poniedziałek, 24 lutego 2014

Dziewiętnasty


LAURA
*******

Poczułam po raz kolejny — to napięcie, gdy wiesz, że jesteś w niebezpieczeństwie. Spięłam się cała, a na czoło wystąpił mi zimny pot. On znów do mnie celował, wiedziałam o tym dobrze! Gdzieś tam w ciemności błysnął pistolet i szczęknął zwalniany mechanizm, a niepowstrzymana kula miała zaraz ruszyć w moim kierunku, by zamienić ciało w krwawą masę. Wciąż jeszcze się nie pokazał, ale wiedziałam, że to nastąpi...
Najpierw dostrzegłam zarys sylwetki — wysokiej, mocnej — a później ukazał mi się w całej postaci, zakrwawiony i mroczny, śmiejąc się ze mnie głośno.
Powinnaś umrzeć! — zawołał donośnie, po czym zdecydowanie wycelował mi w czoło i nacisnął spust. — Giń!
Wygięłam się w konwulsji, gdy porażający ból wstrząsnął moją czaszką, a nieludzki pisk, który zranił mi uszy, wydałam z własnego gardła. Nie mogłam się ruszyć, a chciałam uciekać! Zawsze uciekałam, brocząc krwią i biegnąc na oślep, bo przecież nie miałam już głowy...
Spokojnie — szepnął ten sam głos drżący z napięcia. — Jestem tu, wróć do mnie.
Otworzyłam oczy, gwałtownie budząc się z kolejnego koszmaru. Wciąż jeszcze czułam strach, a wzmocniony tym uczuciem wzrok stał się na tyle wyraźny, bym w ciemności mogła dojrzeć zdziwienie na twarzy Andreasa.
Wciąż byłam zdezorientowana, gdy podniosłam się ostrożnie, wyswobadzając z jego ramion. To był dla mnie szok, kompletny szok, bo tym razem coś się w moim śnie zmieniło...
Gapili się na mnie — ludzie siedzący na materacach patrzyli w naszą stronę, niektórzy tylko uprzejmie zainteresowani, a inni wręcz zniesmaczeni. Musiałam krzyczeć, i to głośno.
Nie ma się co ekscytować, miała tylko zły sen — zawołał Andreas i byłam mu niezmiernie wdzięczna, bo sama bym się na to nie zdobyła. — Na co się pani gapi?
Przygarnął mnie do siebie, wtulając moją głowę we własne ramię i kiwając się rytmicznie. Trzęsłam się okropnie, ale chyba mu to nie przeszkadzało. Oddychał znacznie wolniej ode mnie, uspokajająco. Byłam ciekawa czy czuł, jak mocno biło mi serce.
Wiedziałam, że zmoczę mu kurtkę i będę wyglądać beznadziejnie, ale nie powstrzymało to nieznośnych łez, które spłynęły mi po policzkach. Podciągnęłam nosem, dotykając wargami jego szyi.
Dziękuję — wydukałam, jeszcze mocniej się przytulając. — Przepraszam, że narobiłam ci wstydu.
Poczucie bezpieczeństwa to najlepsze uczucie na świecie, musiałam to przyznać. Mogłam się schować w jego ramionach i ukryć twarz przed wszystkimi, a to było mi tak bardzo potrzebne!
Nie masz za co przepraszać, ale myślę, że musisz mi wyjaśnić co to było... — odpowiedział cicho, dotykając mojego mojego policzka. — Zawsze tak wrzeszczysz po nocach?
Jego głos był spokojny i wiedziałam, że chciał mnie uspokoić, choć sam był porządnie wytrącony z równowagi. Doskonale pamiętałam jaką minę miała Sabine, gdy po raz pierwszy zasnęłam w jej towarzystwie.
Podobno sny odzwierciedlają nasze prymitywne strachy, choć nie jesteśmy w stanie tego odkryć, bo umysł specjalnie je szyfruje. Co więc miało oznaczać to, że w tym śnie trup, który zawsze był moim ojcem, przybrał postać Andreasa?

***
Bardzo się pilnowałam, by tym razem nie zasnąć. Położyliśmy się na materacu, a Andreas niemal natychmiast zaczął cicho pochrapywać, co znacznie poprawiło mi humor — we śnie wydawał się mniej idealny, niż zazwyczaj. Obserwowałam jego twarz w przytłumionym świetle, które wpadało do środka przez małe okienko. Nieświadomość łagodziła jego rysy i wyglądał jak mały chłopczyk, który zasnął przy zabawie. Przykładałam usta do jego warg i kradłam mu pocałunki, na co reagował jedynie pomrukami i w dalszym ciągu spał. Biło od niego niezwykłe ciepło i czułam się tak beztrosko po prostu leżąc obok. To była miła odmiana po ostatnich wydarzeniach, które napędzały naszą znajomość i kto wie, co by się działo, gdyby Sabine nie wróciła do pokoju przez całą noc...
