ANDREAS
*****
-
Andi, ten skok był fatalny!
Zmarszczyłem
brwi na widok miny trenera, bo miałem całkowicie odmienne zdanie.
Ile można wyciągnąć ze skoku, gdy tylni wiatr dosłownie ściąga
w dół? Przerwa pomiędzy seriami przedłużała się nieznacznie,
traciliśmy do Słowenii ponad dwadzieścia punktów, a za plecami
mieliśmy Polaków. Nie było jeszcze tragedii, ale komfortową
sytuacją też bym tego nie nazwał. Coraz bardziej odczuwałem
poczucie winy, docierało do mnie, że z naszej czwórki nawaliłem
tylko ja.
-
Poprawię się - mruknąłem, patrząc na niego niepewnie.
Poklepał
mnie po plecach i krzycząc coś do do Richarda, poszedł dalej.
Czułem duży respekt wobec trenera, imponował mi jego spokój w
stresowych sytuacjach. Początek sezonu nie był łatwym okresem dla
całej drużyny, a dla mnie szczególnie, bo w składzie na zawody
byłem najmłodszy.
Idąc
pod górkę usiłowałem choć odrobinę skupić myśli,
skoncentrować się... Nic z tego. Mijałem właśnie grupkę
dziewczyn, które czatowały na czyjś autograf, gdy z naprzeciwka
wpadł na mnie Wank. Ubrany w dres i kurtkę, górował wzrostem nad
większością ludzi. Nie skakał w drużynówce, więc włóczył
się po terenie obiektu bez celu. Fanki aż zachłysnęły się
powietrzem, gdy mój przyjaciel spojrzał na mnie zrozpaczony i
płaczliwym głosem zawył:
-
Rzuciła mnie!
Już
miałem złapać się za włosy i błagać go, by nie zawracał mi
głowy swoimi związkami w tak ważnym momencie, ale zareagowałem
całkowicie inaczej - zawstydziło mnie to, że po chwili szeroko się
uśmiechnąłem.
-
Serio?
Patrzył
na mnie, jakbym zamordował mu rodzinę, czy coś.
-
Jesteś bez serca, Andreas! - oburzył się teatralnie.
Szczerzyłem
się coraz bardziej - niesamowicie denerwowała mnie jego była,
sądziłem, że Wank jest lepszy, gdy nie ma jej w pobliżu.
-
Bez serca, bez serca... - sparodiowałem jego ton, a później męskim
gestem huknąłem go z całej siły w plecy. - Jutro mamy wychodne,
pamiętasz? Musimy to uczcić.
Tym
razem spojrzał na mnie, jakbym właśnie popełnił świętokradztwo,
jednak po chwili kąciki ust uniosły mu się w uśmiechu.
-
Odrobinę się zmasakrujemy, co? - spytał.
-
A no trochę - zapewniłem go i pośpieszyłem na górę, bo czekała
mnie jeszcze ciężka walka z samym sobą. Dziwne uczucie
rozdrażnienia nie dawało mi spokoju... a może to było
oczekiwanie?
***
-
Drugie to też miejsce na podium - skwitował trener, stojąc przodem
do nas w pokoju hotelowym. - Jednakże naszym celem w tym roku,
szczególnie jeśli chodzi o drużynę, są miejsca o stopień wyżej,
panowie.
Rozparłem
się wygodnie w fotelu, a obok mnie na podłodze spoczął Wank -
jego długa noga, niby przypadkiem trącała moją stopę.
-
Uspokój się - warknąłem cicho, by nie zdenerwować trenera, który
gestykulował ostro, opowiadając o oczekiwaniach na kolejny konkurs.
Chciałem wysłuchać go w spokoju.
Wanki
nie dawał za wygraną - raz na kilka minut musiał mnie szturchnąć,
czasami też wykładał swoją nogę na moją. Próbowałem to
ignorować, bo wiedziałem, że im więcej uwagi mu poświęcę, tym
bardziej się rozkręci. W pewnym momencie nie wytrzymałem i
wychylając się, złapałem go za głowę, lekko przyduszając.
-
Na zaloty będzie czas w nocy - zagrzmiał głos trenera, a my
znieruchomieliśmy. - Macie teraz wspólny pokój, więc chyba
wytrzymacie jeszcze kwadrans? Pamiętajcie jednak o tym, co mówiłem
na temat rozpraszania się romansami w roku olimpijskim.
-
Przepraszam - bąknąłem, a idiota po mojej prawej śmiał się w
najlepsze.
-
Geje? - spytał bezgłośnie Severin, patrząc na nas spod
uniesionych ironicznie brwi.
Już
miałem coś odszczeknąć, myślałem nad jakąś ostrą ripostą,
ale uprzedził mnie głos Wanka z dołu.
-A
co - zakpił - masz ochotę na trójkącik, Sev?
Wytrzeszczyłem
oczy, całkowicie uradowany. Ten to miał odpowiedz na każdą
zaczepkę! Severin poczerwieniał trochę, jak zawsze, gdy skakało
mu ciśnienie. Spuścił głowę i zacisnął dłonie na oparciu
fotela.
-
Nie dożyjesz kolacji, gnoju - warknął.
Mrugnąłem
do Wanka, na co wzruszył ramionami.
-
Nie ma za co - dodał.
-
Spokój! - wrzasnął trener, więc wszyscy zamilkliśmy.
Zmierzył
każdego z osobna ciężkim spojrzeniem, zawsze tak robił, gdy
czekało nas ważne wydarzenie. Cholera, byłem już prawie wyższy
od niego, a wciąż budził we mnie respekt. Miał swoje wady, choć
zdecydowanie więcej zalet, jednak w przynajmniej jednej sprawie
całkowicie się z nim nie zgadzałem.
-
Jutro po konkursie macie czas wolny - zakomunikował.
Wymieniliśmy
z chłopakami znaczące spojrzenia. Każdy z nas wiedział, co
oznaczał czas wolny we własnym kraju - żadnego powrotu zanim nie
nastanie ranek. Osobiście wolałbym pójść spać, ale nie chciałem
odstawać od chłopaków, by nie uznali mnie za sztywniaka.
-
Jednakże - tu trener zawiesił głos, a my spięliśmy się w
oczekiwaniu - tym razem już wam zorganizowałem rozrywkę. Spędzimy
jutrzejszy wieczór wspólnie.
-
Co? - jęknął zawiedziony Severin.
Byłem
pewien, że chciał się wtedy zająć swoją dziewczyną na
osobności.
-
To co słyszeliście. Wychodzimy wieczorem do klubu naszego sponsora.
Wszyscy razem - podkreślił ostatnie wyrazy.
Wzruszyłem
ramionami, bo było mi to całkowicie obojętne.
-
Mamy się też trzymać za ręce i wspólnie chodzić do kibla? -
zakpił Richard, zginając w dłoniach wkładkę od buta.
-
Niekoniecznie, ale jeśli tylko będziesz miał na to ochotę i
znajdziesz chętnego, to nie mam nic przeciwko - zagiął go trener,
a pozostali aż zatarli ręce. Gejowskie żarty były u nas na
porządku dziennym.
-
Co też trener wygaduje - obruszył się Richard.
-
Jeśli już wszystko jasne, to ogłaszam: jutro po konkursie
wyjeżdżamy razem do klubu. Żadnego pijaństwa i łajdaczenia się
na parkiecie. Będziemy mieli towarzystwo - dodał, sugestywnie
poruszając brwiami.
