niedziela, 22 września 2013

Drugi



ANDREAS
*****

Ladies and gentlemen, please welcome... team Germany! 

Głos spikera zapowiadającego nasze wejście wywołał wśród tłumu prawdziwą wrzawę — z naciskiem na okrzyki ze strony ladies.
Spojrzałem na stojącego obok Wanka i widok jego uśmiechniętej twarzy całkowicie mnie... nie zdziwił. Wanki potrafił cieszyć się ze wszystkiego — nawet, gdy na treningu wyorał nartami pół zeskoku, podnosił się na nogi i jego mina wyglądała zawsze tak samo, jakby właśnie wygrał na loterii.
Jezu, widzisz te wszystkie niunie? - szepnął na tyle głośno, że stojący obok Michael przewrócił oczami, patrząc na nas z politowaniem.
Widzę, a teraz pomachaj ładnie - syknąłem, bo Wanka wywołano właśnie do prezentacji.
Wystawił długą nogę, robiąc wypad do przodu i pomachał wdzięcznie niczym królowa piękności, a tłumy zgromadzone obok podestu aż zatrzęsły się od śmiechu. Miałem ochotę załamać ręce, ale wtedy właśnie przyszła kolej na mnie...
Chwilowo oślepił mnie blask fleszy. Zamrugałem nerwowo, hamując odruch zasłonięcia oczu ręką. Wciąż nie mogłem się przyzwyczaić do tych publicznych wystąpień — konferencji prasowych, rozdawania numerów startowych, wywiadów. Każdy coś krzyczał, ludzie cały czas czegoś ode mnie chcieli, a ja zastanawiałem się cicho nad tym, czy im naprawdę chodziło o mnie? Kiedy zleciał ten czas, gdy spokojnie trenowałem do zawodów, bez eskorty mediów. To było... męczące. 
Czy mi się tylko wydawało... — zaczął Wanki, gdy już wróciłem na miejsce. - Nie, ta dziewczyna naprawdę zemdlała... i jeszcze ta, a może też tamta!
Idiota! — mruknąłem wciąż ze szczerym uśmiechem na ustach, choć chętnie bym mu przywalił. 
— Nic nie poradzisz na to, że te panny szaleją widząc twoje niebieskie oczęta — stwierdził Wank.
Potrząsnąłem głową na znak całkowitej dezaprobaty w stosunku do jego słów. Zazwyczaj wyrażał się o wiele gorzej, używając naprzemiennie wyrazów takich jak nazwy przeróżnych piw oraz określeń, których można było użyć, by nazwać dziewczynę znajdującą się w pobliżu.
Oczywiście o jednym i drugim mógł sobie tylko pomarzyć, bo alkohol przed zawodami był surowo zabroniony, tak samo jak dziewczyny, choć jego pole manewru ograniczało się do tej jednej, konkretnej. Był pod kontrolą, a bycie w stałym związku to podobno nie przelewki. 
— Zrobimy razem rozciąganie? - spytał, gdy pół godziny później szliśmy już w stronę hotelu.
Choć robiło się ciemno, nas ciągle czekała jeszcze okrągła godzina lekkiego treningu. Mieliśmy do wyboru - jogging lub ćwiczenia rozciągające. Mogłoby się wydawać, że przyjemniejszy byłby bieg — niestety, przed pucharowymi zawodami w Klingenthal na ulicach i w bezpośrednim pobliżu skoczni aż roiło się od ludzi, a to oznaczałoby rozdawanie autografów i przystawanie co kilka metrów. Trening powinien być treningiem.
Zajęliśmy sobie miejsce pod oknem, z dala od reszty skoczków. Ćwiczyłem intensywnie, milcząc, niestety już po trzech kwadransach zacząłem odczuwać zmęczenie, a mój niezrównoważony kumpel wybrał właśnie ten moment, by się zwierzyć.
Myślę nad oświadczynami.
Słysząc to zdanie wypowiedziane głosem skazańca aż straciłem równowagę i padłem jak długi na stertę materaców leżącą w kącie sali. Chyba się przesłyszałem! Znowu zaczynał...
Co? O czym ty mówisz?
Chcę się jej oświadczyć, pacanie! Chyba zrobię to jutro, po konkursie — poinformował mnie, wychylając głowę spomiędzy nóg. Na czole nabrzmiała mu żyłka.
Nawet nie zastanawiałem się nad tym, jak głupio musieliśmy wyglądać: Wank w jakiejś parodii skłonu, tyłem do mnie z głową między kolanami, a ja rozłożony na plecach z całkowicie zdziwioną miną.
Chyba mamy już dość na dzisiaj, wystarczy - ogłosiłem, zrywając się na nogi.
Nie unikaj tematu, Andi - rzucił, zbierając się do składania sprzętu.
Jakiego tematu? Bredzisz i tyle, po prostu.
Od jakiegoś czasu Wanki nosił się z heroiczną decyzją o oświadczynach - mówił o tym dosyć często, nawet przy reszcie drużyny. Trener kwitował to kategorycznym zakazem rozkojarzenia się w roku olimpijskim, a inni zbywali go śmiechem. Ja także, choć z jego miny wyczytałem, że i tym razem mówił poważnie! Chciał się oświadczać tej jędzy?! 
Obiecuję, że pogadamy o tym jutro, zaraz po konkursie, dobra? - wiedziałem, że to pozwoli Wankiemu zapomnieć o tym pomyśle przynajmniej na jedną dobę.
Zgoda, ale jutro to już na pewno?
Na pewno.

