ANDREAS
*****
Ladies
and gentlemen, please welcome... team Germany!
Głos
spikera zapowiadającego nasze wejście wywołał wśród tłumu
prawdziwą wrzawę — z naciskiem na okrzyki ze strony ladies.
Spojrzałem
na stojącego obok Wanka i widok jego uśmiechniętej twarzy
całkowicie mnie... nie zdziwił. Wanki potrafił cieszyć się ze
wszystkiego — nawet, gdy na treningu wyorał nartami pół zeskoku,
podnosił się na nogi i jego mina wyglądała zawsze tak samo, jakby
właśnie wygrał na loterii.
—
Jezu, widzisz te wszystkie
niunie? - szepnął na tyle głośno, że stojący obok Michael
przewrócił oczami, patrząc na nas z politowaniem.
—
Widzę, a teraz pomachaj ładnie
- syknąłem, bo Wanka wywołano właśnie do prezentacji.
Wystawił
długą nogę, robiąc wypad do przodu i
pomachał wdzięcznie niczym królowa piękności, a tłumy
zgromadzone obok podestu aż zatrzęsły się od śmiechu. Miałem
ochotę załamać ręce, ale wtedy właśnie przyszła kolej na mnie...
Chwilowo oślepił mnie blask fleszy. Zamrugałem nerwowo, hamując
odruch zasłonięcia oczu ręką. Wciąż nie mogłem się
przyzwyczaić do tych publicznych wystąpień — konferencji
prasowych, rozdawania numerów startowych, wywiadów. Każdy coś
krzyczał, ludzie cały czas czegoś ode mnie chcieli, a ja
zastanawiałem się cicho nad tym, czy im naprawdę chodziło o mnie? Kiedy
zleciał ten czas, gdy spokojnie trenowałem do zawodów, bez eskorty
mediów. To było... męczące.
—
Czy mi się tylko wydawało... — zaczął Wanki, gdy już wróciłem na miejsce. - Nie, ta
dziewczyna naprawdę zemdlała... i jeszcze ta, a może też tamta!
—
Idiota! — mruknąłem wciąż
ze szczerym uśmiechem na ustach, choć chętnie bym mu przywalił.
— Nic nie poradzisz na to, że te panny szaleją widząc twoje
niebieskie oczęta — stwierdził Wank.
Potrząsnąłem głową na znak całkowitej dezaprobaty w stosunku do jego słów. Zazwyczaj wyrażał się o wiele gorzej, używając naprzemiennie wyrazów takich jak nazwy przeróżnych piw oraz określeń, których można było użyć, by nazwać dziewczynę znajdującą się w pobliżu.
Oczywiście
o jednym i drugim mógł sobie tylko pomarzyć, bo alkohol przed
zawodami był surowo zabroniony, tak samo jak dziewczyny, choć jego
pole manewru ograniczało się do tej jednej, konkretnej. Był pod
kontrolą, a bycie w stałym związku to podobno nie przelewki.
— Zrobimy razem rozciąganie? - spytał, gdy pół godziny później
szliśmy już w stronę hotelu.
Choć
robiło się ciemno, nas ciągle czekała jeszcze okrągła godzina
lekkiego treningu. Mieliśmy do wyboru - jogging lub ćwiczenia
rozciągające. Mogłoby się wydawać, że przyjemniejszy byłby
bieg — niestety, przed pucharowymi zawodami w Klingenthal na
ulicach i w bezpośrednim pobliżu skoczni aż roiło się od ludzi,
a to oznaczałoby rozdawanie autografów i przystawanie co kilka
metrów. Trening powinien być treningiem.
Zajęliśmy
sobie miejsce pod oknem, z dala od reszty skoczków. Ćwiczyłem
intensywnie, milcząc, niestety już po trzech kwadransach zacząłem
odczuwać zmęczenie, a mój niezrównoważony kumpel wybrał właśnie
ten moment, by się zwierzyć.
—
Myślę nad oświadczynami.
Słysząc
to zdanie wypowiedziane głosem skazańca aż straciłem równowagę
i padłem jak długi na stertę materaców leżącą w kącie sali.
Chyba się przesłyszałem! Znowu zaczynał...
—
Co? O czym ty mówisz?
—
Chcę się jej oświadczyć,
pacanie! Chyba zrobię to jutro, po konkursie — poinformował mnie,
wychylając głowę spomiędzy nóg. Na czole nabrzmiała mu żyłka.
Nawet
nie zastanawiałem się nad tym, jak głupio musieliśmy wyglądać:
Wank w jakiejś parodii skłonu, tyłem do mnie z głową między
kolanami, a ja rozłożony na plecach z całkowicie zdziwioną miną.
—
Chyba mamy już dość na
dzisiaj, wystarczy - ogłosiłem, zrywając się na nogi.
—
Nie unikaj tematu, Andi -
rzucił, zbierając się do składania sprzętu.
—
Jakiego tematu? Bredzisz i
tyle, po prostu.
Od
jakiegoś czasu Wanki nosił się z heroiczną decyzją o
oświadczynach - mówił o tym dosyć często, nawet przy reszcie
drużyny. Trener kwitował to kategorycznym zakazem rozkojarzenia się
w roku olimpijskim, a inni zbywali go śmiechem. Ja także, choć z
jego miny wyczytałem, że i tym razem mówił poważnie! Chciał się
oświadczać tej jędzy?!
—
Obiecuję, że pogadamy o tym
jutro, zaraz po konkursie, dobra? - wiedziałem, że to pozwoli
Wankiemu zapomnieć o tym pomyśle przynajmniej na jedną dobę.
