WSPOMNIENIE RICHARDA

***

Byłem w niej zakochany...
Gdybym tylko odkrył to wcześniej, mógłbym walczyć o jej uczucia z moim drogim kolegą z drużyny, Andreasem. Patrząc z perspektywy czasu, byłem pewien, że ich miłość miała maleńkie rysy na swej pozornie idealnej powierzchni — jedną z nich zrobiłem ja.
Doskonale pamiętam moment, w którym zobaczyłem ją po raz pierwszy — to było w klubie, zaledwie kilka dni przed tym, gdy porzuciłem moją ówczesną dziewczynę. Tak, zrobiłem to z powodu Laury, choć wtedy jeszcze o tym nie wiedziałem.
Nie mam pojęcia co urzekło mnie bardziej — nieśmiałe, strachliwe spojrzenie, czy atmosfera wielkiej tajemniczości, która ją otaczała. Stało się! Spojrzałem i dostrzegłem. Dostrzegłem i to zburzyło mój spokój...
Całkowicie nieświadomie szukałem jej wzrokiem w tłumie, gdy zniknęła gdzieś między ludźmi. Gdybym tylko w porę się od niej odizolował, to nie siedziałbym teraz samotnie przy niebezpiecznym urwisku i nie wspominał chwil, które już przeminęły.
Odpisywałem na wiadomości, które słała mi moja dziewczyna, ale złapałem się na tym, że robiłem to mechanicznie i z niecierpliwością. Palce swędziały mnie, by wyłączyć telefon i nie rozpraszać swojej uwagi, bo w tamtym momencie chciałem wodzić wzrokiem za cichą Laurą, która tak bardzo mnie zaintrygowała.
Niestety, nie byłem w tej dziwnej fascynacji osamotniony. Wystarczyło mi tylko przypadkowe spojrzenie na twarz Wellingera i wiedziałem już, że musiał czuć to samo, co ja — Laura miała w sobie coś takiego, że musiałem poznać ją bliżej.
Nie szło mi źle. Zagadnąłem ją, przedstawiłem się i wtedy już wiedziałem, że nie było dla mnie odwrotu. Patrzyła na mnie nieśmiało, ale nic nie wskazywało na to, żeby czuła się w moim towarzystwie spięta lub znudzona. Ucieszyłem się. Dawno już nie byłem tak zadowolony.
Zaczął o niej gadać prawie natychmiast, gdy znaleźliśmy się w osobnej loży. Nie mógł wiedzieć, że właśnie wtedy moja sympatia do niego wyparowała nagle i została zastąpiona innym dziwnym uczuciem, od którego paliły mnie policzki. To ja wypatrzyłem sobie Laurę, a nie on! 
Jaka była moja radość, gdy drogi Andreas postanowił zrobić coś, co mogło go całkowicie skompromitować w jej oczach. Nie znał się na dziewczynach, był jeszcze zwykłym smarkaczem. Przyklasnąłem mu więc i postanowiłem udawać, że wchodzę w nim w zakład, a tak naprawdę tylko czekałem, by ona dowiedziała się jaki był głupi i dziecinny. Sprowokowałem go przecież i sam wciągnąłem w ten układ, ale gdyby Laura się dowiedziała, oberwać miał tylko on.
Powiedział, że potrzebne mu były jedynie dwa dni... Nadmiernie pewny siebie przerośnięty skurwiel.

***

Przez ten cały czas doskonale grałem. To nic, że znałem Laurę od ledwie kilkudziesięciu godzin — ten ucisk w środku mówił mi więcej niż tysiąc słów. Wiele działo się w tak krótkim czasie... nasze wyścigi, jej ucieczka. To Wellinger ją znalazł. Co robili? Czy odwiózł ją tylko do mieszkania i pozostawił bezpieczną, czy może poczynił jakieś postępy względem naszego zakładu? Takie myśli nie dawały mi spokoju.
To, jak zachowywał się rankiem, zmartwiło mnie, i to bardzo. Wymachiwał rękami, gdy do mnie mówił, złościł się, a w końcu stwierdził, że zrywa zakład. Co miałem zrobić? Jak spytać go o powód? Przecież chciał się dobrze bawić kosztem szarej myszki, sam tak powiedział...
Uderzyłem więc w żartobliwe tony i spytałem czy przypadkiem się w niej nie zabujał. Wtedy już wiedziałem... nie potrzebowałem nic więcej. Ten śmiech, nieobecny wzrok. Wellinger, ty skończony palancie! Nie mogłeś sobie znaleźć innej dziewczyny do zauroczenia, tylko akurat tę samą, co ja?
Później wszystko działo się już bardzo szybko — ja zerwałem z dziewczyną, choć niesamowicie raniły mnie jej łzy i spazmatyczne płacze. Nie mogłem być z nią już dłużej, bo to byłoby wobec niej niesprawiedliwe. Byłem szczery, ale widocznie ona wolałaby być okłamywana i żyć ze mną dłużej w nieświadomości. 
Andreas zachowywał się jak totalny wariat i nie tylko ja zauważyłem jak bardzo się zmienił. Trener Schuster patrzył na to kątem oka i obserwował go, a w końcu ta wyśmienita intuicja, która tak bardzo przydawała mu się przy wychowywaniu nas na prawdziwych sportowców, zadziałała i w tym przypadku.
Dokładnie widziałem, w którym momencie spojrzał na Laurę innym wzrokiem, marszcząc brwi. Domyślił się wszystkiego i byłem ciekaw co zrobi, by uchronić swojego najlepiej rokującego skoczka przed fatalnym zauroczeniem w sezonie olimpijskim.