Coś
tu było nie tak, i to bardzo. Dziwnie się zachowywał przez cały
dzień, ale to już była przesada.
-
Chodzi trenerowi o tego fotografa? - spytałem, udając bardzo
znudzonego.
-
Panią fotograf - oznajmił, a Wank aż zerwał się z podłogi. - A
nawet dwie.
-
Cholera! - sapnął Richard.
Trener
wyszedł, widocznie zadowolony, że udało mu się nas zaskoczyć.
Szczerze mówiąc, to było mi obojętne poznanie tych... fotografek.
Będą nam włazić do tyłków żeby zrobić głupie zdjęcie.
Zacząłem koncentrować myśli na nadchodzącym konkursie, ale nie
mogłem się skupić, bo Freitag i Wank za bardzo podniecali się
nadchodzącą imprezą.
-
Jedna z nich będzie moja - darł się Wank. - Wezmę ładniejszą!
Jestem wolnym człowiekiem, więc mogę pić, palić i się łajdaczyć
ile wlezie!
-
Ja też bym chciał jakąś panienkę - dodał Richard. - Pewnie Andi
sprzątnie tą drugą, albo i dwie naraz. Jemu to się żadna nie
oprze.
-
Te niebieskie oczęta - zarechotał Wanki, więc przestałem udawać,
że ich nie słyszę.
-
Możecie sobie wziąć obie, nie jestem zainteresowany - stwierdziłem
i zostawiłem ich samych.
Nie
spałem całą noc, a następnego dnia nie wygrałem konkursu. Nawet
nie wskoczyłem do pierwszej dziesiątki. Rzucanie nartami w ogóle
mi nie pomogło w rozładowaniu stresu i napięcia. Warczałem na
wszystkich i wszystko dookoła.
-
Ej, Andi.
Wank,
zawodnik numer dwadzieścia sześć zakończonego wcześniej
konkursu, klepnął mnie w plecy. Odetchnąłem ciężko, bo tak
właśnie też się czułem.
-
Zalejemy tego robaka? - spytał, mając na myśli mój zły humor.
-
Dobra - zgodziłem się, bo nie miałem innego wyjścia. Jemu i tak
bym nie przegadał.
LAURA
*****
Był
skoczkiem narciarskim.
Na
imię mu było Andreas i posiadał broń, która mnie pokonała -
najpiękniejsze i najbardziej błękitne oczy na świecie. Naczytałaś
się Jane Austen? - szepnęła mi podświadomość, szydząc z moich
myśli. Fakt, Sabine powiedziałaby, że zajeżdżałam odrobiną
przesady. Niepotrzebnie wyszukała w sieci informacje o ekipie
skoczków - ona była po prostu ciekawa, a ja całkowicie straciłam
rozum. Było ze mną źle, bardzo źle.
Konkurs
na fotografa reprezentacji minął w atmosferze małego skandalu i
naszego triumfu, co znaczy, że naprawdę naszego - ja też zostałam
wybrana. Nie wiem jak to się mogło stać, że pod nieobecność
Sabine wybrałam się w poszukiwaniu toalety (choć obiecałam jej,
że podczas trwania konkursu będę cierpliwie czekać przed salą,
tam gdzie mnie zostawiła) i oczywiście... pomyliłam drzwi.
Zamiast
do poszukiwanej łazienki, trafiłam do gabinetu jakiegoś miłego,
starszego pana, który później okazał się wielką szychą. Nie
wiem też co zwróciło jego uwagę - może moja przerażona mina, a
może prawie zabytkowy aparat dyndający na mojej szyi. Wiem tylko,
że staruszek wstał szybko, gdy przeprosiłam za wtargnięcie i mnie
zatrzymał. Dałam zaprosić się do środka, choć podejrzliwie
rozglądałam się po pokoju. Poczciwy pan poprosił, bym pozwoliła
mu obejrzeć aparat - okazało się, że był zapalonym fotografem.
Nie umiał jednak obsłużyć mojego "sprzętu", więc
musiałam go wyręczyć. Zrobiłam kilka przypadkowych zdjęć -
niedopałków w popielniczce, jego siwego wąsa... Był zachwycony
możliwościami aparatu i nie tylko. Nie zdążyłam nawet spytać
gdzie szliśmy, gdy zaprowadził mnie na sąsiednią salę, a tam mój
wzrok napotkał... Sabine.
-
Ona, ona i tylko ona - poinformował jury, które właśnie oglądało
zdjęcia zrobione przez moją przyjaciółkę.
Tamci
spojrzeli na mnie z zaskoczeniem nie mniejszym, niż zdziwienie
Sabine.
-
O co tu chodzi? - spytała, ale ja tylko wzruszyłam ramionami.
Jury
postanowiło kontynuować konkurs, a w międzyczasie jego członkowie
naradzali się ostro z panem, który obstawał za moją kandydaturą,
a ja nie miałam nic do powiedzenia.
-
Miałaś czekać na korytarzu - syknęła Sabine, ale jej ton nie był
złośliwy. Przewróciła oczami.
-
Chciało mi się siku! - wymamrotałam, a pełny pęcherz znów dał
o sobie znać.
-
Jesteś prawdziwą agentką.
-
Dzięki, do usług - parsknęłam, widząc jej minę.
Jury
było jednogłośne, a raczej... dwu głośne. Sabine powtarzała, że
"nie może w to uwierzyć" po raz piętnasty, gdy obie
otrzymałyśmy gratulacje, a pan Werner Schuster, nawiasem mówiąc
trener reprezentacji, podał nam termin i warunki podpisania umowy.
Było kilka "ale" i trochę zawiłości, ale my cieszyłyśmy
się tym zaskakującym zbiegiem okoliczności.
***
-
Nie chcę! - jęknęłam, ale Sabine zdawała się mnie nie słyszeć
i z wielkim zapałem zabrała się za pociąganie moich rzęs tuszem.
Szczypało mnie to okropnie, a do oczu napływały wielkie łzy.
-
Musisz się trochę podrasować, dziewczyno! Wiem, że naturalne
piękno jest w modzie i tak dalej, ale wierz mi... to stek bzdur!
Skoro mamy podpisać tą umowę, to...
Wydęłam
tylko wargi i zrezygnowana poddałam się wymyślnym torturom. Nie
byłam przyzwyczajona do dbania o siebie - w ośrodku ciężko było
o codzienny prysznic, a co dopiero makijaż! Siedząc przed dużym
lustrem, które skutecznie zasłaniała mi moja osobista wizażystka,
zastanawiałam się jaka zajdzie we mnie zmiana, i czy w ogóle
będzie jakaś różnica. Czułam się dobrze, taka wypielęgnowana i
wypachniona. To było całkiem... przyjemne.
Sabine
oddaliła się na długość ramienia, otaksowała mnie krytycznym
wzrokiem, co trwało kilkanaście sekund, w ciągu których ja
patrzyłam niepewnie, czekając na wyrok. Jej twarz rozjaśnił
promienny uśmiech.
-
Bomba, dziecino!