—
Zgoda, ale jutro to już na
pewno?
—
Na pewno.
***
Mroźne
poranki potrafią dać w kość.
Ubierałem
się migiem, szczękając zębami, a z zewnątrz dochodziły odgłosy
rozmów i pakowania sprzętu. Hotel znajdował się niedaleko
skoczni, więc był to duży plus, bo treningi rozpoczynały się
wcześnie. Za wcześnie, jak dla mnie i oczywiście całkowicie,
koszmarnie i beznadziejnie zbyt wcześnie dla Wankiego - facjatę
miał z rana lekko niewyjściową.
—
Miałeś moje... — krzyknął
Severin, gdy zamykaliśmy za sobą drzwi naszego wspólnego pokoju,
jednak Wank przerwał mu zdecydowanym ruchem dłoni. — Nie musisz,
więc nic do mnie nie mów - oznajmił, wciąż z zamkniętymi
oczami.
—
Ogarnij się, dupku — Severin
lekko się zirytował, łatwo wpadał w złość. — Masz coś
mojego, pamiętasz?
—
Nie.
—
Oświecę cię — blondyn
zatarasował nam drogę, wyraźnie wkurzony. — Podłużne,
białe...
—
Aaa... — wrzasnął Wank,
całkowicie rozbudzony. — Fajki! Sev, przecież wiesz, że trener
zakazał!
Severin
zrobił głupią minę, a jego cera zabarwiła się na czerwono.
Czasami żarty Wankiego były męczące, szczególnie z rana.
Niestety, żaden z nas nie zauważył zbliżającego się trenera.
—
Słyszałem słowo, którego
nie powinienem słyszeć? — jego głos zadudnił na korytarzu.
Był
już kompletnie ubrany, identyfikator podskakiwał mu przy każdym
kroku.
—
To tylko taki żart, trenerze —
zapewnił Wanki, zamaszystym ruchem poprawiając pomarańczową
czapkę.
—
Skoro tak, to dla żartu
przebiegniecie się dwa razy wokół ośrodka — skwitował i
poszedł dalej.
—
Oddaj mi te taśmy i więcej
się nie odzywaj — warknął Severin, kopiąc czubkiem buta w
drzwi.
***
Na
treningu stawiło się więcej osób, niż mógłbym się spodziewać.
Było
chłodno, nieprzyjemnie, a jednak wierni fani zjawili się
zaopatrzeni w puchówki, by obejrzeć serie próbnych skoków.
Kazałem Wankowi nieść swoje narty za karę — podczas
przymusowego biegania źle stanąłem i moja stopa pulsowała
piekącym bólem.
—
Huggozaur! Huggozaur! —
zapiszczały dziewczyny z grupki stojącej tuż przy siatce, a
mógłbym przysiąc, że patrzyły prosto na nas. Uniosłem wzrok,
zdziwiony.
—
Wiesz o co im chodzi? -
spytałem Wanka.
—
Za cholerę nie mam pojęcia -
stwierdził, wzruszając szerokimi ramionami, a spięte narty
podskoczyły lekko w górę.
Zrównał
się ze mną i obaj szybko przemknęliśmy obok kibiców,
odprowadzani coraz głośniejszymi okrzykami tych szalonych
dziewcząt.
—
Polki — westchnął uradowany
Wanki, wskazując na trzymaną przez nie flagę.
—
Myślisz, że to było do mnie?
— spytałem, całkowicie wytrącony z równowagi tą sytuacją.
—
Bo ja wiem? — obruszył się
Wank. — Przecież nie do mnie!
Zmyliśmy
się tak szybko, jak tylko się dało. Dziewczyny (im młodsze, tym
gorsze) stojące wzdłuż barierek wychylały się po autograf.
Cieszyło mnie to zainteresowanie, ale czułem się trochę speszony.
Nie wiedziałem czy to wina mojej obszernej wyobraźni, ale miałem
wrażenie, że każda z tych dziewcząt chętnie odgryzłaby mi palec
lub rękę, gdybym zbytnio się zbliżył.
Treningi
wypadły dobrze, trener był zadowolony, więc resztę przedpołudnia
mieliśmy wolną. Cały sztab pogrążył się w spełnianiu
najnowszego pomysłu naszego szkoleniowca - chciał zatrudnić kogoś
do robienia zdjęć. Kogoś, kto przez resztę sezonu jeździłby z
nami po świecie, by dokumentować każdy dzień z życia drużyny,
wszystkie wzloty i upadki oraz zabawne sytuacje, których w naszym
towarzystwie nie brakowało. Sam nie wiedziałem co o tym myśleć -
ten fotograf towarzyszyłby mi w ważnych chwilach, z których nie
wszystkie nadawałyby się do uwieczniania. Na przykład wracanie do
siebie po upadku - kto mądry chciałby pstrykać fotki człowiekowi,
który właśnie o mało co nie roztrzaskał się na śniegu?
W
miarę upływu dnia zapomniałem o tym całym zamieszaniu.
Spacerowaliśmy sobie po okolicy, każdy w swoją stronę. Założyłem
słuchawki i po chwili mój mózg odprężył się i zwolnił obroty.
Zacząłem dostrzegać uroki otoczenia - wokół prószył lekki
śnieg, mijali mnie ludzie w kolorowych kurtkach, a wielu z nich
okazywało żywe zainteresowanie. Powoli docierało do mnie, że
stawałem się gwiazdą, a to wszystko dzięki robieniu tego, co
kocham.