***

Trener nie musiał robić nic. Andreas powiedział jej o zakładzie, gdy lecieliśmy do Norwegii, a ja — siedząc jak na szpilkach w fotelu — słuchałem jej krzyków, gdy odpychała go od siebie, budząc przy okazji wszystkich pasażerów.
To wtedy dotarło do mnie, że Laura z jakiegoś powodu była bardzo wrażliwą i nerwową osobą. Wyraz jej twarzy, gdy na niego patrzyła... Ten dziwny ton w jej głosie. Drżenie na całym ciele. 
Chciałem podejść i przytulić ją do siebie, ochronić przed Wellingerem i całym złym światem. Nie zrobiłem tego. Zabrakło mi odwagi, by na oczach wszystkich, w tym także kolegów i trenera, okazać, że zależało mi na niej w jakiś szczególny sposób.
Norwegia przywitała nas mrozem i zawieruchą tak wielką, że w końcu odwołano jedne z zawodów, co natychmiast postanowiliśmy wykorzystać — członkowie Team Germany nigdy się nie nudzili. 
Nie mogłem wiedzieć, że ten wieczór skończy się dla mnie bardzo źle. Pojechałem do klubu z nadzieją na spotkanie Laury i zbliżenie się do niej, a gdy w końcu ją zobaczyłem, to przepadłem całkowicie. Wyglądała pięknie — inaczej, choć wciąż pozostawała sobą. Zakochałem się, nieświadomie. Nie chciałem tego. Nie tak szybko... ale stało się.
Co skłoniło mnie, by pisać o tym Wankowi? Oczywiście, nie wyznałem mu uczuć, które mną targały, a tylko zwierzyłem się z faktu, że Laura w rzeczywistości była niezłą laską. Dlaczego to zrobiłem? Dlaczego nie pomyślałem, że tym samym skazałem się na niepowodzenie, bo ta wiadomość musiała przyciągnąć Wellingera.
Sprzątnął ją z parkietu, choć byłem już tak blisko. Wyciągałem nawet dłoń, by dotknąć jej pleców i się przywitać, bo szedłem za nią, gdy przeciskała się przez tłum. Wpadli na siebie, tak po prostu, jakby cholerny los robił sobie ze mnie wyjątkowo nieśmieszne żarty...
Widziałem jego wzrok... widziałem ją jego oczami. Nie miałem żadnych szans. Mogłem tylko zacisnąć pięści i wytrzymać ten cios, gdy wyprowadził ją z sali i zniknęli mi z oczu. 
Wiedziałem, że ją wykorzysta. Był jeszcze taki młody, głupi... To nie była dziewczyna odpowiednia dla jego eksperymentów. Nie powinien tknąć jej nawet palcem, a on zacisnął całą dłoń...
To ja zaalarmowałem Sabine i Wanka, jak ostatni tchórz. Ona chciała jej szukać natychmiast, on ją uspokajał, ale wyszło po mojej myśli. Znaleźliśmy ich w podziemiach. Byłem pewien, że do czegoś doszło. Perfidny gówniarz! Musiał położyć na niej te swoje brudne łapska... Czekałem tylko, by wreszcie się znudził, wszakże nigdy nie zajmował się jedną dziewczyną przez długi czas, szczególnie po przygodzie z Petrą.
Gdy pocałował Laurę na naszych oczach... miałem ochotę go uderzyć. Naprawdę, zdrowo walnąć w tą jego wymuskaną buźkę i powiedzieć, by przestał. Dlaczego to robił? Przecież do zabawy mógł mieć każdą, a on uczepił się akurat tej... mojej! Miał tyle chętnych panienek. Wybrał Laurę. Dupek!

***

On się w niej naprawdę zakochał — nie mogłem w to uwierzyć. Czy to był właśnie jeden z tych tragicznych żartów losu, który bawi się ludzkimi uczuciami i tworzy takie trójkąty, w których jeden z elementów jest na samym starcie skazany na eliminację?
Postanowiłem wtedy, że dam sobie spokój, jednak trwałem w tym postanowieniu jedynie przez chwilę. Podczas otwartego treningu coś mnie tknęło i zapłaciłem jednej z fanek, by opowiedziała Laurze o Andreasie. Wstyd mi z tego powodu, ale tak właśnie było. Znałem tę dziewczynę, była niezwykle aktywna w kibicowaniu naszej drużynie, i nie tylko... Wiedziałem, że jeździła na konkursy i śledziła nas bardzo często — musiała mieć coś na słodkiego Andiego. 
 Miała.
Nagadać tak, że uszy jej zwiędną? — spytała, przeliczając banknoty. Pokiwałem głową, bo dziewczyna była poinformowana. To była dobra inwestycja.
Nawet o masażystce? — dodała ciszej, nachylając się.
Zamknąłem jej dłoń wokół pieniędzy i ścisnąłem lekko, dając jej do zrozumienia, że dostała ich wystarczająco dużo, by być zadowolona. Zbliżyłem twarz do jej twarzy i szepnąłem:
Szczególnie o niej.