Zręcznym
piruetem usunęła się z pola widzenia, a ja nieśmiało spojrzałam
w lustro. Pierwszym, co rzucało się w oczy, były, no cóż...
właśnie oczy. Moje własne. Duże, ciemne o nienaturalnie
wydłużonych rzęsach. Zamrugałam szybko i zbliżyłam twarz do
zimnej powierzchni. Skórę miałam idealnie gładką i jasną, bez
czerwonych przebarwień, jakie zdobiły ją na co dzień. Nos był
widocznie mniejszy, bardziej zgrabny...
-
Cud! - szepnęłam, dotykając lekko zaróżowionych policzków.
-
Nie cud, tylko Revlon Colorstay - stwierdziła Sabine z przekąsem,
niedbale wzruszając ramionami.
Zmarszczyłam
przyciemnione brwi. Cokolwiek miała na myśli, dało niesamowity
efekt - czułam się wspaniale we własnej skórze. Nawet moje usta,
zazwyczaj małe i spierzchnięte od częstego płaczu, nabrały
objętości i stały się przyjemnie gładkie. Nie mogłam przestać
się oblizywać! Wargi złączyłam w dziubek, przekrzywiając głowę
na bok, a wtedy oślepił mnie flesz.
-
Pstryk - zawołała Sabine, przymierzając się do zrobienia
kolejnego zdjęcia.
-
Nie rób tego! Nie lubię być fotografowana!
-
Nonsens - odparła, oddalając się. - Muszę skorzystać z okazji,
gdy nie jesteś blada jak trup.
Przewróciłam
teatralnie oczami i całkowicie zrezygnowałam z obrony. Błysk,
trzask, błysk, trzask... Sabine chichotała spoglądając na
wyświetlacz.
-
Jezu! - wykrzyknęła nagle. - Na tym wyszło jakbyś miała pod
powiekami same białka! Bleee...
Zmarszczyłam
czoło, a zaciśnięte dłonie założyłam na piersi. Noga
nieznacznie mi podskakiwała.
-
Jesteś wybitnie niefotogeniczna - darła się, uderzając ze
śmiechem w swoje kolana.
Nie
wiedziałam: śmiać się czy płakać? Ona za to świetnie się
bawiła. Franz rozszczekał się w najlepsze, a Sissi przemknęła
obok, nie zaszczycając mnie nawet jednym małym, kocim spojrzeniem.
Po chwili rozległo się głośne wycie, coś futrzastego omiotło
moje bose stopy, a stołek, na którym siedziałam, zachybotał
niebezpiecznie, gdy pies pognał śladem kotki.
-
Ratunku - pisnęłam, ale było za późno. Mój widowiskowy upadek
został utrwalony w pamięci aparatu, wliczając w to ujęcie, gdy
nakryłam się nogami, ukazując w całej krasie moje...
-
Majteczki w kropeczki! - ryknęła (poważna i stateczna kobieta)
Sabine i aż usiadła na podłodze, walcząc ze łzami radości.
***
Gdy
zapadł zmrok, a ciemność panującą w wąskich uliczkach małego
miasteczka rozjaśniły uliczne latarnie, dreptałyśmy we dwie po
ubitym śniegu. Świeży puch opadał z nieba powoli, uroczo... jakby
sterowany przez kogoś, by dodać otoczeniu malowniczości.
-
Szlag by to trafił - mruknęła Sabine i wcale nie pasowało to do
piękna wieczornej aury. - Zapomniałam pieniędzy, zaczekaj tu.
Odwróciła
się na pięcie, lekko zahaczając obcasem o jakąś lodową
nierówność na chodniku. Szybko odzyskała równowagę, jednak
oblodzony bruk został obrzucony stekiem wyzwisk i kilka razy
trafiony czubkiem buta. Pokręciłam głową - co za jędza.
Wokół
panowała całkowita cisza, sporadycznie przerywana odległym
szczekaniem psów i stłumionymi odgłosami ruchu ulicznego. Oparłam
plecy o metalowe pręty w ogrodzeniu sąsiadów i zamknęłam oczy.
Czułam pewien dyskomfort, bo zlepione tuszem rzęsy sprawiły, że
nie mogłam całkowicie zacisnąć powiek. Kilka płatków śniegu
przykleiło mi się do ust i zlizałam je z przyjemnością, czując
na języku miły chłód. Czekałam... Lekki wietrzyk poruszał
gałązkami choiny tuż nad moją głową, a powietrze pachniało
świeżością, choć słabo wyczuwalny był także swąd spalin
bijący od centrum.
Rozmyślałam
właśnie o swoim wyglądzie - czy to, że wyglądałam trochę
lepiej, niż na co dzień, czyniło mnie lepszą osobą. Godną
uwagi? Czy ktokolwiek spojrzy tam na mnie z zainteresowaniem? Czy
zwrócę... jego uwagę?
Andreas.
Prawie
czułam to imię na języku - miało słodko - gorzki posmak,
zaprawiony tą goryczką oczekiwania. Czekałam na coś, ale nie
miałam pojęcia dlaczego. Wewnątrz mnie buzował dziki ogień na
samą tylko myśl, że Andreas będzie w tym samym miejscu co ja.
Andi
- tak go wołali koledzy, a wtedy jego słodka, chłopięca twarz
rozjaśniała się od uśmiechu.
Ciekawe
czy rezerwował go tylko dla nich, czy może jakaś szczęśliwa
dziewczyna sprawiała, że śmiał się w ten sposób także i do
niej? Może to jedna z tych licznych fanek, które zabiegały o jego
uwagę?
Natłok
myśli sprawił, że nieobecne już od jakiegoś czasu łzy napłynęły
mi do oczu. Odruchowo pomachałam dłońmi tuż przy twarzy, jednak
wciąż zaciskałam powieki. Chciałam jeszcze przez chwilę pomarzyć
o jego jasnych włosach... Nagle, gdzieś z prawej strony, rozległ
się głośny ryk silnika. Pojazd musiał jechać bardzo szybko, bo
ledwo zdążyłam spojrzeć, a już mnie minął. Rytmiczne uderzenia
basów dobiegających z auta wstrząsnęły okolicą, a paskudna,
mokra breja, która wyprysnęła spod kół, trafiła centralnie w
mój nowiutki płaszcz.
Stałam
tak chwilę, całkowicie oburzona. Patrzyłam to na znikający za
rogiem samochód, to na wielką plamę tuż pod futrzanym
kołnierzykiem. Nie wierzę...
-
Już zdążyłaś się wybrudzić - wykrzyknęła powracająca
Sabine, a jej ton był jak zwykle karcący.
-
Ale... - zająknęłam się. - Auto... śnieg...
-
Tak, tak... - pokiwała głową, usiłując mnie otrzepać. - Jeśli
miałby na tą okolicę spaść meteoryt, to ty dostałabyś jego
największym fragmentem.
Wzięła
mnie pod ramię i ruszyłyśmy w stronę centrum miasta, gdzie Sabine
miała dobić kontraktu z panem Schusterem i jego ekipą.
***
Klub
był ogromny.
Wewnątrz
panował całkowity zaduch, a migające światła stroboskopów
odbijały się w licznych kropelkach wody spływających po ścianach.
Przy obszernym barze zgromadził się tłum, wyżej błyszczały
kolorowe neony. Podłoga pod moimi stopami pulsowała w rytm
uderzających basów, byłam zdziwiona, że szyby do tej pory nie
powypadały z okien. Gdy wkroczyłyśmy na główną salę, ludzie
szaleli do jakiegoś housowego przeboju - wpadał w ucho, lubiłam
tego typu muzykę, choć wcześniej nigdy nie byłam na takiej
imprezie.