***

Mroźne poranki potrafią dać w kość.
Ubierałem się migiem, szczękając zębami, a z zewnątrz dochodziły odgłosy rozmów i pakowania sprzętu. Hotel znajdował się niedaleko skoczni, więc był to duży plus, bo treningi rozpoczynały się wcześnie. Za wcześnie, jak dla mnie i oczywiście całkowicie, koszmarnie i beznadziejnie zbyt wcześnie dla Wankiego - facjatę miał z rana lekko niewyjściową.
Miałeś moje... — krzyknął Severin, gdy zamykaliśmy za sobą drzwi naszego wspólnego pokoju, jednak Wank przerwał mu zdecydowanym ruchem dłoni. — Nie musisz, więc nic do mnie nie mów - oznajmił, wciąż z zamkniętymi oczami.
Ogarnij się, dupku — Severin lekko się zirytował, łatwo wpadał w złość. — Masz coś mojego, pamiętasz?
Nie.
Oświecę cię — blondyn zatarasował nam drogę, wyraźnie wkurzony. — Podłużne, białe...
Aaa... — wrzasnął Wank, całkowicie rozbudzony. — Fajki! Sev, przecież wiesz, że trener zakazał!
Severin zrobił głupią minę, a jego cera zabarwiła się na czerwono. Czasami żarty Wankiego były męczące, szczególnie z rana. Niestety, żaden z nas nie zauważył zbliżającego się trenera.
Słyszałem słowo, którego nie powinienem słyszeć? — jego głos zadudnił na korytarzu.
Był już kompletnie ubrany, identyfikator podskakiwał mu przy każdym kroku.
To tylko taki żart, trenerze — zapewnił Wanki, zamaszystym ruchem poprawiając pomarańczową czapkę.
Skoro tak, to dla żartu przebiegniecie się dwa razy wokół ośrodka — skwitował i poszedł dalej.
Oddaj mi te taśmy i więcej się nie odzywaj — warknął Severin, kopiąc czubkiem buta w drzwi.