Takie to właśnie myśli towarzyszyły mi, gdy mocno się do niego przycisnęłam i mimo wszystko zapadłam w kolejny sen, tym razem, na szczęście, nie śniąc o niczym konkretnym.

***

No tylko popatrz jak słodko sobie śpią, dzieciątka nasze — zaszczebiotał jakiś głos w mojej głowie, więc drgnęłam, ale rozkoszne ciepło, które czułam nie pozwoliło mi na przebudzenie. — Wyglądają jak bezdomni Jaś i Małgosia.
Ktoś parsknął śmiechem, a ja poczułam na ciele zimno, jakby ściągnięto ze mnie ciepły koc, i prawdopodobnie tak było. Uchyliłam powiekę. Andreas oddychał głęboko, śpiąc w najlepsze, kompletnie nieświadomy.
Słodko to ich trener przywita, jeśli zobaczy, że śpią razem — stwierdził Wank, bo doskonale rozpoznałam ten ironiczny głos.
Uniosłam głowę, wciąż patrząc na śpiącego obok Andreasa, bo nie mogłam uwierzyć, że znów zasnęłam w jego obecności. Jak mogłam to zrobić?! Gdybym po raz kolejny popisała się takim występem jak wcześniej, to na pewno nie chciałby mieć ze mną do czynienia.
Odwróciłam się. Sabine z Wankiem stali przy materacu, obserwując nas, kompletnie ubrani i wyglądający świeżo, a nawet promiennie. Dopiero wtedy poczułam, że puchowa kurtka, w której spałam, nie była mi już potrzebna, bo temperatura panująca w pomieszczeniu była dodatnia.
Już rano? — spytałam głupio.
Oszołomienie wydarzeniami ostatnich godzin nie pozwalało mi jasno myśleć. Wszystko kręciło się wokół Andreasa i nie miałam pojęcia jak wstanę z tego prowizorycznego łóżka i będę funkcjonować. Nie chciałam się z nim rozstawać nawet na minutę!
Popatrz na nią — rzuciła Sabine, ściskając dużą dłoń Wanka. — Wygląda jakby ktoś ją wyjął z bębna pralki po wirowaniu. Mówiłam, że macie być spokojni — dodała karcąco, wygrażając mi palcem.
Zwęziłam oczy, bo znów zaczynała swoją porcję żarcików, a nie lubiłam, gdy ktoś się ze mnie naśmiewał, szczególnie zaś ona, i to w towarzystwie Andiego, który w każdej chwili mógł się obudzić.
Wstawaj, księżniczko! — szepnął Wank, drapiąc go za uchem.
Andreas drgnął nerwowo, otwierając zapuchnięte od mocnego snu oczy. Uniósł brwi, patrząc ze złością na szczerzącego się Wanka, później na Sabine, a na końcu na mnie i dopiero wtedy uśmiechnął się lekko, sięgając po moją dłoń.
Ale noc, prawda? — spytał, a błysk w jego oku powiedział mi, że mamy sobie wiele do wyjaśnienia na osobności.
Zbadałam reakcję Sabine, jednak wydawało mi się, że była zbyt daleko, by słyszeć mój nocny krzyk, a może nawet nie było jej wtedy w tym pomieszczeniu — Wank mógł ją skutecznie rozgrzać nawet w chłodni...
Jaki mamy plan? — spytał Andreas, podnosząc się na nogi.
Wciąż trzymał moją dłoń, więc niechętnie musiałam wstać. Zakręciło mi się w głowie, a pusty żołądek dał znać o sobie głośnym burczeniem. Miałam nadzieję, że znajdziemy czas na kąpiel i jakieś śniadanie. Chciałam też ocenić sytuację na zewnątrz, choć półmrok panujący w kuchni utwierdził mnie w przekonaniu, że zaspy sięgały okien.
Plan żaden, pakujemy manatki i czekamy na powrót trenera.
Wank kiwnął nam głową i skierował się do wyjścia, a wraz z nim Sabine, która mrugnęła do mnie porozumiewawczo. Nie miałam pojęcia o co jej chodziło, więc chciałam do niej zawołać, ale w tym samym momencie zostałam zgnieciona w niedźwiedzim uścisku.