Gdy
znudziła mi się już samotność, zaczepiłem Wanka i
przystanęliśmy na ścieżce, pogrążając się w rozmowie o
niczym. Komentowałem właśnie plotkę o nowych wiązaniach
Norwegów, gdy wzrok Wanka przykuł jakiś punkt za moimi plecami.
Mogłem dokładnie zobaczyć jak rozszerzyły mu się źrenice.
Obróciłem się szybko.
Wokół
krążyło sporo osób, ale już po sekundzie doskonale wiedziałem
na kogo się tak zagapił. Dziewczyna była dosyć wysoka, a czerwony
płaszcz zwężony w pasie zwracał uwagę na jej krągłości.
Dźwigała duże torby, które wyglądały na ciężkie, jednak ona
trzymała się prosto z dumnie uniesioną brodą. Uśmiechnąłem się
szeroko. Wanki nie lubił platynowych blondynek, ale na tą gapił
się bez mrugnięcia okiem.
—
Stary — trąciłem go w bok.
— Ogarnij się.
Chwilowo
oderwał wzrok od dziewczyny i zmarszczył czoło.
—
O co ci biega? — spytał,
znów się gapiąc.
—
Wywiercisz jej dziurę w
płaszczu.
—
Jest ładna, tylko trochę
gruba — szepnął mi wprost do ucha, jednak jakimś cudem jego
słowa dotarły do uszu przechodzącej dziewczyny. Zatrzymała się.
Obaj jak na komendę wytrzeszczyliśmy oczy, przyłapani na gorącym
uczynku. Dziewczyna obróciła się powoli w naszą stronę i
zmierzyła Wanka spojrzeniem aż ociekającym pogardą.
—
Obgadujesz mnie, bo nie masz
własnej panienki i musisz wodzić oczami za innymi? — wystrzeliła
jak z procy, a ja mało nie parsknąłem śmiechem widząc minę
kolegi. — Wolę być taka jaka jestem, niż mieć nos jak klamka od
zakrystii i kończyny, nad którymi nie umiałabym zapanować.
Po
tej przemowie zrobiła nam zdjęcie aparatem wyglądającym na
profesjonalny i odeszła. Obaj patrzyliśmy za nią, dopóki jej
sylwetka nie zniknęła w oddali.
—
Ona tak tylko żartowała —
żachnął się Wank, dotykając nosa.
—
Ta, jasne — zarżałem,
klepiąc go po ramieniu.
Przez
resztę popołudnia mój przyjaciel snuł się jak cień, dziwnie
zgarbiony, w swojej świętej czapce. Nie odzywał się wiele, co
było dziwne, bo zwykle prawie nie zamykały mu się usta.
—
Andi? — usłyszałem jego
pytanie, gdy szliśmy przygotować się do konkursu.
—
Tak?
—
Naprawdę mam taki duży nos? —
ton jego głosu był nieco zbolały.
Co
miałem mu powiedzieć? Nie lubiłem kłamać, szczególnie gdy
dotyczyło to bliskich mu osób.
—
Zależy... to zależy z której
strony by patrzeć, ale...
—
Czyli ona miała rację —
westchnął, przerywając mi w pół zdania.
Zdumiałem
się tym, że wciąż rozpamiętywał tą uszczypliwą uwagę
obrażonej dziewczyny.
—
Pamiętaj, że ty nazwałeś ją
grubą, chciała się po prostu odegrać — przypomniałem mu z
nadzieją, że to poprawi jego humor.
Patrząc
na niego, prawie słyszałem jak kręciły się trybiki w jego
głowie. Myślał, co objawiało się marszczeniem czoła, a nagle
skierował na mnie spojrzenie swoich ciemnych oczu.
—
Ona wcale nie była gruba!
Odetchnąłem.
Na moje oko ta dziewczyna była bardzo ładna i kobieca, choć miała
niewyparzony język, to fakt. Zastanawiał mnie fakt, że Wanki jakby
zapomniał o tym, że przecież był zajęty.
—
Widzisz. Skoro ona nie była
gruba, to ty nie masz dużego nosa — stwierdziłem z uśmiechem,
tłumacząc cierpliwie i powoli, jak dziecku. Rozpromienił się
cały.
—
Teraz mogę skakać w spokoju.
Dzięki, młody! — poklepał mnie po plecach tak mocno, że na
chwilę straciłem dech, ale moja męska natura kazała mi nie dać
po sobie niczego poznać.
LAURA
*****
Stałam
tam, tuż przy drzwiach.
Przed
oczami miałam zimne, surowe drewno i mosiężną klamkę, do której
nie mogłam sięgnąć. Stopy marzły mi na zimnej posadzce,
wcześniej zdjęłam buty, by nie narobić żadnego, nawet
najlżejszego hałasu. Czekałam.
W
pokoju obok było cicho, przytłumione dźwięki docierały z
korytarza. Przy każdym najdrobniejszym trzasku wzdrygałam się
mocno, a mięśnie same zaciskały się, gotowe do ucieczki. Nie
mogłam odejść. Nie mogłam się schować... Chciałam, ale nie
pozwalała mi na to moja bezbrzeżna ciekawość.
Podciągnęłam
nosem, a za drzwiami rozległ się znajomy, kochany głos.
-
Co robisz?