***

Na treningu stawiło się więcej osób, niż mógłbym się spodziewać.
Było chłodno, nieprzyjemnie, a jednak wierni fani zjawili się zaopatrzeni w puchówki, by obejrzeć serie próbnych skoków. Kazałem Wankowi nieść swoje narty za karę — podczas przymusowego biegania źle stanąłem i moja stopa pulsowała piekącym bólem.
Huggozaur! Huggozaur! — zapiszczały dziewczyny z grupki stojącej tuż przy siatce, a mógłbym przysiąc, że patrzyły prosto na nas. Uniosłem wzrok, zdziwiony.
Wiesz o co im chodzi? - spytałem Wanka.
Za cholerę nie mam pojęcia - stwierdził, wzruszając szerokimi ramionami, a spięte narty podskoczyły lekko w górę.
Zrównał się ze mną i obaj szybko przemknęliśmy obok kibiców, odprowadzani coraz głośniejszymi okrzykami tych szalonych dziewcząt.
Polki — westchnął uradowany Wanki, wskazując na trzymaną przez nie flagę.
Myślisz, że to było do mnie? — spytałem, całkowicie wytrącony z równowagi tą sytuacją.
Bo ja wiem? — obruszył się Wank. — Przecież nie do mnie!
Zmyliśmy się tak szybko, jak tylko się dało. Dziewczyny (im młodsze, tym gorsze) stojące wzdłuż barierek wychylały się po autograf. Cieszyło mnie to zainteresowanie, ale czułem się trochę speszony. Nie wiedziałem czy to wina mojej obszernej wyobraźni, ale miałem wrażenie, że każda z tych dziewcząt chętnie odgryzłaby mi palec lub rękę, gdybym zbytnio się zbliżył.
Treningi wypadły dobrze, trener był zadowolony, więc resztę przedpołudnia mieliśmy wolną. Cały sztab pogrążył się w spełnianiu najnowszego pomysłu naszego szkoleniowca - chciał zatrudnić kogoś do robienia zdjęć. Kogoś, kto przez resztę sezonu jeździłby z nami po świecie, by dokumentować każdy dzień z życia drużyny, wszystkie wzloty i upadki oraz zabawne sytuacje, których w naszym towarzystwie nie brakowało. Sam nie wiedziałem co o tym myśleć - ten fotograf towarzyszyłby mi w ważnych chwilach, z których nie wszystkie nadawałyby się do uwieczniania. Na przykład wracanie do siebie po upadku - kto mądry chciałby pstrykać fotki człowiekowi, który właśnie o mało co nie roztrzaskał się na śniegu?
W miarę upływu dnia zapomniałem o tym całym zamieszaniu. Spacerowaliśmy sobie po okolicy, każdy w swoją stronę. Założyłem słuchawki i po chwili mój mózg odprężył się i zwolnił obroty. Zacząłem dostrzegać uroki otoczenia - wokół prószył lekki śnieg, mijali mnie ludzie w kolorowych kurtkach, a wielu z nich okazywało żywe zainteresowanie. Powoli docierało do mnie, że stawałem się gwiazdą, a to wszystko dzięki robieniu tego, co kocham.
Gdy znudziła mi się już samotność, zaczepiłem Wanka i przystanęliśmy na ścieżce, pogrążając się w rozmowie o niczym. Komentowałem właśnie plotkę o nowych wiązaniach Norwegów, gdy wzrok Wanka przykuł jakiś punkt za moimi plecami. Mogłem dokładnie zobaczyć jak rozszerzyły mu się źrenice. Obróciłem się szybko.
Wokół krążyło sporo osób, ale już po sekundzie doskonale wiedziałem na kogo się tak zagapił. Dziewczyna była dosyć wysoka, a czerwony płaszcz zwężony w pasie zwracał uwagę na jej krągłości. Dźwigała duże torby, które wyglądały na ciężkie, jednak ona trzymała się prosto z dumnie uniesioną brodą. Uśmiechnąłem się szeroko. Wanki nie lubił platynowych blondynek, ale na tą gapił się bez mrugnięcia okiem.
Stary — trąciłem go w bok. — Ogarnij się.
Chwilowo oderwał wzrok od dziewczyny i zmarszczył czoło.
O co ci biega? — spytał, znów się gapiąc.
Wywiercisz jej dziurę w płaszczu.
Jest ładna, tylko trochę gruba — szepnął mi wprost do ucha, jednak jakimś cudem jego słowa dotarły do uszu przechodzącej dziewczyny. Zatrzymała się. Obaj jak na komendę wytrzeszczyliśmy oczy, przyłapani na gorącym uczynku. Dziewczyna obróciła się powoli w naszą stronę i zmierzyła Wanka spojrzeniem aż ociekającym pogardą.
Obgadujesz mnie, bo nie masz własnej panienki i musisz wodzić oczami za innymi? — wystrzeliła jak z procy, a ja mało nie parsknąłem śmiechem widząc minę kolegi. — Wolę być taka jaka jestem, niż mieć nos jak klamka od zakrystii i kończyny, nad którymi nie umiałabym zapanować.
Po tej przemowie zrobiła nam zdjęcie aparatem wyglądającym na profesjonalny i odeszła. Obaj patrzyliśmy za nią, dopóki jej sylwetka nie zniknęła w oddali.
Ona tak tylko żartowała — żachnął się Wank, dotykając nosa.
Ta, jasne — zarżałem, klepiąc go po ramieniu.
Przez resztę popołudnia mój przyjaciel snuł się jak cień, dziwnie zgarbiony, w swojej świętej czapce. Nie odzywał się wiele, co było dziwne, bo zwykle prawie nie zamykały mu się usta.
Andi? — usłyszałem jego pytanie, gdy szliśmy przygotować się do konkursu.
Tak?
Naprawdę mam taki duży nos? — ton jego głosu był nieco zbolały.
Co miałem mu powiedzieć? Nie lubiłem kłamać, szczególnie gdy dotyczyło to bliskich mu osób.
Zależy... to zależy z której strony by patrzeć, ale...
Czyli ona miała rację — westchnął, przerywając mi w pół zdania.
Zdumiałem się tym, że wciąż rozpamiętywał tą uszczypliwą uwagę obrażonej dziewczyny.
Pamiętaj, że ty nazwałeś ją grubą, chciała się po prostu odegrać — przypomniałem mu z nadzieją, że to poprawi jego humor.
Patrząc na niego, prawie słyszałem jak kręciły się trybiki w jego głowie. Myślał, co objawiało się marszczeniem czoła, a nagle skierował na mnie spojrzenie swoich ciemnych oczu.
Ona wcale nie była gruba!
Odetchnąłem. Na moje oko ta dziewczyna była bardzo ładna i kobieca, choć miała niewyparzony język, to fakt. Zastanawiał mnie fakt, że Wanki jakby zapomniał o tym, że przecież był zajęty.
Widzisz. Skoro ona nie była gruba, to ty nie masz dużego nosa — stwierdziłem z uśmiechem, tłumacząc cierpliwie i powoli, jak dziecku. Rozpromienił się cały.
Teraz mogę skakać w spokoju. Dzięki, młody! — poklepał mnie po plecach tak mocno, że na chwilę straciłem dech, ale moja męska natura kazała mi nie dać po sobie niczego poznać.