Wyspałaś się? — spytał Andreas, gdy moje stopy dotknęły podłogi. Odzyskałam też oddech. Entuzjazm i radość, które malowały się na jego twarzy wynagrodziły mi ból pleców i kości.
Mogę skłamać? — zaśmiałam się, przytulając policzek do jego piersi.
Tylko dwa razy — stwierdził.
Wyspałam się i było mi wygodnie — odparłam, spoglądając mu w oczy.
Był wciąż zaspany, ale musiał wyglądać o wiele lepiej niż ja. Zawstydziłam się i chciałam odwrócić twarz, by nie musiał patrzeć na mnie w takim stanie, ale w jego wzroku zobaczyłam iskierkę, która podpowiedziała mi, że podobałam mu się nawet taka — rozczochrana i spłakana. Nie sposób opisać uczucia, które mnie w tamtym momencie ogarnęło.
Niegrzeczna — prychnął, ciągnąc mnie za włosy. — Powinienem się obrazić.
Wzdrygnęłam się i już miałam zapewniać go, że to był tylko żart, ale on wtedy skradł mi buziaka, ciągnąc mnie do wyjścia.
Masz rację — powiedział, otwierając drzwi. — Było cholernie niewygodnie, ale cieszę się, że mogłem spędzić tą noc przy tobie.
Nie widział moich wielkich oczu po kolejnym wyznaniu, które trafiło mnie prosto w serce — może to i dobrze? Wciąż nie odpowiedziałam mu na te najpiękniejsze słowa, którymi obdarzył mnie w nocy, choć chciałam. Tak bardzo chciałam, ale nie wiedziałam jak!
Dziękowałam szalonej Norwegii za burzę śnieżną, niskie balkony i atmosferę, która sprzyjała miłości. Wciąż jednak ciążyło mi to, że musiałam jakoś wytłumaczyć Andreasowi moje koszmary, a nie miałam zamiaru wyznawać mu prawdy. Kto chciałby dziewczynę z taką przeszłością?

***
Wszystko poszło jak po maśle — trener wrócił cały i zdrowy, a wieczorem siedzieliśmy już na pokładzie samolotu, udając, że nic konkretnego się nie stało. Opierałam głowę o szybę, spoglądając na ciemny bezkres pod nami, a Sabine drapała mnie po ręce swoimi długimi paznokciami, co musiałam znosić cierpliwie, bo wiedziałam, że brakowało jej Wanka. Posyłała mu długie spojrzenia, gdy myślała, że nikt nie patrzy, ale ja widziałam i byłam z nią zgodna, bo czułam to samo.
Potrzeba bliskości mimo wszystko — to była dla mnie nowość. Tylko jego obecność zapewniała mi bezpieczeństwo, tylko jego ramiona dawały spokój. Choć był tak blisko, zaledwie rząd miejsc dalej, czułam pustkę, która aż ściskała mi wnętrzności.
Nie miałam pojęcia jak to wszystko się dalej potoczy, gdy wrócimy do kraju, gdzie skoczków będą czekały ostre treningi, a nas ciężka praca przy dokumentowaniu wszystkiego. Nie chciałam o tym myśleć.
Wychyliłam się delikatnie, by spojrzeć w jego stronę — Andreas rozmawiał o czymś z trenerem, który zasiadł obok, gestykulując żywo i tłumacząc językiem techniki, jaki nie był mi znany. Gdy pochwycił wreszcie mój wzrok, mrugnął szybko, unosząc w górę kącik ust, co było najbardziej seksownym gestem jaki widziałam w jego wykonaniu. No, może prawie najbardziej...
Aż się zapowietrzyłam, opadając na fotel, a moja klatka piersiowa unosiła się szybko i opadała, bo napędzany hormonami umysł zaczął pracować na zwiększonych obrotach.
Mam nadzieję, że jeszcze nie dopuściłaś go do miodu, hę? — spytała Sabine, burząc ten piękny moment tak prostackim pytaniem. Obrzuciłam ją karcącym spojrzeniem, potrząsając głową z niedowierzaniem — i to ona była w naszej parze tą dorosłą i poważną kobietą! 
— Miś nie dostał się jeszcze do beczki, co nie znaczy, że ktoś nie dał mu polizać łyżeczki — wypaliłam, rymując nieudolnie, ale osiągnęłam pożądany efekt. Sabine zaniemówiła na całe piętnaście sekund, a ja w spokoju obróciłam głowę z powrotem do szyby i uśmiechnęłam się pod nosem. Niech pilnuje własnego miodu, przyzwoitka jedna!