Mama
była smutna lub może nawet... bała się. Ułożyłam wargi w
podkówkę, bo nie lubiłam, gdy była zmartwiona. Wspięłam się na
palcach, by dosięgnąć dużej klamki, ale tylko trąciłam ją
lekko i wtedy odkryłam, że drzwi były niedomknięte. Sprytne, małe
palce wcisnęłam między ramę, a skrzydło i pociągnęłam do
siebie.
Tato
szukał czegoś w tej wielkiej, oszklonej szafce, której byłam
bardzo ciekawa, jednak nigdy mi jej nie pokazał. Surowo zabraniali
mi zbliżania się do niej, bo kryły się tam rzeczy tylko dla
dużych ludzi. Tak mi powiedzieli.
Myślałam,
że tato szukał swojej butelki, z której każdego wieczoru wylewał
brunatny płyn wprost do szklanki i zawsze po jego wypiciu dziwnie
pachniał. Tym razem jednak wyciągnął... pistolet. Wzdrygnęłam
się. Nie podobał mi się jego wyraz twarzy. Nie uśmiechał się.
Już miałam go zawołać... otworzyłam nawet usta, ale wtedy
właśnie odwrócił się ze strzelbą wprost na miejsce, gdzie
musiała stać mamusia.
-
Co ty... co ty? - pytała, a ton jej głosu sprawił, że prawie się
rozpłakałam. Nie chciałam żeby znów się kłócili, tak jak
ostatnio. Tylko po co ta strzelba?
Po
chwili rozległ się głośny krzyk taty, a ja, całkowicie
przerażona, przymknęłam drzwi z powrotem. Zęby szczękały mi
głośno, a nieznośne łzy pchały do się do oczu. Działo się coś
złego.
Tato
jęczał strasznym głosem o systemach i komputerach, a ja nawet nie
znałam znaczenia tych słów. Chciałam do mamy na ręce, byłam
głodna i śpiąca.
-
Mamo? - szepnęłam cicho, pod nosem. Naparłam na drzwi i właśnie
wtedy po raz pierwszy w życiu usłyszałam ten okropny dźwięk...
Poczułam jakby od niego pękała mi głowa, taki był głośny.
Zatkałam dłońmi uszy, a po chwili zapanowała całkowita cisza.
Dwa
kroki i już byłam w pokoju. Tato stał odwrócony do mnie plecami,
a u jego stóp leżała mama. Moje oczy nie mogły nadążyć między
patrzeniem to na nią, to na niego. Dlaczego pozwalał jej leżeć?
Czy to on ją przewrócił? Już się nie lubili?
-
Tato? - powiedziałam, lecz mój słaby głos utonął w kolejnym
strasznym huku i nagle leżeli już na posadzce oboje, a ja tupnęłam
nogą, tak byłam zła, że bardzo brzydko się zachowywali.
Zbliżyłam
się, cichutko, bosymi stopami wdepnęłam w coś ciepłego i
mokrego. Koło jego głowy rozlany był sok lub farba. Ta substancja
wylewała się z jego ust, pękały małe bańki, gdy głośno i
szybko oddychał. Usiadłam obok, niepewna co zrobić.
-
Tatusiu? - powtórzyłam, trącając go w ramię.
Podskoczyłam,
gdy jego noga drgnęła, a w buzi pękła mu kolejna bańka. Na
podłogę wylało się więcej paskudnej mazi. Szybko odwróciłam
się do mamy i poprosiłam, by rozkazała mu zaprzestania tej głupiej
zabawy. Nie posłuchała mnie. W ogóle nie zareagowała.
Właśnie
miałam się rozpłakać z bezsilności, gdy stary zegar w kącie
zaczął wybijać pełną godzinę. Dłonią dotknęłam czoła,
bardzo się przestraszyłam głośnego dźwięku. Fajerwerki... miały
być fajerwerki, tak mówiła mamusia. Zawstydziłam się, bo
chciałam zostawić rodziców i oglądać sztuczne ognie. Ze skruchą
obróciłam się z powrotem w ich stronę i właśnie wtedy ujrzałam
tatę siedzącego na wprost mnie - nic się nie zmienił, wciąż
uwalany czerwoną farbą, uśmiechnął się szeroko i wycelował do
mnie z pistoletu.
-
Zabiję cię! Nie masz prawa żyć.
Najpierw
huk, potem ból. Moja głowa eksplodowała, a ja nawet nie zdążyłam
krzyknąć.
***
-
Laura! Laura, obudź się do cholery!
Natrętny
wrzask napływał znikąd, jednak wciąż zagłuszał go ten okropny,
wszechogarniający ból. Moja głowa była jedną wielką raną -
krwawiła i pulsowała. Bałam się jej dotknąć.
-
Boli, boli - jęczałam, wijąc się, a stopami uderzałam o coś
twardego.
-
Musisz się obudzić! Spójrz na mnie, słyszysz? - głos był
znajomy.
Czułam
kulę tkwiącą głęboko w mojej czaszce, czułam także mój mózg
wypływający uszami, nosem... Nie zasnę już nigdy więcej! Głęboki
oddech wprowadził zimne, świeże powietrze do moich płuc i wtedy
właśnie gwałtownie usiadłam i otworzyłam oczy.
Sabine
patrzyła na mnie przerażona, a jej różowe usta były szeroko
otwarte. Włosy miała rozczochrane, a prawy policzek przecinała jej
wąska, choć obficie krwawiąca rana.
-
Dałaś czadu, do licha! - odetchnęła i rąbnęła pięścią w
poduszkę.
Pomacałam
najpierw czoło, później oczy... wszystko było na swoim miejscu.