***

Odczekałem odpowiednio długo, by wreszcie móc poszukać Laury. Czy była załamana? Zdruzgotana? Być może na mój widok miała mi się rzucić w ramiona i wypłakać, a wtedy... Biedny Andi, nawet nie zdawał sobie sprawy, że ktoś mógł za jego plecami obalać ten mit idealności, który wokół niego wyrósł.
Poprawiałem opadające narty, idąc ścieżką obok skoczni i właśnie wtedy ją zobaczyłem. Przeskoczyła barierkę i upadła, a aparat potoczył się kilka metrów dalej, rozpadając na części. Rzuciłem wszystko i ruszyłem jej na ratunek, wcześniej jednak przesunąłem wzrokiem po trybunach w poszukiwaniu mojej jasnowłosej wspólniczki. Nie było jej, więc przed kim zwiewała Laura?
Pomogłem jej wstać, próbując brzmieć na rozbawionego, jednak kątem oka wciąż się rozglądałem. Może fanka gwizdnęła kasę i zniknęła, nic jej nie mówiąc? Nie byłbym zadowolony z takiego obrotu spraw...
Laura miała na głowie czapkę... dobrze znaną czapkę. Ten pomarańczowy kolor nagle stał się dla mnie najbrzydszą barwą świata i miałem ochotę zerwać ją z niej i cisnąć pod nogi, zadeptując z obrzydzeniem. Widział się z nią... a ja o tym nie wiedziałem. 
Nie udało mi się jej wybadać, więc sam przystąpiłem do ataku. Powiedziałem wprost, że Andreas w moich oczach był jeszcze gówniarzem. Specjalnie urywałem w połowie zdania, wprowadzając zamęt w jej myśli. Patrzyła na mnie tymi swoimi nieufnymi oczami i czułem się jak kompletny drań, ale nie mogłem przestać. Tak bardzo mnie zauroczyła... Chciałem tylko, by była moja.
W miarę jak słowa opuszczały moje usta, utwierdzałem się w przekonaniu, że tamta dziewczyna nic jej nie powiedziała. Jakie więc było moje zdziwienie, gdy Laura nagle wspomniała o Petrze. Zerwał się wtedy potworny wiatr i widziałem ją niewyraźnie przez tumany sypiącego gęsto śniegu — jej twarz wprost błagała o prawdę, a równocześnie o to, by była ona łaskawa. Ale nie mogła być... Doskonale pamiętałem Petrę i to, z jaką łatwością uwiodła Andreasa, zaledwie kilka dni po tym, jak dołączył do naszej kadry.
Chciałem jej wszystko opowiedzieć, a nawet streścić niektóre sceny. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki stanęły mi przed oczami fragmenty tamtych chwil. Mógłbym go oczernić, sprawić, że znienawidziłaby go już na zawsze. Mógłbym przecież ubarwić nieco swoją opowieść, a wtedy... cierpiałaby, ale wkrótce byłaby moja. Mógłbym wszystko, ale nie zrobiłem nic. Głos uwiązł mi w gardle i... odszedłem. Nie dałem rady opowiedzieć o takich rzeczach dziewczynie, na której coraz bardziej mi zależało. Nie byłem draniem.

***

Wellinger miał chyba niezłego czuja, bo ledwo co zdążyłem ochłonąć po ucieczce od Laury, on już mnie znalazł. Odpisywałem wtedy na wiadomość od mojej byłej — pytała czy nie chciałbym do niej  wrócić. Nie chciałem.
Musiał nas widzieć. Robił wyrzuty, a ja stałem z nim twarzą w twarz i hamowałem chęć wszczęcia bójki, zaciskając swędzącą dłoń na telefonie. Myślał, że kim był? Kimś lepszym? Złotym dzieckiem skoków, które tak naprawdę nic jeszcze nie osiągnęło? Myślał, że wszystko należało mu się z urzędu? Czy nie widział, że nie był pępkiem świata? Pieprzony egoista, chciał mieć wszystko dla siebie...
Okłamałem go i po prostu wyszedłem, zanim zdążyłbym zrobić coś, czego mogłem później żałować. Wiadomo, że za bijatykę wyleciałbym ja, a nie on... pupilek Schustera.