***
Kolejne dni to było istne szaleństwo — wstawałyśmy wczesnym rankiem, dźwigałyśmy sprzęt w różne miejsca, by wracać o zmroku, a później przerabiałyśmy lepsze fotki w programie graficznym i dorzucałyśmy do folderów, które zaczynały pękać w szwach.
Opanowałam wszystko i radziłam sobie z fotografią coraz lepiej, znajdując w tych czynnościach dużo radości, choć zmęczenie dawało o sobie znać. Nie bez objawów przychodziła także tęsknota za Andreasem.
Widywałam go codziennie — wymieniliśmy milion przeciągłych, dużo mówiących spojrzeń, których nie zauważał trener, ale na tym się kończyło. Robiłam mu zdjęcia, nawet z bliska, a on nie dał po sobie poznać, że traktuje mnie jakoś specjalnie. Był dobrym aktorem, musiałam mu to przyznać. Nabrali się nawet koledzy z drużyny, oczywiście oprócz Wanka, którzy trącali go łokciami, wskazując na mnie i pytając. Wzruszał ramionami i uśmiechał się zagadkowo, a mnie za każdym razem rosło serce, bo mieliśmy taki ekscytujący sekret.
Gdy minął tydzień bez choćby dotknięcia dłoni, zaczęłam odczuwać dziwne reakcje własnego ciała — szybciej się irytowałam i wpadałam w złość. Sabine wolała nie wchodzić mi w drogę, choć wcześniej to ja bałam się jej, jak starszej siostry.
Zagryzałam wargi i zaciskałam palce na aparacie robiąc zbliżenia, gdy Andreas pozował w specjalnym kostiumie, który był wymagany na potrzeby jakiejś kampanii. Byłam na skraju psychicznego wyczerpania patrząc, jak elastyczny materiał ściśle przylegał mu do ciała i uwidaczniał wspaniałą sylwetkę. Stałam się wrażliwą artystką i poruszało mnie piękno, a tak przynajmniej tłumaczyłam sobie to zwykłe ślinienie się na jego widok.
Jak bardzo zmieniła się moja sytuacja odkąd robiłam swoją pierwszą, tak bardzo nieudolną, sesję... Wtedy był dla mnie jedynie nieosiągalnym obiektem westchnień umysłu, który przebudził się do życia po tylu latach trwania w zamroczeniu. Czas szybko płynął, a ja uświadomiłam sobie, że marzenia się spełniają, a życie może odwrócić się do góry nogami w zaledwie kilka chwil.
Musiałam przymknąć powieki, gdy Andreas opuścił salę, a jego miejsce zajął Wank. Tak, dokładnie w takim samym kostiumie. Wyszczerzył się do mnie i zrobił bardzo niecenzuralny ruch biodrami, a ja oczywiście spłonęłam rumieńcem.
Mam cię uspokoić? — rzuciła Sabine, obserwując go z kanapy, na której dopijała właśnie popołudniową kawę. — Jeden napalony facet w zupełności wystarczy, nie napastuj jej jeszcze i ty.
Parsknęłam śmiechem, gdy obrócił się, udając obrażonego, a później tęsknie spojrzałam w kierunku drzwi, za którymi zniknął Andi. Ahhh, gdzie to napastowanie? — pomyślałam. — Nie miałabym nic przeciwko małemu atakowi na moją osobę...
Nie wrócił już, a ja chwilowo zajęłam myśli katalogowaniem naszych prac. Podnosiłam głowę od czasu do czasu, obserwując jak Sabine fotografowała Richarda. Nie prezentował się w kostiumie tak imponująco jak wysocy koledzy, ale i tak pozostawał najsłodszym z całej ekipy.
Zawstydzał się bardzo, gdy Sabine ustawiała go, rzucając niesmacznymi aluzjami na prawo i lewo, czym wprowadzała Wanka w stan białej gorączki. Byli tacy śmieszni — kto by pomyślał, że w ich wieku można było się tak zachowywać, a jednak!
Patrząc na nich — roześmianych i szczęśliwych, zdrowych i radosnych — cieszyłam się niezmiernie, że na nich trafiłam. Wolałam nie myśleć co by się ze mną stało, gdyby nie Sabine...
Myśli o samobójstwie prawie już mnie nie nawiedzały. Doszłam do wniosku, że ten ciemny demon, którym zwykłam nazywać smutek, zniknął na dobre i miałam nadzieję, że nie powróci. Nigdy.