Wokół mnie znajdowała się wymięta pościel, różowe
prześcieradło zwisało smętnie z dużego łóżka. W mroźnym
powietrzu unosiło się kilka piór. Spojrzałam w bok - okno
stało otworem.
-
Już rano? - spytałam głupio, podciągając kołdrę pod same zęby.
-
Na to wygląda - stwierdziła Sabine, podchodząc do okna.
Zatrzasnęła
je, robiąc przy tym więcej hałasu, niż powinna. Po raz kolejny
dotknęłam swojej twarzy, wciąż odczuwałam ból, nie mogłam
pozbyć się tego okropnego uczucia ze snu.
To
nie działo się po raz pierwszy - śniłam w ten sposób za każdym
razem, gdy udało mi się usnąć. Dlatego tak bałam się zasypiania
i dlatego unikałam snu jak ognia. Był dla mnie złem koniecznym.
Chciałam się zabić, byleby tylko uciszyć moją pokręconą
głowę.
-
Nie sądzisz - zaczęła Sabine, siadając znów na skraju materaca -
że powinnaś udać się do jakiegoś... specjalisty? - jej ton był
łagodny, choć na pewno dokuczał jej podrapany przeze mnie
policzek.
-
Przepraszam - wyszeptałam tylko, spuszczając głowę. Wzrok
utkwiłam w kwiecistym wzorze poszewki. Było mi wstyd. Bardzo.
-
To nie twoja wina, przecież wiesz - zapewniła mnie. - Musisz mi
jedynie pozwolić tobie pomóc. Wiesz, że mogę to zrobić i stać
mnie na to. Jesteś moją małą przyjaciółką.
Kąciki
ust uniosły mi się lekko przy ostatnim zdaniu. Spojrzałam na nią
spod rzęs.
-
Zamknij się - szepnęłam.
-
Sama się zamknij - fuknęła.
Spędziłam
u Sabine miesiąc i po upływie tego czasu musiałam otwarcie
przyznać, że był to najszczęśliwszy okres w moim życiu. Ta
dziewczyna była niesamowita! Przygarnęła mnie - znajdę z
pokręconą historią życiową - pod swój dach. Okłamała mnie
tylko w jednej sprawie, a raczej zataiła niektóre fakty dotyczące
swojej... rodziny.
Najmłodszy,
Franz, miał trzy lata. Sierść jasna, wysokość w kłębie około
pół metra. Golden retriever. Przywitał nas w drzwiach, gdy po raz
pierwszy przekroczyłam próg domu. Szczekał wybitnie głośno, ale
radośnie. Kolejnym członkiem tej zacnej familii była kotka
imieniem Sissi.
-
Są małżeństwem? - spytałam wtedy, odrobinę przerażona tą
zbieżnością z pewną austriacką parą cesarską.
-
Nieee - Sabine machnęła dłonią, śmiejąc się perliście. - Ja
tylko uwielbiam te filmy o księżniczce Sissi i tak jakoś się
złożyło. Czyż nie są uroczy? - wskazała na zwierzaki.
Kotka
fuczała głośno, a piesek przykrył oczy łapami, chroniąc się
przed atakiem.
-
Rzeczywiście - odparłam. - Całkowicie.
***
Do
Bożego Narodzenia pozostał miesiąc i jeden dzień, a ja wciąż
nosiłam się z zamiarem wyznania Sabine całej prawdy. Ona sama nie
naciskała na mnie, nie pytała. Może dla postronnego obserwatora
nasz układ wydawałby się dziwny, ale nie wtedy, gdyby poznał on
moją wybawicielkę bliżej.
Sabine
była pełna życia i bardzo rozgadana, ale także niezwykle samotna.
Mieszkała sama, co w wieku dwudziestu czterech lat było może i
normalne, tyle że ona... nie miała nikogo. Rodzice - zamożni
przedsiębiorcy - zginęli tragicznie, tuż po jej osiemnastych
urodzinach. Gdyby nie spadek i pomoc prawników...
-
Mam kupę kasy - stwierdziła, pokazując mi domowy sejf.
Przerażenie
na mojej twarzy wzięła za oznakę strachu przed napadem.
-
Nie ma tu złodziei, wierz mi.
-
Kiedy mnie nie o złodziei chodzi - sapnęłam. - Dlaczego mi ufasz,
Sabine? Przecież ja także mogę cię okraść - starałam się, by
mój głos brzmiał całkowicie poważnie.
-
Nie zrobisz tego - wzruszyła ramionami. - Wiem, że tego nie
zrobisz. Gdzie byś wtedy uciekła i po co? Kasa to nie wszystko, coś
o tym wiem - puściła mi oko. - Jesteś dobra, widzę to w twojej
twarzy, a skoro powiedziałaś mi tam, na dachu, że nie ma nikogo,
kto by za tobą tęsknił, to jest nas już dwie.
Co
miałam zrobić? Posłuchać swoich wyrzutów sumienia i uciec pod
osłoną nocy, zostawiając tą dziewczynę, która tak pragnęła
towarzystwa? Mojego towarzystwa.
-
Wybrałam cię - mówiła. - Los mi cię zesłał i razem będziemy
się dobrze bawić, zobaczysz.
Stojąc
w głębokim śniegu, którego poprzedniego wieczora jeszcze nie
było, zastanawiałam się właśnie nad zwierzeniem się Sabine ze
wszystkich moich strachów, gdy ona sama zbiegła ze schodów,
dziarsko zacierając ręce.
-
Czeka nas dzisiaj ciężki i nerwowy dzień - poinformowała. - Już
się cieszę.