We're
the fuckin animals - wymruczał komputerowo zmodyfikowany głos, a
zaraz potem salą wstrząsnęło potężne uderzenie mocy
nagłośnienia, ludzie dosłownie oszaleli. Nad tłumem uniósł się
obłok suchego lodu, powietrze drgało, a my patrzyłyśmy na to
oczarowane. Sabine uśmiechnęła się do mnie szeroko, widząc moją
minę. Jej zęby odbijały światło, śmiesznie to wyglądało.
-
Głęboki tekst, nie ma co - wrzasnęła mi do ucha, mając na myśli
przesłanie płynące z utworu. Przytaknęłam jedynie, bo mówienie
czegokolwiek nie miało sensu, taki panował hałas. Wycofałyśmy
się z głównego parkietu - w holu było chłodniej i trochę
ciszej. Niestety, wiązało się to z obecnością wielu osób, które
stały wesoło żartując, popijając drinki i miło spędzając
czas.
Nie
byłam przyzwyczajona do takiego tłoku, więc gdy dwukrotnie ktoś
się o mnie otarł, zareagowałam zduszonym piskiem, jednak utonął
on w morzu głosów. Czułam się obserwowana, oceniana... Co chwilkę
poprawiałam cienkie ramiączko bluzki, które zsuwało się z
ramienia. Wydawało mi się, że byłam zbyt rozebrana i mało
atrakcyjna wśród tych wszystkich dyskotekowych piękności. Nagle
poczułam się nijaka, a wcześniejsze zadowolenie pękło jak bańka
mydlana.
-
Musisz sobie golnąć - usłyszałam.
-
Co? - patrzyłam na Sabine krzywo.
-
Idę po browar, zaczekaj tu - poprosiła.
Oparłam
się o wilgotną ścianę i obserwowałam jak znikała w tłumie.
Jakiś pijany typ nachylił się nade mną, a woń jego gorącego
oddechu sprawiła, że prawie zemdlałam.
-
Poczekaj! - pisnęłam i ruszyłam biegiem w stronę baru, gdzie
skumulowała się większość klubowiczów.
***
Półtora
piwa później byłam już całkowicie rozluźniona - czułam się
wspaniale we własnej skórze, a te wszystkie cizie mogły się
schować! Sabine popijała ciemne Martini, a rumieniec na jej
policzkach zaczął rozlewać się w stronę szyi.
-
Co jest? - spytałam i próbowałam powstrzymać natrętną czkawkę.
-
Widzę naszych znajomych.
Prawie
wciągnęłam łyk swojego Heinekena nosem. To się działo
naprawdę... Poczułam się nagle jak bohaterka jakiegoś filmu -
wszystko zaczęło odbywać się w zwolnionym tempie. Sabine
dyskretnie poprawiła idealne loki, palcem serdecznym potarła kąciki
ust i wyprostowała się szybko, prezentując idealną pewność
siebie. Byłam pod wrażeniem - ja nie zdążyłam nawet zamrugać.
-
Miło pana widzieć - zamruczała niskim głosem, a ja odwróciłam
głowę.
-
Mnie również - odparł pan trener.
Wyglądali...
wspaniale. Wszyscy, nawet sam Schuster. Żaden z nich nie patrzył na
mnie, więc zrobiłam krok do tyłu, ale dłoń Sabine mocno
zacisnęła się na moim łokciu i zostałam przyciągnięta z
powrotem.
-
To moja przyjaciółka, Laura - przedstawiła mnie może zbyt
wylewnie, ale efekt był natychmiastowy - kilka par oczu skupiło się
właśnie na mnie.
-
Witaj, Lauro - powiedział, miło się uśmiechając. - Nie widziałem
cię na konkursie.
Spojrzałam
na niego zdziwiona - miał strasznie krótką pamięć.
-
Eee... witam - tylko na tyle się zdobyłam, bo mój wzrok
przyciągnął ktoś za plecami trenera.
Miał
na sobie prostą, błękitną koszulkę, a włosy odrobinę mu
sterczały, chyba usiłował wystylizować je na artystyczny nieład
i chyba odrobinę mu to nie wyszło, ale i tak nie mogłam oczu od
niego oderwać.
-
Poznajcie moich chłopców.
Wymienił
ich imiona, które oczywiście zlały mi się w całość i byłam
święcie przekonana, że jeden z nich nazywał się Helmut.
Wcześniejsza odwaga wyparowała i trzęsłam się jak młode drzewko
na wietrze. Sabine pozwoliła kupić sobie drinka, ja dostałam
kolejne piwo i ruszyłam za nimi do obszernej loży, która mogła
pomieścić sporą grupę.
Z
ulgą zapadłam się w miękki plusz obicia, pogładziłam materiał
dłonią - był bardzo przyjemny w dotyku. Obok mnie zasiadł niski
brunet i rzucił w moją stronę nieśmiały uśmiech, prosząc bym
się jeszcze trochę przesunęła. Zrobiłam to, zahaczając butem o
metalową nogę stolika - było bardzo wąsko i raczej ciemno, a ja
nie zdobyłam jeszcze wystarczającego doświadczenia z obuwiem na
obcasach. Miałam nadzieję, że nikt nie zauważył mojej
chronicznej niezdarności - myliłam się. Gdy podniosłam wzrok,
odkryłam, że z drugiej strony rozsiadł się właśnie ten, którego
nie chciałabym widzieć obok, czyli Andreas. Patrzył rozbawiony jak
usiłowałam rozetrzeć bolącą stopę. Nie powiedział nic, więc i
ja się nie odezwałam. Gorąco paliło mi policzki.
-
Jestem Richard - usłyszałam z lewej strony.
Brunet
wyciągnął do mnie dłoń, jako jedyny. Wyglądał na miłego i
sympatycznego. Odwzajemniłam gest, a jego dotyk był całkiem
przyjemny. Bardziej, niż tylko całkiem przyjemny.
-
Możesz mi robić zdjęcia, nie mam nic przeciwko - poinformował,
nachylając się bliżej, a mnie zaszokowało to, że nie krępowała
mnie jego bliskość. Ładnie pachniał i wydawał się nieszkodliwy.
Prawa
strona pleców dosłownie stawała w płomieniach, gdy przez
przypadek dotykałam łokciem Andreasa. Moje ciało dziwnie
reagowało, choć przecież wcale go nie znałam. Usiłowałam skupić
uwagę na Richardzie, który był widocznie zainteresowany rozmową
ze mną. Paplał bez przerwy, a jego ciemne brwi śmiesznie unosiły
się i opadały, więc często parskałam śmiechem. Nawet nie
zauważyłam, że Sabine patrzyła na mnie kątem oka, uśmiechając
się zagadkowo, podczas gdy wymieniała jakieś uwagi z trenerem.
Sam
pan Schuster dostojnie popijał ciemny płyn z małej szklanki, a
jego wzrok całkowicie skupiony był na mojej przyjaciółce. Nie
miałam pojęcia czy miał żonę, ale nie zdziwiłabym się wcale,
gdyby kiedyś wyskoczył z propozycją...
-
Jestem bardzo zadowolona i cieszę się, że doszliśmy do
porozumienia, panie Schuster - oznajmiła głośno, podpisując
kolejno kilka kartek. Jej jasne loki podskakiwały rytmicznie przy
każdym ruchu głowy, a ciemne oczy wysokiego chłopaka prawie
przewiercały ją na wylot. Był to gość ze zdjęcia, ten, który
ją obraził.