LAURA
*****


Stałam tam, tuż przy drzwiach. 
Przed oczami miałam zimne, surowe drewno i mosiężną klamkę, do której nie mogłam sięgnąć. Stopy marzły mi na zimnej posadzce, wcześniej zdjęłam buty, by nie narobić żadnego, nawet najlżejszego hałasu. Czekałam.
W pokoju obok było cicho, przytłumione dźwięki docierały z korytarza. Przy każdym najdrobniejszym trzasku wzdrygałam się mocno, a mięśnie same zaciskały się, gotowe do ucieczki. Nie mogłam odejść. Nie mogłam się schować... Chciałam, ale nie pozwalała mi na to moja bezbrzeżna ciekawość. 
Podciągnęłam nosem, a za drzwiami rozległ się znajomy, kochany głos.
 - Co robisz?
Mama była smutna lub może nawet... bała się. Ułożyłam wargi w podkówkę, bo nie lubiłam, gdy była zmartwiona. Wspięłam się na palcach, by dosięgnąć dużej klamki, ale tylko trąciłam ją lekko i wtedy odkryłam, że drzwi były niedomknięte. Sprytne, małe palce wcisnęłam między ramę, a skrzydło i pociągnęłam do siebie.
Tato szukał czegoś w tej wielkiej, oszklonej szafce, której byłam bardzo ciekawa, jednak nigdy mi jej nie pokazał. Surowo zabraniali mi zbliżania się do niej, bo kryły się tam rzeczy tylko dla dużych ludzi. Tak mi powiedzieli. 
Myślałam, że tato szukał swojej butelki, z której każdego wieczoru wylewał brunatny płyn wprost do szklanki i zawsze po jego wypiciu dziwnie pachniał. Tym razem jednak wyciągnął... pistolet. Wzdrygnęłam się. Nie podobał mi się jego wyraz twarzy. Nie uśmiechał się. Już miałam go zawołać... otworzyłam nawet usta, ale wtedy właśnie odwrócił się ze strzelbą wprost na miejsce, gdzie musiała stać mamusia.
 - Co ty... co ty? - pytała, a ton jej głosu sprawił, że prawie się rozpłakałam. Nie chciałam żeby znów się kłócili, tak jak ostatnio. Tylko po co ta strzelba?
Po chwili rozległ się głośny krzyk taty, a ja, całkowicie przerażona, przymknęłam drzwi z powrotem. Zęby szczękały mi głośno, a nieznośne łzy pchały do się do oczu. Działo się coś złego.
Tato jęczał strasznym głosem o systemach i komputerach, a ja nawet nie znałam znaczenia tych słów. Chciałam do mamy na ręce, byłam głodna i śpiąca.
 - Mamo? - szepnęłam cicho, pod nosem. Naparłam na drzwi i właśnie wtedy po raz pierwszy w życiu usłyszałam ten okropny dźwięk... Poczułam jakby od niego pękała mi głowa, taki był głośny. Zatkałam dłońmi uszy, a po chwili zapanowała całkowita cisza.
Dwa kroki i już byłam w pokoju. Tato stał odwrócony do mnie plecami, a u jego stóp leżała mama. Moje oczy nie mogły nadążyć między patrzeniem to na nią, to na niego. Dlaczego pozwalał jej leżeć? Czy to on ją przewrócił? Już się nie lubili?
 - Tato? - powiedziałam, lecz mój słaby głos utonął w kolejnym strasznym huku i nagle leżeli już na posadzce oboje, a ja tupnęłam nogą, tak byłam zła, że bardzo brzydko się zachowywali. 
Zbliżyłam się, cichutko, bosymi stopami wdepnęłam w coś ciepłego i mokrego. Koło jego głowy rozlany był sok lub farba. Ta substancja wylewała się z jego ust, pękały małe bańki, gdy głośno i szybko oddychał. Usiadłam obok, niepewna co zrobić.
 - Tatusiu? - powtórzyłam, trącając go w ramię.
Podskoczyłam, gdy jego noga drgnęła, a w buzi pękła mu kolejna bańka. Na podłogę wylało się więcej paskudnej mazi. Szybko odwróciłam się do mamy i poprosiłam, by rozkazała mu zaprzestania tej głupiej zabawy. Nie posłuchała mnie. W ogóle nie zareagowała.
Właśnie miałam się rozpłakać z bezsilności, gdy stary zegar w kącie zaczął wybijać pełną godzinę. Dłonią dotknęłam czoła, bardzo się przestraszyłam głośnego dźwięku. Fajerwerki... miały być fajerwerki, tak mówiła mamusia. Zawstydziłam się, bo chciałam zostawić rodziców i oglądać sztuczne ognie. Ze skruchą obróciłam się z powrotem w ich stronę i właśnie wtedy ujrzałam tatę siedzącego na wprost mnie - nic się nie zmienił, wciąż uwalany czerwoną farbą, uśmiechnął się szeroko i wycelował do mnie z pistoletu.
 - Zabiję cię! Nie masz prawa żyć.
Najpierw huk, potem ból. Moja głowa eksplodowała, a ja nawet nie zdążyłam krzyknąć.