Żyłam i czerpałam z tego radość, a wiele pozostawało wciąż przede mną — przyszłość, która na mnie czekała, mogła wynagrodzić mi brak dzieciństwa i pewne opóźnienie z wejściem w dorosłe życie. Przyszłość zaczynała się z każdym krokiem, oddechem i uderzeniem serca, a wszystko to robiłam dla niego. Andreas był moim życiem i to on dawał mi siłę, bym odepchnęła ciemność z dala od siebie.

***
Była już późna noc, gdy skończyłyśmy obróbkę zleconych zdjęć i Sabine wysłała je, oddychając z ulgą. Wzięła kąpiel migiem i spała już głęboko, gdy ja dopiero wybierałam się pod prysznic.
Przemknęłam korytarzem budynku, w którym mogłyśmy przenocować — wciąż nie było czasu, by wracać do domu, bo codzienne dojazdy trwałyby zbyt długo, a w dodatku te wieczne korki...
Brakowało mi tego uroczego mieszkanka i spokoju, jakie dawały cztery ściany i własne łóżko. No i łazienka... Była duża i wspólna na całe piętro, co wcale mi nie przeszkadzało, bo przywykłam do takich podczas mieszkania w ośrodku.
Wszystkie prysznice były puste, normalni ludzie już dawno spali, a wokół panowała kompletna cisza. Próbowałam nie narobić zbędnego hałasu i uwinąć się możliwie jak najszybciej.
Gorąca woda koiła nerwy i zmywała stres całego dnia, a ja czułam się coraz lepiej. Miałam nawet ochotę śpiewać, choć nie był to odpowiedni moment, więc nuciłam tylko, myjąc włosy.
Rozgrzana i pachnąca wyskoczyłam z kabiny, owinięta puszystym ręcznikiem. Mało brakowało bym wywinęła orła na śliskich kafelkach, gdy tuż za rogiem ujrzałam... Andreasa!
Powiem więcej — nie miał na sobie więcej, niż ja sama, czyli jedynie ręcznik, który przewiązał nisko na biodrach. Nie mogłam oderwać wzroku od jego ciała. Tyle nagiej, męskiej skóry widziałam z bliska po raz pierwszy w życiu... 
— Co za niespodzianka — zawołał, uśmiechając się szeroko. Podszedł bliżej, całkowicie świadomy tego, że prawie dostałam zawału na jego widok. Prześlizgnął wzrokiem po mojej twarzy, mokrych włosach, które opadały mi do pasa, i z powrotem.
— Niespodzianka... — powtórzyłam głucho, bo tylko na tyle było mnie stać. Po głowie kołatały mi się różne myśli, głównie skupiały się wokół trzech słów: on jest nagi!
— No dobrze, przyszedłem tu specjalnie, żeby cię spotkać — wyjaśnił, myśląc, że sama zgadłam. —  Godzinę stałem pod prysznicem, aż w końcu się zjawiłaś. Mam palce jak topielec, zobacz — wyciągnął w moją stronę dłonie, a ja mogłam jedynie liczyć w myślach jego mięśnie.
Miło cię widzieć tak... bez koszulki — wydukałam, mentalnie bijąc się po głowie już w momencie, gdy te słowa opuszczały moje usta.
Nie mam też reszty ubrań, jeśli mamy być szczerzy — rzucił beztrosko, wprawiając mnie w niesamowite zażenowanie. Nie umiałam bawić się we flirtowanie, a szczególnie nie z nim, i to po tygodniu rozłąki.
Zawstydzasz mnie — szepnęłam, spuszczając wzrok, ale natychmiast musiałam z powrotem go unieść, bo tam na dole bielił się tylko ręcznik, a to było za dużo wrażeń jak dla mnie.
Uśmiechnął się szeroko robiąc krok w moją stronę. Zaczęłam się cofać, szukając dłonią oparcia.
Kochanie — nie umknęło mojej uwagi, jak pieszczotliwie zabrzmiało w jego ustach to słowo. — Mogę cię zawstydzić bardziej, jeśli chcesz.
Dobrze się bawił, widziałam to w jego oczach i łobuzerskim uśmiechu. Igrał sobie ze mną i wiedział, że ma przewagę. Brak ubrań wystarczająco mącił mi w głowie.
Wpadłam na umywalkę i zaczęłam nerwowo chichotać, gdy zbliżył się tyle, że odczułam jego bliskość każdym centymetrem skóry. Oparł obie dłonie na ścianie, więżąc mnie między swoimi ramionami. Nie wyrabiałam z normalnym oddychaniem. Nachylił się niżej, by spojrzeć mi w oczy.