Uniosłam
brwi. Nieznośna grzywka wpadała mi do oczu, więc wcisnęłam ją
pod wełnianą czapkę.
-
O nie, nie, kochana. Grzywka wraca na swoje miejsce - skarciła mnie,
machając mi palcem tuż przed twarzą. Po chwili znów miałam włosy
na twarzy.
-
Ale...
-
Żadnego ale. Trzeba zakryć to czoło o wysokości skoczni
narciarskiej - stwierdziła.
Zrobiłam
zagniewaną minę, bo czułam się jak małe dziecko besztane przez
mamę. Oczywiście tylko zakładałam, że to takie właśnie
uczucie, bo nigdy wcześniej takowego nie doznałam.
-
Jeśli zaś o skocznię chodzi - zawiesiła głos - właśnie się
tam wybieramy.
Dreptałam
za nią, całkowicie oczarowana otoczeniem. Śnieg, góry - wcześniej
nie zwracałam uwagi na to, co było w tym świecie wspaniałe.
Skupiałam się za to na smutkach, niepowodzeniach i pogłębianiu
swojej depresji.
-
Jak tu pięknie, Sabine!
Ona
tylko wzruszyła ramionami i przyśpieszyła kroku. Nie zdążyłam
wcześniej spytać dlaczego tak się śpieszyła. Zrównałam się z
nią. Aparat - nowoczesny i drogi - wisiał w pokrowcu zawieszonym na
jej szyi, który podskakiwał w rytm jej szybkich kroków. Spojrzałam
na swój - starszy i bardziej zniszczony - który kupiłam za jedyne
pieniądze przekazane mi, gdy jeszcze mieszkałam w ośrodku. Za ich
pieniądze... Wzdrygnęłam się mocno, a wspomnienia, które
napłynęły falą, rozwiały się nagle, jak śnieg smagnięty
podmuchem wiatru.
-
Dlaczego tak pędzimy? - spytałam, nieco zdyszana.
-
Konkurs - rzuciła tajemniczo moja przyjaciółka i nie dodała nic
więcej.
Skocznia
była... wielka. Tyle tylko zdołałam wydusić, gdy zatrzymałyśmy
się w pobliżu tej wspaniałej i dziwnej budowli. Sabine opuściła
swoje torby na śnieg i zaczęła przerzucać zawartość jednej z
nich. Wokół nas tłoczyła się masa ludzi - wszyscy ubrani w grube
kurtki, śmieszne czapki. Ubiory czasami powtarzały się na kilku
różnych osobach - zakładałam, że są to członkowie ekip
narodowych. Coś tam o skokach wiedziałam, choć niewiele.
-
Będziesz tu robić zdjęcia? - spytałam, szarpiąc ją za kaptur.
-
Będziemy - uściśliła. - Jak już znajdę zapasową baterię.
Sabine
była wziętym fotografem - studiowała na Akademii Sztuk Pięknych
i bardzo jej tego zazdrościłam. Dom był pełen fotografii -
różne formaty, ujęcia... Była w tym naprawdę dobra.
-
Nie rozumiem... - zaczęłam, ale nagle przerwało mi mocne uderzenie
w głowę.
Roztarłam
potylicę, a w dłoni został mi śnieg. Obróciłam się szybko,
prawie tracąc równowagę.
-
Co do...
Dwóch
wyrostków w biało - czerwonych kurtkach chichotało w najlepsze, a
dłonie mieli pełne śnieżek. Prawie uniosłam się w powietrze z
oburzenia.
-
Przestań, to tutaj taki zwyczaj - poinformowała mnie Sabine, gdy
już zbierałam się do wybuchu.
-
Z... zwyczaj? - zdziwiłam się. Bardzo głupi zwyczaj.
-
Dostaniesz śnieżką z rana, przez resztę dnia będziesz uradowana
- wyrecytowała, a ja przez kolejne pięć minut zerkałam na nią,
sprawdzając, czy nie wybuchnie nagle śmiechem.
Różne
głosy, języki, akcenty - to wszystko mieszało mi w głowie.
Wszystko tam było takie... niezorganizowane. Ktoś krzyczał głośno,
inni się śmiali. Nad głową przelatywały mi śnieżki, raz także
duży but. Niektórzy grali w jakieś dziwne gry przy użyciu...
łopat do odśnieżania i piłki.
-
To Norwedzy, nie zwracaj uwagi. Oni tak zawsze - Sabine machnęła
dłonią, widząc moją minę.
Choć
towarzystwo było głośne i rozbuchane, nad ten cały tłum unosiło
się wrażenie wszechobecnej i wielkiej radości. Po raz pierwszy
byłam świadkiem czegoś takiego - jakby cały ten tłum żył i
oddychał jednym - oczekiwaniem.
-
Co się tu będzie działo? - spytałam.
-
Zawody. Puchar Świata, dobra rzecz.
Ruszyła
nagle do przodu, nawet mnie nie informując. Prawie zniknęła mi w
tłumie! Przepychałam się, a wrażenie braku powietrza bardzo mi
dokuczało. Moje fobie nie miały końca...
-
No rusz się - fuknęła, ściskając moją dłoń.
Szarpnęła
mną tak mocno, że aż zsunęła mi się czapka. Szybko ją
poprawiłam, patrząc przez chwilę w bok i... mój wzrok napotkał
parę najbardziej niebieskich oczu na świecie. Zamrugałam szybko,
bo aż zapiekły mnie oczy. Dziwne uczucie, coś jak mocny dreszcz,
przeszło przez moje ciało. A może to był prąd? Obróciłam się
w biegu. Chłopak śmiał się właśnie, unosząc głowę do tyłu.
