznam — powiedział wreszcie, tępo patrząc w sufit. 
— To niemożliwe! — prychnęłam, przysuwając się bliżej i zaglądając mu w twarz. — Nie ma takiej rzeczy, która odrzuciłaby mnie od ciebie.
Powiedziałam to na zgodę. Dość już miałam tych dziecinnych podchodów, które sama sprowokowałam. Opadły już moje emocje, więc chciałam powrócić do normalności i uratować ten wyjazd. Nie tak to miało wyglądać i świadoma byłam tego, że on inaczej wszystko zaplanował. Dlaczego musiałam to zepsuć?
— Nie mów tak, bo za chwilę będziesz mnie wyzywać od skurwieli.
Złapałam go za ramiona, przyciskając się do niego, by być jak najbliżej. Pozostał nieruchomy i nie reagował na moje gesty.
— Co ty mówisz? — spytałam, próbując dosięgnąć jego ust. — Nie mogłabym...
Odwrócił głowę, zanim zdążyłam go pocałować i odsunął mnie nieznacznie, wciąż patrząc mi prosto w oczy. Przeczucie powiedziało mi, że zaraz dowiem się czegoś strasznego, bo całe ciało napięło się w całkowitej gotowości na odparcie szoku.
—  Miałem romans z kobietą, która mogłaby być moją matką. To się działo całkiem niedawno i wciąż jest świeże w mojej głowie. Postanowiłem, że powinnaś to wiedzieć, bo masz mnie za ideał, który nie istnieje, a siebie poniżasz — rzucał słowa jak sztylety, które trafiały w mnie z wielką precyzją, kilka w głowę, a cała reszta w moje niewinne serce. — Nie jestem święty i kładłem swoje brudne łapska na tobie, choć zdawałem sobie sprawę, że w tej twojej inności musi się kryć jakaś tragiczna przeszłość. Nie przyszło mi do głowy, że aż tak tragiczna...
Wciąż nie dotarł do mnie sens jego słów — co powiedział? Romans? Starsza kobieta? Przerosła go moja przeszłość? Moja?
— Kochałeś ją? — spytałam bez zawahania, oczekując na kolejny wstrząs. — Kochasz ją teraz?
Nie mrugał. Oczy błyszczały mu jak w gorączce. Oddychaliśmy nierówno, zaciskając dłonie na pościeli. Nie istniało w tamtym pokoju nic poza naszymi ciałami i tysiącem myśli, które torpedowały moją głowę.
— Nie! — zaprzeczył niemal natychmiast, brzmiąc bardzo szczerze. — To było tylko szczeniackie pieprzenie. Kocham ciebie... i nikogo więcej.
Wiedziałam, że przeszłość w życiu każdego człowieka czasami wychodzi z pamięci i zaczyna śmierdzieć — nie bolało mnie to, że miał już kogoś, bo to było całkiem normalne. Najbardziej ugodziło mnie to, że Richard próbował mi o tym powiedzieć już znacznie wcześniej, a ja byłam tak ślepa i głucha na wszelkie argumenty przeciw idealności Andreasa, że nie zauważyłam jego podobieństwa do siebie. Byliśmy tylko ludźmi ze swoimi strachami, błędami i pragnieniami. 
— Utrzymujesz z nią kontakty? — chciałam wiedzieć, choć wyraz jego twarzy powiedział mi, że oczekiwał innej reakcji.
— Nie — stwierdził, chwilowo zezując w lewo, jakby coś odwróciło jego uwagę na sekundę. — Nie mam z nią nic wspólnego, bo istniejesz dla mnie tylko ty. Uwierz mi.
Wierzyłam. Poczułam, jakby wielki głaz stoczył się z mojego serca — Andreas też miał przeszłość, którą ukrywał. Przyznał się, i ja się przyznałam. Pokazałam mu siebie, a on pokazał to samo mnie. Byliśmy kwita, choć nieco wstrząśnięci.
— Jeszcze jedno — zaznaczyłam, gdy wyciągnął dłoń w moją stronę. Skubnęłam palcami rąbek pościeli, wbijając w nią wzrok.
— Pytaj o co chcesz — stwierdził z mocą, dotykając moich palców. 
Nosiłam się z pytaniem, które tłukło się w mojej głowie, błyskając na czerwono niczym policyjne światła. Chciałam wiedzieć czy Richard był dobrym duszkiem, na którego pozował, czy zwyczajnym manipulatorem o podejrzanych motywach.
— Czy ona ma na imię Petra?