***

 - Laura! Laura, obudź się do cholery!
Natrętny wrzask napływał znikąd, jednak wciąż zagłuszał go ten okropny, wszechogarniający ból. Moja głowa była jedną wielką raną - krwawiła i pulsowała. Bałam się jej dotknąć.
 - Boli, boli - jęczałam, wijąc się, a stopami uderzałam o coś twardego.
 - Musisz się obudzić! Spójrz na mnie, słyszysz? - głos był znajomy.
Czułam kulę tkwiącą głęboko w mojej czaszce, czułam także mój mózg wypływający uszami, nosem... Nie zasnę już nigdy więcej! Głęboki oddech wprowadził zimne, świeże powietrze do moich płuc i wtedy właśnie gwałtownie usiadłam i otworzyłam oczy.
Sabine patrzyła na mnie przerażona, a jej różowe usta były szeroko otwarte. Włosy miała rozczochrane, a prawy policzek przecinała jej wąska, choć obficie krwawiąca rana. 
 - Dałaś czadu, do licha! - odetchnęła i rąbnęła pięścią w poduszkę.
Pomacałam najpierw czoło, później oczy... wszystko było na swoim miejscu. Wokół mnie znajdowała się wymięta pościel, różowe prześcieradło zwisało smętnie z dużego łóżka. W mroźnym powietrzu unosiło się kilka piór.  Spojrzałam w bok - okno stało otworem.
 - Już rano? - spytałam głupio, podciągając kołdrę pod same zęby.
 - Na to wygląda - stwierdziła Sabine, podchodząc do okna. 
Zatrzasnęła je, robiąc przy tym więcej hałasu, niż powinna. Po raz kolejny dotknęłam swojej twarzy, wciąż odczuwałam ból, nie mogłam pozbyć się tego okropnego uczucia ze snu.
To nie działo się po raz pierwszy - śniłam w ten sposób za każdym razem, gdy udało mi się usnąć. Dlatego tak bałam się zasypiania i dlatego unikałam snu jak ognia. Był dla mnie złem koniecznym. Chciałam się zabić, byleby tylko uciszyć moją pokręconą głowę. 
 - Nie sądzisz - zaczęła Sabine, siadając znów na skraju materaca - że powinnaś udać się do jakiegoś... specjalisty? - jej ton był łagodny, choć na pewno dokuczał jej podrapany przeze mnie policzek.
 - Przepraszam - wyszeptałam tylko, spuszczając głowę. Wzrok utkwiłam w kwiecistym wzorze poszewki. Było mi wstyd. Bardzo.
 - To nie twoja wina, przecież wiesz - zapewniła mnie. - Musisz mi jedynie pozwolić tobie pomóc. Wiesz, że mogę to zrobić i stać mnie na to. Jesteś moją małą przyjaciółką.
Kąciki ust uniosły mi się lekko przy ostatnim zdaniu. Spojrzałam na nią spod rzęs.
 - Zamknij się - szepnęłam.
 - Sama się zamknij - fuknęła.
Spędziłam u Sabine miesiąc i po upływie tego czasu musiałam otwarcie przyznać, że był to najszczęśliwszy okres w moim życiu. Ta dziewczyna była niesamowita! Przygarnęła mnie - znajdę z pokręconą historią życiową - pod swój dach. Okłamała mnie tylko w jednej sprawie, a raczej zataiła niektóre fakty dotyczące swojej... rodziny.
Najmłodszy, Franz, miał trzy lata. Sierść jasna, wysokość w kłębie około pół metra. Golden retriever. Przywitał nas w drzwiach, gdy po raz pierwszy przekroczyłam próg domu. Szczekał wybitnie głośno, ale radośnie. Kolejnym członkiem tej zacnej familii była kotka imieniem Sissi. 
 - Są małżeństwem? - spytałam wtedy, odrobinę przerażona tą zbieżnością z pewną austriacką parą cesarską.
 - Nieee - Sabine machnęła dłonią, śmiejąc się perliście. - Ja tylko uwielbiam te filmy o księżniczce Sissi i tak jakoś się złożyło. Czyż nie są uroczy? - wskazała na zwierzaki.
Kotka fuczała głośno, a piesek przykrył oczy łapami, chroniąc się przed atakiem.
 - Rzeczywiście - odparłam. - Całkowicie.