 ***

Usłyszałem jej krzyk nad ranem, gdy wszyscy spaliśmy na kuchennej podłodze po zepsuciu ogrzewania w hotelu. Wiedziałem już na pewno, że miała problemy i zerwałem się, by jej szukać, ale Severin powstrzymał mnie, zaciskając dłoń na moim ramieniu.
Nie sądziłem, że jesteś aż tak głupi! — szepnął z naciskiem, potrząsając mną mocno. — Po co pchasz się tam, gdzie cię nie chcą?
Zmierzyliśmy się spojrzeniem w tym mroku i wiedziałem, że powiedział to specjalnie, bym się wreszcie obudził. Miał rację. Byłem taki ślepy...
Nie mogę się powstrzymać, bo... — zacząłem, siadając na materacu, a sekundę później usiadł i on. — Ja chyba... ja się zakochałem.
Trącił mnie łokciem i wykrzywił twarz.
Tego mi akurat mówić nie musisz, bo ślepy nie jestem. Ani ja, ani wszyscy w ekipie. Ogarnij się i zapomnij — jego słowa uderzały we mnie głosem rozsądku. — Wellinger to straszna ciota, ale widocznie ta cała Laura wolała jego, a ty jako facet musisz to przełknąć bez mrugnięcia okiem. Nienawidzę takich durnych dramatów i jak widzę twoją mordę w tym momencie, to mam ochotę zwymiotować, stary! — zakończył, przewracając oczami.
Po tym przemówieniu postanowiłem wziąć się w garść. Nie było łatwo, bo ilekroć widziałem Laurę, odzywały się świeże rany i zapominałem, co miałem zrobić. Narastało we mnie to dziwne uczucie, które piekło i paliło... Zazdrość miała dziwny smak i nie pozwalała się zgasić tak łatwo.
To nie trener wpadł na pomysł, by zwolnić naszego najnowszego masażystę. Był to młody chłopak i od początku radził sobie średnio, więc wystarczył tylko drobny szept do trenerskiego ucha i koleś z marszu dostał wypowiedzenie. Przez kilka kolejnych dni Schuster miał nietęgą minę, bo nikt mu nie pasował, aż tu nagle pojawiłem się ja, po raz kolejny, i znów podpowiedziałem cicho, niczym sam diabeł.
Może Petra? Nie było lepszych od niej, trenerze.
Spojrzał na mnie z wdzięcznością i złapał za telefon, a ja w głębi ducha zaśmiałem się głośno i przebiegle. Biedny Andi... piekielna Petra była już w drodze, by go zniszczyć, a ja miałem mieć wreszcie otwarte pole manewru.

***

Schuster dobrze wiedział, co było powodem tego, że Andreas drżał przed Petrą jak sucha gałązka na wietrze — pomyślał więc o podwójnej korzyści jaka płynęła z jej przyjazdu... mieliśmy być wszyscy porządnie zrelaksowani przed najważniejszymi konkursami, a Andi miał wreszcie oderwać się nieco od Laury. Trener wyznawał zasadę, że małe rozładowanie emocji nie zaszkodzi, ale bez ingerencji w jakieś gorące uczucia. Widział co się święciło, i ja również. Petra miała odciągnąć jego uwagę od kiełkującej powoli miłości.
Miłość i impreza docelowa nie szły w parze, jeśli chodziło o skoki narciarskie. Niestety, tyczyło się to również i mnie... forma leciała w dół na łeb i szyję, a ja nie byłem w stanie myśleć o niczym innym, niż o tym, by Laura wreszcie mogła być tylko moja.

***

Szalałem ze złości, gdy dowiedziałem się, że zabrał ją gdzieś daleko, i to późną nocą! Jak mógł? Przecież wróciła Petra i miał biegać za nią jak piesek, a nie jeździć sobie na jakieś przejażdżki z Laurą. Co on kombinował? Jeśli zamierzał ją wykorzystać... 
Nie wrócili jeszcze, gdy poszedłem do trenerskiego pokoju i po raz kolejny postanowiłem zrobić coś, z czego nie mogłem być dumny. Wiedziałem, że gdziekolwiek pojechali, mieli zostać tam na całą noc. Wellinger nie przepuściłby takiej okazji, żeby... Nawet nie mogłem o tym myśleć!
Dawno już nie mieliśmy takiego porządnego treningu — zagadnąłem, gdy Schuster podniósł wzrok znad przeglądanych papierów. — Jutro ma być ładna pogoda, więc może...
Uniósł brwi, jak to miał w zwyczaju i zastanowił się przez chwilę.
Richardzie! Twoje zaangażowanie w drużynie imponuje mi już od pewnego czasu. To wspaniały pomysł, jutro trenujemy.
Pokiwałem głową, a na odchodnym dodałem jeszcze:
Może o świcie?
Przyklasnął w dłonie, zadowolony.
Takie treningi kocham najbardziej!

Do trzech razy sztuka, Wellinger...

***

Niestety, i tym razem mi się nie udało. Wrócili, a Wank ich krył. Jak mogłem się spodziewać, że będzie inaczej? Zdusiłem złość i trenowałem dwa razy intensywniej, niż powinienem. Każda kropla potu była odpowiednikiem łzy, bo prawdziwemu facetowi nie wypadało płakać.
Spędzili razem noc na jakimś odludziu, a on wyglądał na zadowolonego, więc pewnie miało mu się nie znudzić po jednym razie... Miałem ochotę go zabić. Przestraszyłem się własnych myśli i musiałem przerwać ćwiczenia. Popędziłem do łazienki, by w samotności włożyć głowę pod kran i trzymać ją tam tak długo, aż mi przeszło. 
Spojrzałem na swoje odbicie w lustrze i nie poznałem samego siebie. Co się ze mną działo? Nienawidziłem już jego, ale zaczynałem także nienawidzić Laury. Nie życzyłem im szczęścia, o nie! Skoro ja nie mogłem jej mieć, to nikt nie powinien...