Nie ruszaj się, bo ręcznik spadnie — ostrzegł, na co zareagowałam cichym piskiem. Dokładnie wiedział co robić, bym czuła się wytrącona z równowagi i gorąca jak piec!
Muszę już iść — szepnęłam, kładąc zimne dłonie na jego barkach.
Chciałam go odsunąć, bo w każdym momencie mogliśmy zostać nakryci, ale uczucie, jakie wywołał dotyk moich palców na jego rozgrzanej skórze sprawiło, że pozostały tam na dłużej. Przesuwałam opuszkami po gładkiej warstwie, wystających kościach i zarysowanych mięśniach. Szczególnie zafascynowały mnie wypukłe żyły na jego przedramionach — to było coś całkowicie męskiego, przyrównałam je do własnej skóry, bladej i nieskazitelnej.
Nie pozostał dłużny i też mnie dotykał, ostrożnie i bez nacisku. Miał duże dłonie, o wiele większe od moich. To też mi się podobało — imponowała mi ta siła i wcale się jej nie obawiałam. Byłam przy nim całkowicie bezpieczna, mogłam nawet zamknąć oczy, a wiedziałam, że nie zrobiłby nic, czego bym nie chciała.
Ten tydzień to było piekło — wyznał, ocierając się policzkiem o mój, co powitałam cichym westchnieniem. — Nawet nie wiesz co czułem...
Wiem! — wpadłam mu w słowo, zaciskając dłonie na jego skórze. — Doskonale wiem, bo czuję to samo i nie wiem już co ze sobą zrobić.
Stanęłam na palcach, by zarzucić mu dłonie na kark i mocno go przytulić. Objął mnie, zaskoczony. To było odważne wyznanie z mojej strony, tak samo jak pozwolenie sobie na taką bliskość...
Zaczęłam szybko oddychać, gdy pożądanie wybuchło we mnie niczym bomba — wsunęłam palce w jego mokre jeszcze włosy i pocałowałam go gwałtownie, walcząc z bólem stóp. Nie musiałam długo czekać, by odpowiedział. Objął moje pośladki dłońmi i przycisnął mnie do siebie tak mocno, jakby całkowicie się zapomniał. Oboje straciliśmy kontrolę, tamy wstrzymywanego napięcia właśnie się przerwały...
Oszaleję — westchnął, stawiając mnie z powrotem na posadzce. — Nie wytrzymam już dłużej...
Chwyciłam ręcznik, który zaczął się rozluźniać i okryłam się szczelniej, choć szczerze mówiąc byłam już w takim miejscu, że lada chwila mogłam go z siebie zrzucić.
Andreas — powiedziałam, ściskając i mnąc materiał między palcami. Nie myślałam jasno. Widziałam go jak przez mgłę.
Co? — spytał zdyszany, a w jego głosie była ta desperacja, którą tak uwielbiałam. — Co?!
Dotykaj mnie...
Zdziwienie na jego twarzy było kolejnym moim małym zwycięstwem. Poczułam się niezwykle kobieco, gdy głośno przełknął ślinę i schrypniętym głosem spytał:
Gdzie?
Nie zwlekałam z odpowiedzią, bo wpatrywał się we mnie z napięciem widocznym w pociemniałych oczach.
Wszędzie.
Tak, odważyłam się wyrazić swoje największe pragnienie. Nie byłam z kamienia, a on obudził we mnie to wszystko, więc musiał mi to jakoś wynagrodzić! Zaskoczony uśmiech, który ozdobił jego twarz, złapał mnie za serce — oczy błysnęły mu, gdy zamrugał kilka razy, nie dowierzając.
Jesteś pewna? — spytał, choć już kładł mi dłonie na ramionach. Wyglądał jak dziecko zabierające się za otwieranie prezentu, gdy zawinął palce pod krawędź ręcznika, co sprawiło, że miałam ochotę zamknąć oczy i po prostu oddać się w jego ręce.
Gadaniem nie działasz na swoją korzyść — wymamrotałam, delikatnie wbijając paznokcie w jego skórę, by zmusić go do działania.
Nie poznawałam samej siebie, ani własnego głosu. To nie byłam ja, tylko jakaś inna dziewczyna w moim ciele, choć musiałam przyznać, że lubiłam ją zdecydowanie bardziej, bo pozwalała sobie czasami na odrobinę szaleństwa.