***

Do Bożego Narodzenia pozostał miesiąc i jeden dzień, a ja wciąż nosiłam się z zamiarem wyznania Sabine całej prawdy. Ona sama nie naciskała na mnie, nie pytała. Może dla postronnego obserwatora nasz układ wydawałby się dziwny, ale nie wtedy, gdyby poznał on moją wybawicielkę bliżej.
Sabine była pełna życia i bardzo rozgadana, ale także niezwykle samotna. Mieszkała sama, co w wieku dwudziestu czterech lat było może i normalne, tyle że ona... nie miała nikogo. Rodzice - zamożni przedsiębiorcy - zginęli tragicznie, tuż po jej osiemnastych urodzinach. Gdyby nie spadek i pomoc prawników... 
 - Mam kupę kasy - stwierdziła, pokazując mi domowy sejf.
Przerażenie na mojej twarzy wzięła za oznakę strachu przed napadem.
 - Nie ma tu złodziei, wierz mi.
 - Kiedy mnie nie o złodziei chodzi - sapnęłam. - Dlaczego mi ufasz, Sabine? Przecież ja także mogę cię okraść - starałam się, by mój głos brzmiał całkowicie poważnie.
 - Nie zrobisz tego - wzruszyła ramionami. - Wiem, że tego nie zrobisz. Gdzie byś wtedy uciekła i po co? Kasa to nie wszystko, coś o tym wiem - puściła mi oko. - Jesteś dobra, widzę to w twojej twarzy, a skoro powiedziałaś mi tam, na dachu, że nie ma nikogo, kto by za tobą tęsknił, to jest nas już dwie.
Co miałam zrobić? Posłuchać swoich wyrzutów sumienia i uciec pod osłoną nocy, zostawiając tą dziewczynę, która tak pragnęła towarzystwa? Mojego towarzystwa.
 - Wybrałam cię - mówiła. - Los mi cię zesłał i razem będziemy się dobrze bawić, zobaczysz.
Stojąc w głębokim śniegu, którego poprzedniego wieczora jeszcze nie było, zastanawiałam się właśnie nad zwierzeniem się Sabine ze wszystkich moich strachów, gdy ona sama zbiegła ze schodów, dziarsko zacierając ręce.
 - Czeka nas dzisiaj ciężki i nerwowy dzień - poinformowała. - Już się cieszę.
Uniosłam brwi. Nieznośna grzywka wpadała mi do oczu, więc wcisnęłam ją pod wełnianą czapkę.
 - O nie, nie, kochana. Grzywka wraca na swoje miejsce - skarciła mnie, machając mi palcem tuż przed twarzą. Po chwili znów miałam włosy na twarzy.
 - Ale...
 - Żadnego ale. Trzeba zakryć to czoło o wysokości skoczni narciarskiej - stwierdziła.
Zrobiłam zagniewaną minę, bo czułam się jak małe dziecko besztane przez mamę. Oczywiście tylko zakładałam, że to takie właśnie uczucie, bo nigdy wcześniej takowego nie doznałam.
 - Jeśli zaś o skocznię chodzi - zawiesiła głos - właśnie się tam wybieramy.
Dreptałam za nią, całkowicie oczarowana otoczeniem. Śnieg, góry - wcześniej nie zwracałam uwagi na to, co było w tym świecie wspaniałe. Skupiałam się za to na smutkach, niepowodzeniach i pogłębianiu swojej depresji.
 - Jak tu pięknie, Sabine!
Ona tylko wzruszyła ramionami i przyśpieszyła kroku. Nie zdążyłam wcześniej spytać dlaczego tak się śpieszyła. Zrównałam się z nią. Aparat - nowoczesny i drogi - wisiał w pokrowcu zawieszonym na jej szyi, który podskakiwał w rytm jej szybkich kroków. Spojrzałam na swój - starszy i bardziej zniszczony - który kupiłam za jedyne pieniądze przekazane mi, gdy jeszcze mieszkałam w ośrodku. Za ich pieniądze... Wzdrygnęłam się mocno, a wspomnienia, które napłynęły falą, rozwiały się nagle, jak śnieg smagnięty podmuchem wiatru.
 - Dlaczego tak pędzimy? - spytałam, nieco zdyszana.
 - Konkurs - rzuciła tajemniczo moja przyjaciółka i nie dodała nic więcej.
Skocznia była... wielka. Tyle tylko zdołałam wydusić, gdy zatrzymałyśmy się w pobliżu tej wspaniałej i dziwnej budowli. Sabine opuściła swoje torby na śnieg i zaczęła przerzucać zawartość jednej z nich. Wokół nas tłoczyła się masa ludzi - wszyscy ubrani w grube kurtki, śmieszne czapki. Ubiory czasami powtarzały się na kilku różnych osobach - zakładałam, że są to członkowie ekip narodowych. Coś tam o skokach wiedziałam, choć niewiele.
 - Będziesz tu robić zdjęcia? - spytałam, szarpiąc ją za kaptur.
 - Będziemy - uściśliła. - Jak już znajdę zapasową baterię.
Sabine była wziętym fotografem - studiowała na Akademii Sztuk Pięknych i  bardzo jej tego zazdrościłam. Dom był pełen fotografii - różne formaty, ujęcia... Była w tym naprawdę dobra.
- Nie rozumiem... - zaczęłam, ale nagle przerwało mi mocne uderzenie w głowę.
Roztarłam potylicę, a w dłoni został mi śnieg. Obróciłam się szybko, prawie tracąc równowagę.
 - Co do...
Dwóch wyrostków w biało - czerwonych kurtkach chichotało w najlepsze, a dłonie mieli pełne śnieżek. Prawie uniosłam się w powietrze z oburzenia.
 - Przestań, to tutaj taki zwyczaj - poinformowała mnie Sabine, gdy już zbierałam się do wybuchu.
 - Z... zwyczaj? - zdziwiłam się. Bardzo głupi zwyczaj.
 - Dostaniesz śnieżką z rana, przez resztę dnia będziesz uradowana - wyrecytowała, a ja przez kolejne pięć minut zerkałam na nią, sprawdzając, czy nie wybuchnie nagle śmiechem.
Różne głosy, języki, akcenty - to wszystko mieszało mi w głowie. Wszystko tam było takie... niezorganizowane. Ktoś krzyczał głośno, inni się śmiali. Nad głową przelatywały mi śnieżki, raz także duży but. Niektórzy grali w jakieś dziwne gry przy użyciu... łopat do odśnieżania i piłki. 
  - To Norwedzy, nie zwracaj uwagi. Oni tak zawsze - Sabine machnęła dłonią, widząc moją minę.
Choć towarzystwo było głośne i rozbuchane, nad ten cały tłum unosiło się wrażenie wszechobecnej i wielkiej radości. Po raz pierwszy byłam świadkiem czegoś takiego - jakby cały ten tłum żył i oddychał jednym - oczekiwaniem.
 - Co się tu będzie działo? - spytałam.
 - Zawody. Puchar Świata, dobra rzecz.
Ruszyła nagle do przodu, nawet mnie nie informując. Prawie zniknęła mi w tłumie! Przepychałam się, a wrażenie braku powietrza bardzo mi dokuczało. Moje fobie nie miały końca...
- No rusz się - fuknęła, ściskając moją dłoń.
Szarpnęła mną tak mocno, że aż zsunęła mi się czapka. Szybko ją poprawiłam, patrząc przez chwilę w bok i... mój wzrok napotkał parę najbardziej niebieskich oczu na świecie. Zamrugałam szybko, bo aż zapiekły mnie oczy. Dziwne uczucie, coś jak mocny dreszcz, przeszło przez moje ciało. A może to był prąd? Obróciłam się w biegu. Chłopak śmiał się właśnie, unosząc głowę do tyłu. Po plecach klepnął go wysoki brunet, który widocznie opowiedział mu właśnie jakiś żart. Nie mogłam oderwać od nich oczu.
- No co się tak wleczesz? - jęknęła Sabine.
Zerknęłam na nią, by przeprosić i ponownie chciałam odszukać wzrokiem tych chłopaków. Za późno...
Zniknęli mi w tłumie...