***

Jak bardzo musiałem się hamować, gdy kilka chwil później wpadłem na nią w ośrodku, gdy robiła zdjęcia? Widok jej twarzy, dźwięk głosu, zapach włosów, gdy stała tak blisko... 
Zmieniła się, i to bardzo. To były takie małe rzeczy, ale mimo to widziałem, że nie była już tą samą dziewczyną, którą przedstawił nam trener na pamiętnej imprezie. Zmieniła się, a ja kochałem ją jeszcze bardziej. Jak to było możliwe? To spadło na mnie jak grom z jasnego nieba i rosło... Nie miałem pojęcia jak długo byłem w stanie z tym wytrzymać.
Tylko ostatnie pokłady silnej woli odciągnęły mnie od pocałowania jej, gdy wypowiedziała moje imię. Mogłem to zrobić tam, na korytarzu i nie żałować, ale nie zrobiłem. Byłem cholernym tchórzem! Bałem się Laury i jej reakcji. Miałem gdzieś Wellingera — mógłby mnie nawet zabić, a umarłbym szczęśliwy, bo wreszcie zrobiłbym coś, o czym marzyłem od tylu dni! 
Gdy się pożegnałem, ogarnęło mnie dziwne poczucie straty — dotarło do mnie, że to mogła być ostatnia okazja, by odwrócić bieg wydarzeń na swoją korzyść. Musiałem się zatrzymać i przez kilka minut tylko myślałem, analizując wszystko i zbierając się na odwagę... Wystarczyło tylko jeszcze raz do niej podejść, wziąć w ramiona i pocałować. Proste, wiele razy już tak robiłem — niestety, wtedy nie komplikowała wszystkiego cholerna miłość!
Nie wiem ile czasu zajęła mi ta walka z samym sobą, ale gdy wreszcie się odwróciłem, jej już nie było. Nogi niosły mnie same i wróciłem tam, a wtedy... zobaczyłem ich i jakaś mała część mojego skołatanego serca zgasła na zawsze. Obejmował ją, jakby tonął, a ona była jego jedynym ratunkiem. Całował tak, jak tylko potrafi facet, który naprawdę pragnie, a nie tylko pożąda. Wellinger dorósł, nawet nie wiadomo kiedy. Musiałem uciec, bo nie miałem już czego tam szukać...

***

Piłem, i to więcej, niż powinienem. 
Na bankiet poszedłem już wstawiony, a i tam sobie nie próżnowałem. To pomagało mi zapomnieć o tym, że widziałem jak on pożerał jej twarz, przyciskając ją do ściany. Oni się naprawdę kochali... Co ja chciałem zrobić? Co ja mogłem zrobić?! Byłem żałosny, skoro przez myśl mi przeszło, że mogła wybrać jego zamiast mnie.
A jednak, siedziała sama. Musiałem aż przetrzeć oczy i dotarło do mnie, że Wellinger, którego minąłem gdzieś po drodze, nie był wcale zadowolony. Czyżby... a może nie...
Podszedłem, choć resztki zdrowego rozsądku mówiły mi, bym uciekał jak najprędzej. Byłem cholernym masochistą i bolał mnie widok jej twarzy, ale usiadłem obok i postanowiłem korzystać z okazji.
Nie wiem jakim sposobem znaleźliśmy się na parkiecie, a wtedy świat zaczął wirować i widziałem jedynie jej włosy śmigające w powietrzu i czułem nasze złączone dłonie. To było wspaniałe i mógłbym tak tańczyć do końca świata, choć wcześniej prawie nigdy nie tańczyłem.
Chciał mnie bić, widziałem to w jego twarzy. Nie puściłem jej, by zbadać jak daleko mógł się posunąć, ale ten tchórz nie chciał publicznej kompromitacji. Oczywiście, taki szczeniak... co z tego, że wysoki? Dałbym mu radę, bo byłem w tamtym momencie tak nakręcony, że podołałbym każdemu. Wystarczyłby tylko jeden ruch, by mnie sprowokować... ale zanim to się stało, ona wyswobodziła dłoń z mojego uścisku i spojrzała na mnie tak, że po raz kolejny coś we mnie pękło. 
Chciała z nim odejść... Zrobiłem jej więc przysługę i wyszedłem sam, zanim zdążyłbym unieść się honorem i jednak zdzielić Wellingera po głowie za to, że śmiał w jej oczach wyglądać lepiej, niż ja.
Zalałem się później jak ostatnia świnia, przez co straciłem poczucie czasu i przestrzeni. Zacząłem trzeźwieć dopiero, gdy Severin wyprowadził mnie na zewnątrz. Paliliśmy papierosy.
Schuster nas zabije — wybełkotałem, wieszając się na ramieniu mojego przyjaciela. — Nie wolno przecież...
Pal, nie pierdol — usłyszałem tylko i znów urwał mi się film.