Po plecach klepnął go wysoki brunet, który widocznie opowiedział
mu właśnie jakiś żart. Nie mogłam oderwać od nich oczu.
-
No co się tak wleczesz? - jęknęła Sabine.
Zerknęłam
na nią, by przeprosić i ponownie chciałam odszukać wzrokiem tych
chłopaków. Za późno...
Zniknęli
mi w tłumie...
***
Oczy
niebieskie, życie królewskie...
Moje
myśli wciąż krążyły wokół chłopaka. Zaczynałam się tego
wstydzić, nawet sama przed sobą. Co się ze mną działo? Odkąd
trafiłam pod opiekę Sabine już prawie nie płakałam (wyjątkiem
były ciężkie poranki po sennych nocach) a moje myśli coraz
rzadziej zabarwiały się na szaro. Więcej się śmiałam, zaczęłam
normalnie jeść... no i jeszcze to. Spodobał mi się... to za mało
powiedziane.
Siedząc
na twardej ławce, gdzieś w jasnym korytarzu, aż machałam nogami z
napięcia. Chciałam zerwać się i wracać tam, gdzie go zobaczyłam.
Chciałam go zaczepić i... i zrobić mu zdjęcie!
-
Panienka na przesłuchanie? - spytał starszy pan, którego
kędzierzawa głowa wychyliła się zza drzwi.
-
Ja... eee... - nagle okropnie się speszyłam. - Nie, jestem tylko
asystentką.
Poruszył
śmiesznie brwiami i już go nie było. Odetchnęłam z ulgą. W
oddali rozległ się odgłos obcasów miarowo uderzających o
posadzkę. Zerknęłam i spadł mi kamień z serca. Sabine kroczyła
dumnie w swoich wysokich kozakach i czerwonym płaszczyku, a w
dłoniach dźwigała dodatkowo dwie kolejne torby. Gdy się zbliżyła
zauważyłam, że jej czoło było lekko zmarszczone.
-
Co jest? - spytałam, gdy z furią postawiła torby na podłodze i
rozsiadła się obok mnie.
-
Czy ja jestem gruba? - padło pytanie, a ja po raz drugi odkąd ją
poznałam, ryknęłam śmiechem.
-
Co takiego?
-
Usłyszałam, że jestem „ładna ale gruba”, gdy przechodziłam
obok dwóch skoczków i z bólem muszę stwierdzić, że byli to
"nasi" - poskarżyła się, a ja wciąż nie mogłam
przestać się śmiać.
Ta
jej zmartwiona mina! Nigdy nie zwracałam uwagi na tuszę mojej
przyjaciółki, bo też żadnego namiaru nie było. Zwyczajnie się
na tym nie znałam. Opuściłam wzrok na swoje kolana i porównałam
je z jej kolanami - minimalna różnica. Może ja też byłam gruba?
Nowy powód do użalania się nad sobą.
-
Mniejsza o to - stwierdziła Sabine. - Będę się tym martwić
później, bo teraz mamy tu robotę do zrobienia.
-
To znaczy?
-
To znaczy, moja droga, że startujemy w konkursie na fotografa
niemieckiej drużyny skoczków narciarskich! - wyrzuciła z siebie na
jednym wydechu, a jej twarz rozjaśnił wielki uśmiech.
Nie
mogłam w to uwierzyć! My, jako my? Czyli ja i ona? Przecież ja się
kompletnie do takiego czegoś nie nadawałam. Podzieliłam się z nią
moją reakcją, a ona rozbroiła mnie odpowiedzią.
-
Ktoś musi mi torby nosić - parsknęła, kiwając głową na sprzęt.
Udałam
oburzenie, a ona w tym czasie oglądała coś na wyświetlaczu swojej
lustrzanki.
-
Patrz, uwieczniłam zdziwione miny tych patafianów - kiwnęła, bym
się nachyliła.
Ciekawa
co zobaczę, zerknęłam na ekran i moje serce fiknęło koziołka, a
później zaczęło wybijać rytm do jakiejś szalonej piosenki. Po
raz pierwszy, w moim prawie dwudziestoletnim życiu, prawdziwie się
zachwyciłam drugą osobą.
To był on...
AWWWWW!!!!
OdpowiedzUsuńZakochałam się w tym opowiadaniu, po raz kolejny i to na stałe.
No po prostu jestem zachwycona!
Długość doskonała (chociaż minimalnie za krótko, ale ... :D), Welli jest, Wank jest, Twój przecudny humor jest...
no doskonale :D
i po prostu aż nie wiem co napisac, bo się boję, że jak już zacznę to nie będe mogła przestać ^^
więc powiem tyle, że :
uwielbiam postać Welliego.
I Wanka.
I w ogóle przedstawienie drużyny Niemców, bo jest dokładnie takie jak ja w sobie nosze ;)
a Laura jest przecudnie wykreowana. Zresztą Sabine tez, a ich przyjaźń, choć krótka i może i dziwna, jest wspaniała i mam przeczucie, że przetrwa całe życie.
mam tez przeczucie,ze dziewczyny ten konkurs wygrają, a wtedy ...
a wtedy mam nadzieję, że Wanki zwróci uwagę na Sabine - właściwie to już zwrócił - natomiast Welli i Laura ...
no wiadomo ^^
btw. to ona jest starsza od niego? ;)
czekam na więcej!