***
Oczy niebieskie, życie królewskie...
Moje myśli wciąż krążyły wokół chłopaka. Zaczynałam się tego wstydzić, nawet sama przed sobą. Co się ze mną działo? Odkąd trafiłam pod opiekę Sabine już prawie nie płakałam (wyjątkiem były ciężkie poranki po sennych nocach) a moje myśli coraz rzadziej zabarwiały się na szaro. Więcej się śmiałam, zaczęłam normalnie jeść... no i jeszcze to. Spodobał mi się... to za mało powiedziane. 
Siedząc na twardej ławce, gdzieś w jasnym korytarzu, aż machałam nogami z napięcia. Chciałam zerwać się i wracać tam, gdzie go zobaczyłam. Chciałam go zaczepić i... i zrobić mu zdjęcie!
- Panienka na przesłuchanie? - spytał starszy pan, którego kędzierzawa głowa wychyliła się zza drzwi.
- Ja... eee... - nagle okropnie się speszyłam. - Nie, jestem tylko asystentką.
Poruszył śmiesznie brwiami i już go nie było. Odetchnęłam z ulgą. W oddali rozległ się odgłos obcasów miarowo uderzających o posadzkę. Zerknęłam i spadł mi kamień z serca. Sabine kroczyła dumnie w swoich wysokich kozakach i czerwonym płaszczyku, a w dłoniach dźwigała dodatkowo dwie kolejne torby. Gdy się zbliżyła zauważyłam, że jej czoło było lekko zmarszczone.
- Co jest? - spytałam, gdy z furią postawiła torby na podłodze i rozsiadła się obok mnie.
- Czy ja jestem gruba? - padło pytanie, a ja po raz drugi odkąd ją poznałam, ryknęłam śmiechem.
- Co takiego?
- Usłyszałam, że jestem „ładna ale gruba”, gdy przechodziłam obok dwóch skoczków i z bólem muszę stwierdzić, że byli to "nasi" - poskarżyła się, a ja wciąż nie mogłam przestać się śmiać.
Ta jej zmartwiona mina! Nigdy nie zwracałam uwagi na tuszę mojej przyjaciółki, bo też żadnego namiaru nie było. Zwyczajnie się na tym nie znałam. Opuściłam wzrok na swoje kolana i porównałam je z jej kolanami - minimalna różnica. Może ja też byłam gruba? Nowy powód do użalania się nad sobą.
- Mniejsza o to - stwierdziła Sabine. - Będę się tym martwić później, bo teraz mamy tu robotę do zrobienia.
- To znaczy?
- To znaczy, moja droga, że startujemy w konkursie na fotografa niemieckiej drużyny skoczków narciarskich! - wyrzuciła z siebie na jednym wydechu, a jej twarz rozjaśnił wielki uśmiech.
Nie mogłam w to uwierzyć! My, jako my? Czyli ja i ona? Przecież ja się kompletnie do takiego czegoś nie nadawałam. Podzieliłam się z nią moją reakcją, a ona rozbroiła mnie odpowiedzią.
 - Ktoś musi mi torby nosić - parsknęła, kiwając głową na sprzęt.
Udałam oburzenie, a ona w tym czasie oglądała coś na wyświetlaczu swojej lustrzanki.
  - Patrz, uwieczniłam zdziwione miny tych patafianów - kiwnęła, bym się nachyliła.
Ciekawa co zobaczę, zerknęłam na ekran i moje serce fiknęło koziołka, a później zaczęło wybijać rytm do jakiejś szalonej piosenki. Po raz pierwszy, w moim prawie dwudziestoletnim życiu, prawdziwie się zachwyciłam drugą osobą. 
To był on...

16 komentarzy:

  1. AWWWWW!!!!
    Zakochałam się w tym opowiadaniu, po raz kolejny i to na stałe.
    No po prostu jestem zachwycona!
    Długość doskonała (chociaż minimalnie za krótko, ale ... :D), Welli jest, Wank jest, Twój przecudny humor jest...
    no doskonale :D
    i po prostu aż nie wiem co napisac, bo się boję, że jak już zacznę to nie będe mogła przestać ^^
    więc powiem tyle, że :
    uwielbiam postać Welliego.
    I Wanka.
    I w ogóle przedstawienie drużyny Niemców, bo jest dokładnie takie jak ja w sobie nosze ;)
    a Laura jest przecudnie wykreowana. Zresztą Sabine tez, a ich przyjaźń, choć krótka i może i dziwna, jest wspaniała i mam przeczucie, że przetrwa całe życie.
    mam tez przeczucie,ze dziewczyny ten konkurs wygrają, a wtedy ...
    a wtedy mam nadzieję, że Wanki zwróci uwagę na Sabine - właściwie to już zwrócił - natomiast Welli i Laura ...
    no wiadomo ^^
    btw. to ona jest starsza od niego? ;)
    czekam na więcej!
    P.S. ten tekst o nosie jak klamka od zakrystii był genialny. Pół godziny się zbierałam z podłogi :D
    jesteś moim mistrzem <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję pięknie za komentarz ;)
      Tak, jest starsza, a to dlatego, że mam fajny pomysł na pokazanie różnicy między dojrzewaniem emocjonalnym dziewczyn i chłopców (wiem, upadłam na głowę) :P
      Cieszę się, że Ci się podoba, będę pisała nawet dla jednej czytelniczki :)
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  2. Po pierwsze, Twoje opowiadania czyta się wyśmienicie. Włączyłam rozdział i pierwsze myśl - ale tu ładnie i schludnie. Sama przyjemność! Piszesz cudownie - uwielbiam Twoje opisy i dialogi. Wszystko mi sie podoba! Wszystko! Jestem kupiona na zawsze i na amen. Więc pisz, pisz, pisz, pisz!
    Widzę wpis TheNeverland, więc już masz pewność, że nie dla jednej a dla dla dwóch czytelniczek. A za chwilę będzie tłum! Czekam na ciąg dalszy :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :*
      Cieszę się nawet z tych dwóch czytelniczek, bo liczy się jakość, a nie ilość :P
      Trzymaj się!

      Usuń
  3. Nie przepadam jakoś za drużyną niemiecką w opowiadaniach. Natomiast tutaj Andi i Wank to dosłownie mistrzowie :D Sabine jest świetna, nie da się jej nie polubić ;) Główna bohaterka jest niesamowita, tak dużo wycierpiała... Dobrze, że znalazła na swojej drodze taką pozytywną duszyczkę jaką jest Sabine :) Nie pisałam komentarza do prologu, ale był naprawdę świetny. Byłam tym wszystkim przerażona, ale był genialny. Rozdział bardzo ciekawy. Oczywiście nie będę chwalić Twojego rewelacyjnego stylu i pisać, że wszystko co napiszesz czyta się z ogromną przyjemnością, bo mam nadzieję, że już to wiesz :)
    Czekam na trójeczkę. Pozdrawiam! ;-)
    Ps Jak ja się cieszę, że się tak rozkręciłaś- dwa nowe, świetne opowiadania. Super! ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niemcy fajni są, tylko trzeba im dać szansę ;)
      Wank to jest mój ulubieniec, wystarczy, że na niego spojrzę, to chce mi się śmiać :P
      Dziękuję za komentarz i przesadzone nieco (bardzo, bardzo) komplementy! :)

      Usuń
  4. Bardzo przyjemny rozdział :)) Uśmiałam się z dialogów między Andim i Andim :) I Laura całkiem odmieniona. Piszesz tak niesamowicie, naprawdę Ci zazdroszczę i gratuluję talentu :D Ciekawi mnie, jak dalej rozwinie się historia i relacje między bohaterami. Zastanawiam się jednak, czy będzie łatwo czy raczej się natrudzą zanim (tak podejrzewam) będą razem :))
    Pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz :)
      Łatwo im nie będzie, to mogę zagwarantować. Prosta historia byłaby nudna :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Co Ty ze mną robisz? Hę? No co?
    Żebym zaczynała darzyć sympatią Niemców? Przecież to niepojęte! Ohhh.
    W zasadzie to jestem tak oczarowana tym rozdziałem, że już zapomniałam, co chcę napisać.
    Wanki - omg, to zdrobnienie mnie zabija, serio. I ten nos jak klamka, poległam. Naprawdę tęskniłam z Twoim poczuciem humoru! To jest takie genialne ...
    Będę musiała sobie chyba robić notatki przy czytaniu, bo wszystko mi wyleciało z głowy, a chciałam tak ładnie podsumować to co przeczytałam.
    Starość nie radość.

    Wielbię Cię!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówiłam, że Niemcy są spoko :)
      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  6. Wybacz, jeśli komentarz będzie nieskładny, ale nie mogłam się skupić na czytaniu, bo moją uwagę przykuwała pizza siedząca w piekarniku ;3 Która właśnie sobie jem xD
    Oczarowałaś mnie tą wizją Wanka i Wellinger *-* O ile Wanker już wcześniej zrobił to swoją czapką w Hiza xD To Welli dopiero teraz, lubiłam go, ale nie do tego stopnia. ;3
    O widzę, że Laurę walnęło od pierwszego wejrzenia ;3 Ale czy Welli też będzie tak zakochany po uszy ? To mnie najbardziej zastanawia ;3

    Pozdrawiam i weny ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pizza? :D Dobrze, że nie widzisz tej śliny, która właśnie wypływa mi z ust :D
      Welli taki niewinny, poukładany chłopak, gdzie mu się zakochiwać teraz :P
      Dzięki za komentarz, pozdrawiam!

      Usuń
  7. Rozdzial wprost czarujący, doskonały. I co najwazniejsze taki długi. Laura pierwszy raz w życiu zakochana, i to od pierwszego wejrzenia. Tylko czy Welli tak samo. Ja raczej myslę, że nie....
    No a skoczkowe dialogi boskie :)
    Trzymaj się:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy już zakochana? Raczej zdezorientowana :P Welli nie będzie słynął z porywów serca :)
      Dzięki za komentarz! Pozdrawiam :*

      Usuń