***

Chciałem wrócić do pokoju i spać. Czułem już tego nadchodzącego kaca, choć wciąż jeszcze byłem pijany. Nie mogłem trafić kluczem do zamka, a wtedy ktoś podszedł do mnie z boku, więc podniosłem wzrok... Tak, to była ona. Zapłakana. Uśmiechnąłem się, choć tylko z zaskoczenia.
Laura, co ty? — zdążyłem spytać, zanim przycisnęła się do mnie całym ciałem i pocałowała mnie mocno, jakby... jakby mnie też kochała.
 Byłem jak sparaliżowany, a jej gorący język wdarł się do moich ust i to było tak porażające uczucie, że zapomniałem o całym świecie. Objąłem ją i oparłem o drzwi, całując rozpaczliwie i w tym samym czasie walcząc z kluczem. Nie myślałem wtedy o niczym innym, niż o jej miękkim ciele i kuszącym zapachu. Nie była dla mnie już Laurą, ale chyba tylko przedmiotem walki między mną, a Wellingerem.
Rzuciłem się na nią jak jakieś zwierzę i za to winię alkohol, bo gdybym był wtedy trzeźwy, to nie tknąłbym jej palcem wiedząc, że jeszcze chwilę wcześniej mogła być z nim.
Pogrążony w świecie swoich uczuć i pragnień dążyłem do tego, żeby ją mieć, i tak się stało. Nie potrafię opisać tego, co działo się w mojej głowie. Ogarnęła mnie gorąca mgła i zniknęła dopiero wtedy, gdy zdyszany opadłem na Laurę, wtulając rozgorączkowaną twarz w jej włosy. Płakała...
Dlaczego? — pytałem, unosząc się na łokciach i wpatrując się w jej twarz. — Zrobiłem coś nie tak?
Byłem przerażony. Alkohol wyparował natychmiast i w jednej sekundzie dotarło do mnie, że jej wcześniejsze jęki nie były wyrazem przyjemności, ale... bólu.
Zatkało mnie... kompletnie. Nie mogła być wcześniej z Andreasem, bo nie była jeszcze z nikim! Przyszła do mnie, właśnie do mnie i pozwoliła bym zrobił jej to w taki sposób! Nawet nie zdążyliśmy się całkowicie rozebrać. Byłem potworem... 
Wyciągnąłem dłonie w jej stronę, ale ona już zrywała się na równe nogi i pędziła w stronę drzwi, zostawiając mnie samego w skotłowanej pościeli. W powietrzu wciąż unosił się jej zapach, a na białym prześcieradle widniała mała plama krwi, szydząc ze mnie i mojej słabości.

***

Byłem gotowy, gdy przyszedł. Czułem ulgę, a kolejne ciosy spadały na mnie ze wszystkich stron i sprawiały ból. To było jak oczyszczenie... Zrobiłem krzywdę dziewczynie, o którą chciałem walczyć. Musiałem cierpieć, bo ona też cierpiała. A to wszystko jego wina — pomyślałem, gdy wyglądający na szalonego Wellinger chwycił mnie za ramiona i popchnął, krzycząc, bym walczył jak równy z równym. Wtedy dopiero zacząłem się bronić...

***

Wiedziałem, że coś wisiało w powietrzu.
Od kilkunastu dni towarzyszyło mi złe przeczucie i umacniało się tylko, gdy siniaki na całym ciele zaczęły blednąć. Wróciliśmy do normalnego życia niezwykle szybko, choć czy można było nazwać tą egzystencję czymś normalnym?
Nie odzywałem się do Laury, bo zwyczajnie nie znajdowałem słów na to, by jakoś się przed nią usprawiedliwić. Dlaczego — pytałem w myślach za każdym razem, gdy ją widziałem — przyszłaś do mnie akurat wtedy? Dlaczego? Wszystko zniszczyłem. Powinienem trzymać się z daleka.
Tak też się stało. Nie miałem z nią żadnego kontaktu, a w naszej ekipie zapanowała nerwowa atmosfera. Igrzyska nadchodziły wielkimi krokami, choć przynajmniej dla mnie były one w tamtym momencie całkowicie obojętne. Nie mogłem przestać myśleć o tym, jak Laura płakała, zanim zostawiła mnie samego...

Miałem już nigdy jej nie przeprosić.

***

Widziałem Wellingera flirtującego z Petrą. 
Powinienem być zadowolony, ale nie byłem, bo wolałbym już, by wybaczył Laurze i żeby ona przestała chodzić ze spuszczoną głową i płakać po kątach. Tak było, Wank wszystko mi powiedział, choć Sabine traktowała mnie jak zwykłego drania.
Czułem, że z Laurą było coś nie tak — zgasł w jej twarzy ten blask, który towarzyszył jej odkąd zaczęła spotykać się z Andreasem. Od kilku dni wcale nie wychodziła z pokoju i tęskniłem już za jej widokiem. Parę razy nawet nosiłem się z zamiarem pójścia do niej, ale stchórzyłem. Ostatni raz był tego dnia, gdy mieliśmy zawody. Poczułem potrzebę tak wielką, że prawie już postanowiłem zostać w ośrodku i nie jechać pod skocznię. Przecież i tak nie mogłem skakać, bo Schuster wykluczył mnie ze składu...
Pojechałem jednak, odkładając wizytę w jej pokoju na później, na następny wieczór, na pieprzoną wieczność. Gdybym tylko wiedział...