P.S. ten tekst o nosie jak klamka od zakrystii był genialny. Pół godziny się zbierałam z podłogi :D
jesteś moim mistrzem <3
Dziękuję pięknie za komentarz ;)
UsuńTak, jest starsza, a to dlatego, że mam fajny pomysł na pokazanie różnicy między dojrzewaniem emocjonalnym dziewczyn i chłopców (wiem, upadłam na głowę) :P
Cieszę się, że Ci się podoba, będę pisała nawet dla jednej czytelniczki :)
Pozdrawiam :*
Po pierwsze, Twoje opowiadania czyta się wyśmienicie. Włączyłam rozdział i pierwsze myśl - ale tu ładnie i schludnie. Sama przyjemność! Piszesz cudownie - uwielbiam Twoje opisy i dialogi. Wszystko mi sie podoba! Wszystko! Jestem kupiona na zawsze i na amen. Więc pisz, pisz, pisz, pisz!
OdpowiedzUsuńWidzę wpis TheNeverland, więc już masz pewność, że nie dla jednej a dla dla dwóch czytelniczek. A za chwilę będzie tłum! Czekam na ciąg dalszy :))
Dziękuję :*
UsuńCieszę się nawet z tych dwóch czytelniczek, bo liczy się jakość, a nie ilość :P
Trzymaj się!
Nie przepadam jakoś za drużyną niemiecką w opowiadaniach. Natomiast tutaj Andi i Wank to dosłownie mistrzowie :D Sabine jest świetna, nie da się jej nie polubić ;) Główna bohaterka jest niesamowita, tak dużo wycierpiała... Dobrze, że znalazła na swojej drodze taką pozytywną duszyczkę jaką jest Sabine :) Nie pisałam komentarza do prologu, ale był naprawdę świetny. Byłam tym wszystkim przerażona, ale był genialny. Rozdział bardzo ciekawy. Oczywiście nie będę chwalić Twojego rewelacyjnego stylu i pisać, że wszystko co napiszesz czyta się z ogromną przyjemnością, bo mam nadzieję, że już to wiesz :)
OdpowiedzUsuńCzekam na trójeczkę. Pozdrawiam! ;-)
Ps Jak ja się cieszę, że się tak rozkręciłaś- dwa nowe, świetne opowiadania. Super! ;-)
Niemcy fajni są, tylko trzeba im dać szansę ;)
UsuńWank to jest mój ulubieniec, wystarczy, że na niego spojrzę, to chce mi się śmiać :P
Dziękuję za komentarz i przesadzone nieco (bardzo, bardzo) komplementy! :)
Bardzo przyjemny rozdział :)) Uśmiałam się z dialogów między Andim i Andim :) I Laura całkiem odmieniona. Piszesz tak niesamowicie, naprawdę Ci zazdroszczę i gratuluję talentu :D Ciekawi mnie, jak dalej rozwinie się historia i relacje między bohaterami. Zastanawiam się jednak, czy będzie łatwo czy raczej się natrudzą zanim (tak podejrzewam) będą razem :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :))
Dziękuję za komentarz :)
UsuńŁatwo im nie będzie, to mogę zagwarantować. Prosta historia byłaby nudna :)
Pozdrawiam!
Co Ty ze mną robisz? Hę? No co?
OdpowiedzUsuńŻebym zaczynała darzyć sympatią Niemców? Przecież to niepojęte! Ohhh.
W zasadzie to jestem tak oczarowana tym rozdziałem, że już zapomniałam, co chcę napisać.
Wanki - omg, to zdrobnienie mnie zabija, serio. I ten nos jak klamka, poległam. Naprawdę tęskniłam z Twoim poczuciem humoru! To jest takie genialne ...
Będę musiała sobie chyba robić notatki przy czytaniu, bo wszystko mi wyleciało z głowy, a chciałam tak ładnie podsumować to co przeczytałam.
Starość nie radość.
Wielbię Cię!
Mówiłam, że Niemcy są spoko :)
UsuńDzięki za komentarz!
Wybacz, jeśli komentarz będzie nieskładny, ale nie mogłam się skupić na czytaniu, bo moją uwagę przykuwała pizza siedząca w piekarniku ;3 Która właśnie sobie jem xD
OdpowiedzUsuńOczarowałaś mnie tą wizją Wanka i Wellinger *-* O ile Wanker już wcześniej zrobił to swoją czapką w Hiza xD To Welli dopiero teraz, lubiłam go, ale nie do tego stopnia. ;3
O widzę, że Laurę walnęło od pierwszego wejrzenia ;3 Ale czy Welli też będzie tak zakochany po uszy ? To mnie najbardziej zastanawia ;3
Pozdrawiam i weny ;*
Pizza? :D Dobrze, że nie widzisz tej śliny, która właśnie wypływa mi z ust :D
UsuńWelli taki niewinny, poukładany chłopak, gdzie mu się zakochiwać teraz :P
Dzięki za komentarz, pozdrawiam!
Rozdzial wprost czarujący, doskonały. I co najwazniejsze taki długi. Laura pierwszy raz w życiu zakochana, i to od pierwszego wejrzenia. Tylko czy Welli tak samo. Ja raczej myslę, że nie....
OdpowiedzUsuńNo a skoczkowe dialogi boskie :)
Trzymaj się:*
Czy już zakochana? Raczej zdezorientowana :P Welli nie będzie słynął z porywów serca :)
UsuńDzięki za komentarz! Pozdrawiam :*
Huggozaur <333
OdpowiedzUsuńObecny :P
Usuń