Otrzymałam
podobny plik papierów i bez czytania podpisałam wszystkie, bo z
treścią na pewno zapoznała się Sabine. Nie mogłam w to uwierzyć,
ale... miałam pracę. I to jaką! Jeszcze nie docierało do mnie, że
spędzę z niemiecką ekipą spory kawał czasu, podróżując po
świecie. Przez głowę przeleciała mi głupia myśl, ale szybko się
jej pozbyłam. Pora na nowe, jeszcze lepsze życie. Jak to
powiedziała Sabine - jeszcze będą ze mnie ludzie!
***
Sama
nie wiem kiedy całe towarzystwo gdzieś zniknęło.
Wyszłam
tylko na chwilę, by się przewietrzyć, a gdy wróciłam do loży,
ich już nie było. Zdziwiona i trochę zawiedziona przysiadłam na
skraju, ale dziwnie się czułam sama, więc wybrałam się do baru.
Zamówiłam małe jasne piwo i popijałam je powoli, oparta o blat.
Nagle doszłam do wniosku, że każdy kogoś miał - ładne
dziewczyny były z przystojnymi facetami. Ładni faceci... też z
przystojnymi partnerami. Parsknęłam śmiechem. Gdzie w tym
towarzystwie było miejsce dla brzydkiej i nijakiej Laury?
Rozejrzałam
się i wszystkie myśli natychmiast wyparowały. Siedział na
wielkiej kanapie w kącie pomieszczenia, a kolorowe światła
tańczyły w jego jasnych włosach. Właśnie głośno się śmiał.
Towarzyszyli mu koledzy - ten wysoki, którego zwali Wank i Richard.
Na widok tego ostatniego zrobiło mi się cieplej na sercu i po raz
kolejny strasznie się zdziwiłam - co się ze mną działo? Raz
Andreas, a raz Richard?
Moją
uwagę odwróciło jakieś zamieszanie po drugiej stronie, więc
szybko stanęłam na palcach, ale nie udało mi się niczego
zobaczyć. Tłum był zbyt gęsty.
Po
raz drugi zerknęłam ukradkiem w stronę Andreasa, ale... jego już
tam nie było. Tak, zniknął! Moje serce załomotało o żebra -
gdzie się podział? Na kanapie pozostał rozparty Wank, a Richard
popijał z kufla. Wank powiedział coś i obaj zgięli się wpół
pod wpływem śmiechu. Byłam bardzo ciekawa z czego lub... kogo się
śmiali. Miałam głupie przeczucie, że ze mnie.
Gdzie
poszedł Anreas? Czy poznał kogoś? Może umówił się z kimś
wcześniej? Potrząsnęłam głową, by pozbyć się tych smutnych
myśli i pociągnęłam zdrowo z mojego miniaturowego kufelka. Piwo
było zimne i przyjemnie chłodziło rozgrzane parnym powietrzem
gardło. Przełknęłam ostatni łyk, mrużąc oczy, a w tym samym
momencie ktoś dotknął mojego ramienia. Nie, to przecież
niemożliwe... Udało mi się nie zadławić i szybko odwróciłam
głowę...
-
Przepraszam, masz może rozmienić na drobne? - spytała niska
szatynka w kusej sukience.
Wyciągnęła
w moją stronę dłoń z pomiętym banknotem.
-
Pewnie - odparłam zawiedziona, grzebiąc w torebce. - Trzymaj.
Wrzuciłam
jej do garści drobniaki, a zatrzymałam banknot. Dziewczyna
obdarzyła mnie promiennym, choć trochę niewyraźnym uśmiechem -
była widocznie podpita.
-
Zajebiste buty - stwierdziła, próbując skupić uwagę na
kozaczkach, które kupiła mi Sabine.
-
Eee.. dzięki - bąknęłam.
Kiwnęła
na barmana i zamówiła coś, jednak nazwa brzmiała obco jak dla
mnie. Po chwili postawiono przed nią oszronione szklanki pełne
przezroczystego płynu.
-
Masz kogoś? - spytała, przysuwając się blisko. Za blisko.
Wytrzeszczyłam
oczy, ale próbowałam nie dać po sobie poznać, jak bardzo
wstrząsnęło mną jej pytanie. Nie miałam nic do mniejszości
homoseksualnych, naprawdę byłam na to obojętna, ale...
-
To nieistotne - odparłam, siląc się na spokój.
Wyszczerzyła
zęby, wciskając mi w dłonie zimną szklankę z podejrzanym
drinkiem.
-
Trzymaj, to od chłopaka z tamtej loży - wskazała na kanapę w
kącie. - Dał mi dziesiątaka, bym cię spytała, nie jestem
lesbijką czy coś... - ofuknęła mnie, ale nie byłam tego
świadoma.
Patrzyłam
we wskazanym kierunku - byli tam, na kanapie znów wszyscy trzej i
żaden nawet na mnie nie spojrzał. Co... do... licha?!
***
Nie
wypiłam drinka, zostawiłam go na barze.
Byłam
zbyt szokowana, zbyt rozemocjonowana. Który z nich nasłał tą
dziewczynę? Czy zrobili to dla żartu? Żeby ze mnie zakpić?
Tłumiłam gorzkie łzy rozczarowania, gdy Sabine wróciła do loży.
Ja siedziałam tam już od kilku minut, po prostu chciałam się
schować...
-
Co jest, pączuszku? - rzuciła, a z ust pachniało jej jak z
gorzelni.
-
Nie mów tak do mnie.
Uniosła
brwi - zazwyczaj nie przeszkadzały mi jej żarty, wiedziałam, że
tylko się ze mną droczyła, choć w tamtym momencie czułam się
gruba, brzydka i odpychająca. Zakpili ze mnie.
-
Ale się wytańczyłam! - sapnęła, ignorując mój zły nastrój.
Była
zgrzana, makijaż zaczął żyć swoim życiem i pod oczami odbiły
jej się ciemne cienie.
-
Z kim? - bąknęłam.
-
Severin jest takiiii milutki - westchnęła teatralnie i domyśliłam
się, że to on był jej partnerem od dzikich pląsów na parkiecie.
Dobrze, że chociaż ona się bawiła.
-
To super - odparłam, choć mój ton wcale na to nie wskazywał.
-
Co to za mina? - spytała, trącając mnie ramieniem. - Gdzie Rysiu?
-
Rysiu?
-
To piękne, małe stworzenie z oczkami jak dwa węgielki -
zagruchała. - Widziałam jak na niego patrzyłaś, ty podrywaczko.
Będzie jadł ci z ręki, i to już niedługo.
Wybuchnęła
śmiechem, potrząsając mną, bym się rozchmurzyła.
-
Jesteś stuknięta - stwierdziłam, ale mimowolnie się uśmiechnęłam.
-
Wiem, dlatego mam takie ciekawe życie - odparła, ciągnąc mnie na
parkiet.
***
Musiałyśmy
tańczyć dość długo, bo gdy powróciłyśmy do loży, oni już
tam byli.
Wsunęłam
się na miejsce obok Richarda, który zaszczycił mnie szczerym
uśmiechem. Nie odwzajemniłam go. Uniosłam dumnie głowę,
koncentrując wzrok na trenerze, który właśnie się podnosił.