***

Przedzierałem się przez tłum, a to bardzo złe uczucie, które towarzyszyło mi od samego rana, znów się nasiliło. Dopiero co wróciliśmy z zawodów, a ja chciałem iść do Laury i wreszcie ją przeprosić. Zbiegło się tylu ludzi... Musiało stać się coś okropnego.
Zobaczyłem, że leżała na bruku, ale tak naprawdę wyglądała jakby właśnie zasnęła... gdyby nie ta wąska strużka krwi spływająca z kącika jej ust. Poczułem okropną słabość w kolanach i ledwo zdołałem utrzymać swoje ciało w pionie. To była ona... 
Cofnąłem się pod wpływem szoku, jaki mnie ogarnął, wpadając na kogoś. Zamykałem oczy i oddychałem szybko, mówiąc sobie, że to tylko zły sen. Firanka w otwartym oknie łopotała na wietrze niczym upiorna zjawa, a dokładnie kilka metrów niżej leżała Laura, której szeroko rozłożone ramiona upodabniały ją do ptaka zastygłego w locie. 
Pamiętam doskonale, jak pomyślałem wtedy, że to okno wcale nie było tak wysoko, by zginąć, wypadając z niego, albo... skacząc. Chyba, że ktoś naprawdę chciał umrzeć...
Realność sytuacji dotarła do mnie dopiero wtedy, gdy kilka metrów ode mnie upadł Wellinger. Wymiotował i krzyczał na przemian, czołgając się po wilgotnym bruku. Nie wiem dlaczego, ale w tamtym momencie poczułem, że ta cała nienawiść do niego była tylko wymysłem mojej wyobraźni. Chciałem podejść i objąć go jak brata, bo widziałem, że nie miał sił, by samodzielnie stać.
Oglądałem to wszystko jakby spoza swojego ciała. To dziwne uczucie... Nie docierały do mnie głosy obcych ludzi, a wyłapywałem jedynie te znajome. Wank prosił Sabine, by nie patrzyła. Schuster błagał Andreasa, żeby nie utrudniał akcji ratunkowej, a pozostali po prostu przeklinali. Trwało to maleńką chwilę, później do mojej świadomości przedarł się jeden obcy głos i wielka pięść zacisnęła się na moich wnętrznościach, wyrywając je brutalnie i z wielkim okrucieństwem.
Samobójstwo. Czas zgonu osiemnasta pięćdziesiąt pięć.
 
***

To ja byłem tym, który ukląkł przy jej nieruchomym ciele i patrzył na twarz, wciąż tak bardzo znajomą, a jednak już obcą. Martwą. Laura nie żyła. Odepchnęli mnie i upadłem na chodnik, boleśnie tłukąc sobie łokcie. Szurałem butami po betonie, bo chciałem wstać, ale nie miałem na to siły. Zakryli ją czarnym workiem i zasunęli suwak, a ten dźwięk miałem zapamiętać na resztę życia. Zabrali ją. Zabrali. Nie żyła...
Dopiero wtedy — siedząc tam, wśród tłumu ludzi — poczułem wielką, wszechogarniającą pustkę. To takie uczucie, które sprawia, że grunt usuwa ci się spod nóg i masz wrażenie, że zaraz spadniesz w otchłań, ciemną, obcą i bez dna. 
Ktoś pomógł mi się podnieść, więc podziękowałem, ale nie pamiętam kto to był. Zacząłem się wycofywać, przeciskając się między ludźmi. Wzrok wciąż utkwiony miałem w ambulansie, gdzie zatrzasnęły się już drzwi. Kilka sekund później ruszył, znikając mi z oczu. Miałem już nigdy nie zobaczyć dziewczyny, którą kochałem.

***

Żałoba Sabine była najbardziej wstrząsającym obrazem jaki kiedykolwiek miałem okazję zobaczyć. Ona nie płakała na głos... ani nie zanosiła się szlochem. Krzyczała bezgłośnie, otwierając usta szeroko i zaciskając powieki. Dusiła się, walcząc o oddech i padała na ziemię, a Wank dźwigał ją wciąż od nowa, z wyrazem całkowitego przerażenia wymalowanym na twarzy. Była w kompletnym szoku. To oznaka najwyższego bólu, poczucia porażającej straty. Dalej jest już tylko śmierć... To samo czułem i ja.
Później ktoś zapytał mnie, czy widziałem Andreasa.
Nie widziałem...
Laura nie żyła.

Dopiero wieczorem powiedziano nam, że Wellinger także nie żył.
Licznik samochodu zatrzymał się na stu sześćdziesięciu. 
Nie miał żadnych szans... Nie chciał mieć.