Śniłem o takiej chwili po nocach! — ogłosił uradowany, całując mnie mocno.
Nie przyszło nam do głowy, że obłapialiśmy się pół nadzy w ogólnodostępnej łazience, gdzie w każdej chwili mógł ktoś zajrzeć i nas nakryć. Nie to było nam w głowie — wzajemne odkrywanie kolejnych rejonów własnych ciał przesłoniło nam rozum, jednak zanim zdążyło dojść do jakiegokolwiek większego odkrycia, rozległ się donośny szczęk otwieranych drzwi i już kilka sekund później chowaliśmy się za prysznicową zasłonką, wstrzymując oddechy.
Pod prysznic, tak? — szepnęłam, odwracając głowę.
Andreas stał za mną, zaglądając mi przez ramię, ale mlecznobiała zasłona skutecznie maskowała widok.
To gdzie niby mieliśmy uciec? — obruszył się, szczypiąc mnie w bok. — Miałaś lepszy pomysł, gdy pierwsza się tu wpychałaś?
Nie — przyznałam mu rację, choć niechętnie.
Cofnęłam się do tyłu, bo prawie wypychał mnie z kabiny. Wciągnął powietrze przez zęby, gdy na niego wpadłam.
Nie rób tak — stęknął, a ja uśmiechnęłam się mimowolnie na widok jego zbolałej miny. Wiedziałam jak działa na niego moje ciało i wspaniale się z tym czułam.
Co jeśli ten ktoś tu zajrzy? — spytałam, ocierając się o niego kolejny raz. Odsunął mnie na odległość ramion i znów prawie wypadłam na zewnątrz.
Litości, dziewczyno! Bo zrobię ci krzywdę.
Miałam ubaw z jego min, choć sama także cierpiałam. Moją uwagę przykuły ciche kroki — połączenie stąpania i mlaskania podeszwy w kontakcie z mokrą podłogą. Rozległo się wesołe gwizdanie, a za moimi plecami Andi prawie zakrztusił się śliną.
To Schuster! — jęknął i przycisnął mnie do płytek na ścianie, ignorując wszelkie reakcje ciała. — Cicho!
Wpatrywaliśmy się w siebie z napięciem i nie miało ono nic wspólnego ze wcześniejszym pożądaniem — mogliśmy wpaść w niezłe tarapaty! Prawie nadzy pod jednym prysznicem!
Jest tu kto? — zawołał trener, jakby grał w niskobudżetowym horrorze. — Halo?!
Myślałam gorączkowo nad naszą sytuacją, gdy nagle spadł na mnie strumień lodowatej wody. Andreas odkręcił kurek — niestety — najwyraźniej nie ten, co trzeba.
Przylgnęłam do niego, walcząc o oddech i bijąc pięściami w jego ramiona, bo ta woda była tak zimna, że zobaczyłam przed oczami gwiazdki. Pierś do piersi, biodra do bioder i staliśmy tak, drżąc jak opętani, całkowicie wyzbyci jakiejkolwiek żądzy oprócz tej, by poskromić dziki śmiech, który nas wtedy opanował.
Jesteśmy w dupie — stwierdził Andi filozoficznie, szybko zmieniając wodę na ciepłą i obejmując mnie znów.
Szczękałam zębami, przytrzymując ręcznik przy skórze, bo szybko nasiąkał wodą i robił się ciężki. Powoli przestawałam się trząść.
Dlaczego? — spytałam szeptem, nasłuchując krzątaniny trenera. Gwizdał wciąż głośno i wesoło.
Rozważyłaś już może jak wrócimy do swoich pokoi w takim stanie? — rzucił cicho, zaciskając dłoń na moim ręczniku, który był całkowicie przemoczony.
Uniosłam brwi i otworzyłam szeroko usta, wpatrując się w niego z autentycznym przerażeniem.
Cholera! — wyrwało mi się. — Przecież ja jestem pod spodem całkiem goła!
No, a ja tylko nagi, więc rzeczywiście masz gorzej...

czwartek, 20 lutego 2014

Osiemnasty



ANDREAS

*********



To się stało tak szybko — w sekundę po usłyszeniu głosu Sabine, zerwałem się gwałtownie na równe nogi i niewiele myśląc chwyciłem koc, by... przykryć nim Laurę.
Nie wiem dlaczego to zrobiłem. Nie mam zielonego pojęcia po jaką cholerę narzuciłem na nią ten kawał polarowego materiału tak, by zakrył ją od stóp do głów, jakbym chciał ją ukryć i udawać, że jej tam nie było.