Czułam wzrok bruneta, miałam nadzieję, że jasno zrozumiał moje
intencje - nie dam się wyśmiewać za plecami. Głośne parsknięcie
sprawiło, że mimo wszystko musiałam ponownie spojrzeć w tamtą
stronę. To nie był jego śmiech.
Andreas
opierał dłonie o stolik i szczerzył się w najlepsze. Mimowolnie
powiodłam wzrokiem po jego rękach - miał silne przedramiona,
naznaczone siatką wypukłych żył. Dziwnie się poczułam.
-
Cienias - parsknął Richardowi do ucha, a tamten zamachnął się,
jednak obaj jak na komendę znieruchomieli, gdy zagrzmiał głos
trenera.
-
Zbieramy się.
Pięć
minut później już ich nie było. Wracając do mieszkania
milczałam, a moje myśli pochłonęły wydarzenia ostatniego
wieczora - nie chciałam sobie niczego wyobrażać, byłam realistką
- w moich dotychczasowym życiu nie było miejsca na marzenia. Jednak
jakaś część mnie, ta która dopiero zaczęła się budzić do
życia, mówiła mi, że coś było na rzeczy. Było - miałam się o
tym wkrótce przekonać. Gdybym tylko wcześniej wiedziała, by nie
oceniać książki po okładce...
***
Pierwsza
sesja zdjęciowa miała odbyć się w poniedziałek rano.
Denerwowałam
się, i to bardzo. Nie spałam przez trzy poprzednie noce, więc w
niedzielny wieczór padłam z wyczerpania jeszcze przed północą.
Śniłam świadomie, jak zwykle o tym samym. Tym razem bardzo
starałam się obudzić, zanim ojciec odwróci się w moją stronę.
Czułam, że moje stopy tarły o prześcieradło, a pięści
zaciskały się w silnym napięciu - chciałam, tak bardzo chciałam
mieć to już za sobą.
Krew
cieknąca z ust wąskim strumykiem po trupio bladym policzku. Opętany
wzrok. Smród rozkładu.
-
Zabiję cię. Nie masz prawa żyć!
Bum!
Kręgosłup wygięłam w łuk, a czołem prawie dotknęłam ramy
łóżka. Krzyk bólu zamienił się w westchnienie ulgi... Obudziłam
się. Nareszcie.
Leżałam
przez chwilę bez ruchu, zlana potem i oszołomiona. Skronie
pulsowały tępym bólem, choć doskonale wiedziałam, że nie
zostałam postrzelona. Kiedy to miało się skończyć? Zegarek
pokazywał za kwadrans siódmą, więc powoli zwlekłam się z łóżka,
by ogrzać drżące ciało pod prysznicem.
Dokładnie
i z uwagą myłam włosy, a przyjemne ciepło wody koiło moje
skołatane snem nerwy. Po raz kolejny przyrzekałam sobie, że więcej
już nie zasnę, choć zdawałam sobie sprawę, że było to
niemożliwe do wykonania. Tak bardzo bałam się snu, nocy i
samotności. Może gdybym poprosiła Sabine, by się ze mną
kładła... Parsknęłam śmiechem. Ciekawe jak by zareagowała.
Pewnie bardziej pasowałby jej do zasypiania jakiś umięśniony
facet, a nie rozwrzeszczana wariatka. Jeśli już o facetów
chodzi...
-
Uspokój się! - warknęłam sama do siebie, a usta natychmiast
wypełniła mi gorzka piana.
Ta
lekko brązowa skóra na przedramionach...
Z
trzaskiem zamknęłam buteleczkę z szamponem i odstawiłam ją na
półkę.
Jasne
włosy...
Ajjj...
dość! Szarpałam własne pasma, próbując usunąć z nich pianę i
zagłuszyć głupie myśli.
Te
szałowe niebieskie oczy... A jego wyraz twarzy, gdy jest zdziwiony
lub zawstydzony? Awww...
Przysięgam,
że gdybym mogła sama się zbić, to bym to zrobiła!
Ma
piękne dłonie, przecież widziałaś... Ciekawe, czy reszta ciała
też taka piękna?
W
pośpiechu zakręciłam wodę i czym prędzej wypadłam spod
prysznica, a mój mózg dosłownie parował. Co się ze mną działo?
Gdzie się podziałam ja, która nie widziała dla siebie sensu
dalszego życia, chciała skakać z dachu i płakała średnio co
drugi dzień? No gdzie?
Wycierałam
się szybko i niestarannie, tak samo też się ubrałam. Włosy
wysuszyłam w taki sposób, że lewa strona była przyklapnięta, a
prawa całkowicie napuszona. Z pogardą spojrzałam na kosmetyki,
które kupiła dla mnie Sabine. Tylko odrobinę maskary, by moje oczy
zdawały się większe... No i jeszcze trochę pudru na nos... a to
czoło? Błyszczy się jak cholera. Jeszcze kapinkę tu i tam...
Odsunęłam
się od lustra - efekt był znośny, choć wciąż nie można było
mówić o rewelacji. Poczucie rezygnacji pogłębiło się, gdy w
korytarzu wpadłam na Sabine. Idealnie dobrana bluzka, ołówkowa
spódnica. Włosy równą falą opadające na plecy. Lekka woń
kwiatowych perfum. Zagryzłam wargę.
-
Eee... spałaś z mokrymi włosami? - dobiła mnie, wskazując na
moją asymetryczną fryzurę.
-
Tak jakby - mruknęłam.
Uśmiechnęła
się do mnie przepraszająco i przez moment szperała w szufladzie,
by wyłowić z niej spinkę z drobnym, jasnym kwiatkiem. Przypięła
mi ją po lewej stronie, tam gdzie włosy nie miały objętości.
Chwilkę manewrowała grzebieniem i efekt był widocznie
zadowalający, bo nie zmarszczyła czoła, jak to miała w zwyczaju.
-
Mała kokietka z ciebie - zagruchała.
-
Też tak sądzę - prychnęłam, bo odgadłam, że się ze mnie
nabijała.
Stanie
w korku było wkurzające, a sesję zaplanowano w budynku siedziby
sponsora skoczków. Nie mogłyśmy się spóźnić, a każdy błąd
mógł nas pozbawić tej szansy, choć przecież Sabine widocznie
była najlepsza spośród konkurencji, podobała się zarówno samym
zawodnikom, jak i całemu zarządowi...
Ja
także nie wypadłam źle i byłam z siebie całkiem zadowolona - nie
dość, że amatorka, to jeszcze trafiłam tam przez przypadek,
miałam przecież tylko zaczekać na Sabine. Wszystko ułożyło się
dobrze, a przed nami otwierał się szeroki świat i jeszcze szersze
możliwości...
Biurowiec
był wielki. Najpotężniejszy budynek, jaki kiedykolwiek widziałam
od środka. Jasne ściany, proste meble, ale wszystko lśniące
czystością i nowoczesne. Młoda, elegancka kobieta zaprowadziła
nas do sali konferencyjnej, gdzie czekać mieli nasi sportowcy.
Byli
tam, głośno manifestując swoją obecność. Inaczej wyobrażałam
sobie taki moment - myślałam, że będą siedzieli ramię w ramię
na jakiejś sztywniackiej kanapie, pod czujnym okiem swojego trenera.