***

Najgorszy był dzień pogrzebu. Sam nie wiem jak zdołałem przetrwać ten czas i nie zwariować. Widok dwóch trumien złożonych obok siebie i świadomość tego, że w środku leżały osoby, z którymi jeszcze niedawno prowadziłem cichy miłosny pojedynek sprawiała, że miałem ochotę zerwać się do biegu i uciekać, dopóki starczyłoby mi sił.
Setki ludzi przy trumnie Andreasa, a nad miejscem wiecznego spoczynku Laury tylko klęcząca Sabine... i Wank, który stał dziwnie rozdarty między nimi. 
Ja trzymałem się z dala od tłumu i nikt nawet nie zauważał mojej obecności. Serce mi się krajało, gdy patrzyłem jak blondynka głaskała zimne drewno białej trumny i mówiła nieprzerwanie, jakby Laura wciąż mogła ją słyszeć.
 Wtedy przyszła myśl, by również się zabić. Jak mogłem żyć, skoro ich już nie było, i to wszystko moja wina? Sumienie bolało, bo wiedziałem, że w wielkim stopniu zawiniłem ich śmierci, a przynajmniej przyczyniłem się do tego, że Laura weszła na ten przeklęty parapet i po prostu rzuciła się w dół...

***

Gdy było już po wszystkim, poszedłem przed siebie, zastanawiając się w jaki sposób mógłbym to zrobić. Wyzywałem się od tchórzów, bo za każdym razem wymyślałem sposób najmniej bolesny i najprostszy. Jak mogłem zrobić coś, co przebiłoby ich śmierć i odkupiło moje winy?
Nie mogłem wrócić do ośrodka, bo widok twarzy Sabine i Wanka przyprawiał mnie o mdłości. To było prawdziwe, czyste cierpienie, nie mówiąc już o rodzinie Wellingera. Taka bezsensowna śmierć, a to wszystko... z miłości.
Dotarłem wreszcie nad małe urwisko, przy którym lubiliśmy czasami siadywać, gdy Wellingera nie było jeszcze w kadrze. Trawa była wciąż mokra, gdy usiadłem na samym skraju, pozwalając, by chłodny wiatr owiewał mi twarz.
Przed oczami ujrzałem piękny widok — zachodziło słońce. Jego wielka tarcza chowała się za horyzontem, a wokół zapadała powoli ciemność. Małe, jasne chmury płynęły po niebie, a ja trząsłem się coraz bardziej, bo musiałem wreszcie coś zrobić.
Albo w tą stronę, albo w tamtą — szepnąłem, patrząc w dół, gdzie pod moimi stopami bieliły się ostre kamienie. — Wcale nie tak wysoko, by zginąć. No, chyba, że chce się umrzeć.
Napiąłem mięśnie ramion i już miałem rozpocząć ostateczną walkę z własnym instynktem samozachowawczym, gdy mignęło mi przed oczami żółte światło. Podniosłem głowę.
Ostatni promień zachodzącego słońca przedarł się przez chmury i ogrzał moją twarz, wlewając w duszę dziwne, ciepłe uczucie. Poczułem łzy pod powiekami i wydawało mi się, że słyszę głos Laury szepczący mi do ucha:
To nie była twoja wina.
Gwałtownie opadłem na plecy i przetoczyłem się na bok, prawie całując ziemię pod sobą. Nie chciałem umierać! Cholernie nie chciałem! Oddychałem jak po biegu, gdy wreszcie stanąłem na nogach i znów spojrzałem w niebo. Słońce zniknęło już, ale to krzepiące uczucie pozostało nadal — oni mi wybaczyli. 
Nie mogłem pozwolić, by moi bliscy cierpieli równie okropnie jak ich. Samobójstwo to nie rozwiązanie, trzeba żyć i stawiać czoła problemom, nie ważne jak wielkie są i straszne. 
Zawsze jest ktoś, kto by po nas płakał. 
Zawsze!
Uśmiechając się przez łzy, ruszyłem w drogę powrotną z wielkim postanowieniem zrobienia czegoś dobrego. Oni już nie żyli, bo tak wybrali, a ja wciąż tam byłem i miałem coś do zrobienia... 
Nie wiedziałem ile zostało mi dni, nikt tego nie wie. Dlatego postanowiłem żyć, naprawdę żyć i się nie poddawać. Byłem człowiekiem i byłem słaby, ale miałem wielkie serce i wolę, by zrobić coś, czym mogłem ukoić choć trochę smutek swój i całej drużyny.
Poczułem wielką i czystą radość, gdy kilka tygodni później przyszedłem na cmentarz i złożyłem po jednym złotym krążku na obu grobach. 
— To wszystko przez was — szepnąłem, dotykając zimnego marmuru. — To wszystko dla was.

2 komentarze:

  1. Mimo wszystko Team Richard do końca <3
    Nic nie poradzę na to, że serduszko mi się kraja, gdy czytam o Rysiowych uczuciach, o jego nieodwzajemnionej miłości, o walce z góry skazanej na porażkę, o smutku, cierpieniu, wyrzutach sumienia.
    Miłość odbiera rozum. Miłość, zazdrość. I on się w tym wszystkim pogubił, pozwolił zaślepić się tym wszystkich negatywnym emocjom.
    Większość pewnie uważa, że to przez niego doszło do takiej tragedii, ale prawdą jest, że wszyscy do tego doprowadzili, wszyscy są tak samo winni.
    Boże, Rysiu ;____;

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem, co mam powiedzieć. To było świetne. Tu nie ma jednego winnego, każdy trochę zawinił, jednak najbardziej szkoda mi Ryśka. Nieodwzajemniona miłość boli najbardziej, a on się w tym wszystkim pogubił.

    OdpowiedzUsuń