Myliłam się, i to całkowicie. Pan Schuster, a także kilku
starszych jegomościów, zajmowali miejsca przy dużym stole, który
aż uginał się od arkuszy papieru, wykresów, szkiców... W
powietrzu unosił się zapach świeżo mielonej kawy i... jedzenia.
Skoczkowie
zgromadzili się w większości przy małym stoliku - bufecie i
ochoczo z niego korzystali. Wyjątkiem był Andreas i jego odwieczny
giermek, Wank. Jak zwykle zagadani i jak zwykle na uboczu.
Omijałam
Andiego wzrokiem, nagle spłoszona, za to doskonale widziałam jak
Wank wbił wygłodniały wzrok w Sabine. Nagle zapragnęłam powrotu
do mieszkania, miękkiego koca i kubka ciepłej herbaty. Chciałam
być sama.
Schuster
podszedł do nas, uprzejmy i uśmiechnięty. Prywatnie był całkiem
inny, niż można było go widzieć przy okazji zawodów. Wskazał
Sabine miejsce do rozłożenia sprzętu, przedstawił nas członkom
zarządu i znów zasiadł za stołem w oczekiwaniu na rozpoczęcie
sesji.
-
Witajcie - Sabine pomachała do skoczków, na co zareagowali
szerokimi uśmiechami. Wank poprawił się na krześle. Próbowałam
ukryć śmiech. - Przejmuję was dzisiaj pod swoje rządy i mam
nadzieję, że ta współpraca będzie owocna - oznajmiła takim
tonem, że nawet mnie nasunęły się dziwne skojarzenia, a oni
dosłownie pożerali ją wzrokiem. Ja znów byłam niewidzialna.
Przyjaciółka
wciąż radośnie trajkotała, delikatnie wplatając kilka podtekstów
w swoje słowa, a ja nieśmiało wpatrywałam się w swoje buty.
Zdobyła sobie autorytet wśród tych facetów, co wcale mnie nie
dziwiło. Ładnemu zawsze łatwiej. Rozkładałam spokojnie sprzęt,
gdy nagle wezwała mnie do swojego aparatu.
-
Teraz ty się wykażesz - przyklasnęła zadowolona i wywołała...
Andreasa Wellingera.
-
Zabiję cię - szepnęłam tak, by tylko ona mnie usłyszała.
-
Podziękujesz mi później.
Wyszło...
okropnie. Bałam się do niego podejść, a nawet mówić. Plątał
mi się język, a ręce miałam zimne jak lód! Jego koledzy parskali
śmiechem - być może nie zwracali na nas uwagi, ale ja i tak
wszystko brałam do siebie.
-
Możesz... możesz podnieść głowę trochę wyżej? - spytałam,
nie patrząc mu w oczy.
-
Mogę - odparł, nie zmieniając pozycji, a ja zadrżałam - tylko
dlatego, że usłyszałam jego głos.
Skoczkowie
skwitowali to kolejnym wybuchem radości, a on wyszczerzył się do
nich. Odważyłam się, by podnieść wzrok. Patrzył. Po prostu
patrzył. Nie robiło to na nim żadnego wrażenia, widocznie był
bardzo pewny siebie. Z taką twarzą nie może być tak nieśmiały
jak ty. Spojrzałam w bok, zrezygnowana.
Musiał
coś zauważyć, bo posłusznie ustawił się według mojego
polecenia, a pozostali zaczęli buczeć. Obejrzałam się, by
zobaczyć dlaczego trener Schuster na to pozwalał - no tak, Sabine
usiadła przy nim i śmiali się wszyscy razem, całkowicie
nieświadomi mojego dramatu.
Wycofałam
się w stronę aparatu, uważając na wszystko po drodze. Odplątałam
mały kabel, który otoczył moja stopę, podniosłam się i...
kompletnie mnie zatkało. Richard podawał Andreasowi kanapkę...
tak, kanapkę, a ten, nie zmieniając pozycji, zwyczajnie sobie ją...
przegryzał.
Podbiegłam
do nich i natychmiast skarciłam Richarda, który chyba jeszcze się
dąsał za moje zachowanie w klubie, bo zaczął się cofać,
spłoszony. Przeniosłam wzrok na Andreasa - miał rozbrajającą
minę niewinnego chłopczyka, ale jego oczy błyszczały właśnie w
ten sposób, jakby miał coś na sumieniu. Patrzył na mnie z góry.
Cholerny... blondas! Złość poszła mi w pięty.
-
Czy ktoś może go uspokoić? - krzyknęłam, bo granice mojej
samokontroli właśnie się wyczerpały.
Wszyscy
spojrzeli na mnie jak na wariatkę, a Richardowi kanapka wypadła z
rąk. Ułożył usta w podkówkę, smętnie patrząc na pyszny razowy
chleb i resztki pomidora, które rozsypały się po podłodze.
Na
pomoc ruszyła mi Sabine i jak się później okazało, po to, by
pogrążyć mnie jeszcze bardziej. Odłożyłam sprzęt, by wytrzeć
spocone dłonie o spodnie, a w tym czasie moja przyjaciółka
stanęła za obiektywem. Jedno jej spojrzenie i Andi stał już
spokojnie, niczym owieczka w towarzystwie pasterza.
-
Andreas - zawołała Sabine tonem pani wywołującej ucznia do
odpowiedzi. - Stań prosto.
Zrobił,
co mu kazała, dodatkowo napinając mięśnie przedramion.
-
Laura!
-
Co? - spytałam z wyrzutem.
-
Podejdź łaskawie.
Słowo
"łaskawie" praktycznie zawarczała. Rzuciłam szybkie
spojrzenie na stolik, przy którym siedział trener Schuster i
działacze. Byli widocznie zniecierpliwieni zachowaniem moim i
blondasa. Ups.
W
trzech krokach dotarłam do aparatu i obie pochyliłyśmy się ku
sobie.
-
Albo bierzesz się za robotę, albo od jutra pracujesz, wyprowadzając
moje psy - szepnęła mi głosem drżącym z napięcia. Dłonie
zacisnęła kurczowo na kolanach.
-
Ok - przytaknęłam i wypuściłam powietrze ustami. - Sabine?
-
Czego? - widocznie traciła już do mnie cierpliwość.
-
Masz tylko jednego psa - zauważyłam.
Brew
zadrgała jej odruchowo, a w oczach pojawiła się żądza mordu.
Ups. Do kwadratu.
Wyprostowała
się z promiennym uśmiechem na ustach, a biel jej zębów na pewno
onieśmielała skoczków. Widziałam te powłóczyste spojrzenia,
słyszałam ukradkowe szepty. Moja przyjaciółka była niezłą
laską i doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
-
Andreas - zwróciła się do niego po raz drugi, a on kiwnął głową
w stronę Wanka z wymownym uśmiechem. Idioci, mężczyźni to
idioci. - Ustaw się ładnie, prawy profil, broda trochę wyżej -
instruowała go, a on niczym model słuchał jej rad. - Napnij
muskuły - zaszczebiotała, a ja przetrwałam potężny odruch
wymiotny. Muskuły? Serio?
Kilka
błysków i trzasków później znów dostałam aparat w swoje ręce.
-
Ale co... - zawahałam się, lecz ona mnie zignorowała.
-
Zwróć teraz wzrok tutaj - odezwała się, a Andi spojrzał mi
prosto w oczy. No, może prawie. Widok przesłoniła mi chwilowo dłoń
Sabine, która pomachała mi nią przed twarzą. - Taaak, dobrze.
Teraz skup się na chwilę i wyobraź sobie, że... - chciała mu coś
wytłumaczyć, ale jej głos ucichł, gdy głośno wciągnęłam
powietrze nosem.
Swędzi!
Aj, kichnę... nie kichnę. Kichnę! Nie, nie mogę, cholera!
Zaciskałam
mocno wargi, wprost wciągałam je do ust, by powstrzymać tą jedyną
w swoim rodzaju chęć wielkiego i głośnego kichnięcia. Oczy
zaszły mi łzami, ale stałam, niczego po sobie nie pokazując.
Zamrugała
szybko i wznowiła przerwaną kwestię: - Wyobraź sobie, że widzisz
tu - wskazała na mnie - najpiękniejszą dziewczynę na świecie i
tak właśnie patrz na nią, gdy...
Nie
wytrzymałam! Moje kichnięcie rozeszło się echem po całej sali, a
aparat niebezpiecznie zatrząsł mi się w dłoniach, całe
szczęście, że był jeszcze statyw. Sabine załamała ręce.
-
Muszę zapalić, przepraszam - rzuciła tylko i szybko opuściła
pomieszczenie.
Wstyd!
Co za wstyd...
-
Na zdrowie - rzucił Richard, który jako jedyny się nie śmiał.
-
Dzięki - wydukałam.
Drżącymi
palcami dotknęłam czoła, a później przesunęłam nimi po nosie,
aż do gardła - blondas patrzył na mnie, zaczepnie unosząc brew.
Wyraz jego twarzy był nieodgadniony, ale dokładnie widziałam jak
drgały mu kąciki ust. Wank rechotał na całego, a Michael nie
pozostawał w tyle. Chciałam zapaść się pod ziemię.
***
Sesję
dokończyła Sabine. Ja przesiedziałam ten czas na kanapie, skacząc
wzrokiem po sylwetkach chłopaków. Patrzyłam na nich z podziwem,
specjalnie omijając wzrokiem Andiego. Nie wiedziałam, czy był tego
świadom czy nie, ale w moim głupim, naiwnym sercu rosła nadzieja,
że jednak zauważał moją ignorancję wobec niego. Wkurzał mnie
okropnie, choć to i tak za mało powiedziane - to, co wcześniej
było wielkim zauroczeniem, później przerodziło się w złość,
czystą i prawdziwą. Miałam ochotę go udusić! Dwa razy złapałam
jego spojrzenie, lecz natychmiast odwracałam wzrok, udając, że nic
nie zaszło. Skupiłam się na... Richardzie. Obserwowałam jego
szczery uśmiech i te urocze dołeczki w policzkach. Ciemne włosy
kręciły mu się tuż przy karku, były już zdecydowanie zbyt
długie i...
Trzask
był tak głośny, że aż złapałam się za głowę. Wszyscy
odwrócili się w stronę Wanka, który przewrócił dzbanek z
sokiem, a ten spektakularnie roztrzaskał się o posadzkę. Drobiny
szkła rozprysnęły się po całym pomieszczeniu. Spojrzałam na
Sabine, która właśnie ustawiała do zdjęcia wysokiego Severina.
Natychmiast wiedziałam dlaczego Wank strącił dzbanek - moja
przyjaciółka trzymała dłoń w jasnych włosach skoczka,
prawdopodobnie po to, by odpowiednio go wystylizować. Sam Severin
mrugał do Wanka jak szalony, a jego wzrok był bardzo wymowny. W
powietrzu aż czuło się atmosferę przed pojedynkiem dwóch samców.
Potrząsnęłam głową - co się z nami wszystkimi działo?
Zdecydowanie zbyt dużo hormonów w jednym pomieszczeniu.
Ruszyłam
w poszukiwaniu jakiejś miotły, czy mopa. Nikt chyba nie zauważył,
że wyszłam, więc błąkałam się po korytarzu sama, bo tak
właściwie, to nie wiedziałam, gdzie mógł znajdować się
składzik. Wszystkie drzwi wyglądały tak samo - duże, masywne,
brązowe. Przechodziłam obok, muskając je dłonią. Światło było
jakby przytłumione, piekły mnie od niego oczy.
Na
końcu odnalazłam jedno skrzydło, które różniło się od innych
- było mniejsze i opatrzone dziwnym znakiem, ale za nic nie mogłam
go rozszyfrować. Po chwili namysłu nacisnęłam klamkę. Bingo!
Wewnątrz pełno było każdego rodzaju mioteł, ścierek i wiader.
W
ośrodku, gdzie mieszkałam przez większą część życia, często
musiałam zmywać podłogi, więc nie było to dla mnie czymś nowym.
Tyle, że... sprzętu było tak dużo, że zwyczajnie nie mogłam się
zdecydować. Zerknęłam za siebie w obawie, by nie zatrzasnęły się
drzwi - miałam bardzo złe wspomnienie związane z zamknięciem w
małym pomieszczeniu i gdybym znów miała się znaleźć w podobnej
sytuacji... chyba wpadłabym w prawdziwą histerię.
W
środku było wąsko - większą część zajmowały półki z
wyposażeniem, a sufit zdawał się okropnie niski. Poczułam się
źle i już chciałam wyjść, gdy usłyszałam szybkie kroki na
korytarzu. Postanowiłam przeczekać, aż ta osoba przejdzie, bo nie
chciałam wyjść na jakąś złodziejkę. Oparłam się o drzwi, by
wyglądały na zamknięte. Kroki stawały się coraz głośniejsze,
wstrzymałam nawet oddech... i nagle duża siła sprawiła, że
przesunęłam się po podłodze, a do środka zajrzał...
-
Co ty tu robisz? - spytałam, a moje serce biło już w gardle.
-
Mógłbym o to samo spytać ciebie - parsknął Andi, odsuwając mnie
do tyłu wraz z drzwiami.
Puściłam
je i wycofałam się jak najdalej. Nie miałam zbyt dużego pola
manewru, bo po ledwo dwóch krokach wpadłam tyłkiem na półkę.
Zaklęłam.
Stał
w wejściu i przyglądał mi się tymi pieprzonymi błękitnymi
oczami w taki sposób, że zmiękły mi kolana. Jego obecność
sprawiła, że mój oddech stał się płytki, a na policzkach
poczułam gorący rumieniec. Omiótł spojrzeniem mnie i przestrzeń
za moimi plecami i nagle jego twarz rozjaśnił szatański uśmieszek.
-
Boisz się ciemności? - spytał, a ja już miałam pisk na końcu
języka, ale nie zdążyłam nic zrobić.
Sięgnął
do włącznika, pomieszczenie zalała ciemność.
-
Nie, nie, tylko nie zamykaj...
Drzwi
trzasnęły, a ja poczułam suchość w ustach. Ciemno... zatrzasnął
drzwi... zostawił mnie samą... Dłonie mi drżały, a w oczach
wezbrały łzy. Już kiedyś przeżyłam noc w całkowitym
zamknięciu. To było potworne.
-
Skończony palant! - krzyknęłam płaczliwie, ruszając do przodu.
Wpadłam
na coś... ciepłego. Zachłysnęłam się oddechem, gdy dotarło do
mnie, że on wcale nie wyszedł...