Co mi strzeliło do głowy? Chyba krew z całego ciała musiała spłynąć mi w to jedno konkretne miejsce, bo z myśleniem było u mnie kiepsko.
Wyprostowałem się szybko, obciągając wymiętoloną koszulkę, a później stanąłem oko w oko z blondynką. Mrugałem bardzo szybko, udając niewinnego.
No, no... proszę, proszę... — uśmiechnęła się jeszcze szerzej, opierając dłonie na wydatnych biodrach. — … właśnie doszłam do wniosku, że chyba wybrałam nie tego Andreasa co trzeba. Chłopcze, urosło ci się... że tak powiem!
Zanim zdążyłem połączyć te słowa z wymownym spojrzeniem, którym mnie omiotła, Laura — wciąż ukryta — zaniosła się spazmatycznym chichotem. Zmarszczyłem brwi, bo wiedziały coś, o czym nie miałem pojęcia i śmiały się ze mnie...
Romantyczny nastrój prysł, a moja samokontrola, wystawiana na próbę przez tyle czasu, znów musiała stoczyć niewidzialny bój z własnym ciałem. Nie, nie byłem wkurzony. Przecież cierpliwość to moje drugie imię...
Cholera! Było już tak blisko... miałem ją przy sobie... pod sobą. Powiedziałem, że ją kocham, a ona była taka niewinna i prawdziwa! To, co między nami zaszło, mogło być jeszcze piękniejsze, gdyby nie Sabine i jej całkowity brak wyczucia czasu...
Mogłabyś nauczyć się pukać? — spytałem z wyrzutem, siadając na rozkopanej pościeli, bo wreszcie dotarło do mnie, że śmiała się z dosyć widocznego dowodu mojej adoracji w stosunku do Laury.
Mam pukać do drzwi własnego pokoju? — żachnęła się, a ja w tym momencie chwyciłem za koc i ściągnąłem go z Laury, by wstydziła się razem ze mną. — Wybacz, blondasku, ale napastowałeś mojego pączuszka... w dodatku robiłeś to na moim łóżku. Jak mam teraz pójść spać?
Tym razem oboje zmarszczyliśmy brwi.
Nie jestem pączuszkiem... — obruszyła się Laura, chwytając moją dłoń i tym samym ocierając się o nogawkę moich spodni, na co zareagowałem odruchowo i szybko się odsunąłem. Spojrzała na mnie z wyrzutem.
Nie napastowałem jej! — chciałem się usprawiedliwić. — Ona też tego chciała... to znaczy... do niczego jej nie zmuszałem i... — już w tamtym momencie robiłem z siebie kompletnego głupca, ale słowa same cisnęły mi się na język, tak byłem zażenowany tą wpadką.
Nie wątpię — prychnęła Sabine, podchodząc bliżej i zganiając nas z łóżka, by poprawić pościel. Trzymałem się w odpowiedniej odległości od Laury, tak by nasze ciała się nie stykały. Czułem się jak wulkan sfrustrowania. — Ktoś te pająki przegonić musi, co nie pączuszku?
Tym razem to ja ryknąłem śmiechem, widząc jak wielkie zrobiły się oczy mojej Laury, gdy spojrzała na swoją przyjaciółkę z żądzą mordu wypisaną na twarzy. Ta sytuacja stała się tak absurdalna, że miałem ochotę przymknąć powieki i szczypać ramiona, by okazała się snem — oczywiście od momentu wtargnięcia Sabine.
Zamilcz, Sabine, błagam cię! — pisnęła, cofając się w moją stronę. Przylgnęła do mnie plecami, poczułem zapach jej włosów i nagle wróciły te wszystkie wspomnienia... była tak blisko... znów zbyt blisko, a ja już ledwo nad sobą panowałem.
Muszę... muszę... — wyjąkałem, odsuwając ją na odległość ramion. Mózg zmienił mi się w papkę, a Sabine patrzyła na nas z triumfującą miną, kiwając głową.
Wiem, że musisz, złociutki, ale tej nocy sam się sobą zajmij, bo Laura idzie spać.
Jej ton był żartobliwy, a jednak stanowczy i nawet puściłem mimo uszu wzmiankę o zajmowaniu się samym sobą. Też mi coś! Odezwała się ta, co wyciskała z Wanka siódme poty we wszystkich możliwych składzikach, windach i nieużywanych pomieszczeniach. Zdradził mi co nieco w ramach naszej męskiej solidarności.
Już chciałem wyjść — ruszyłem w stronę drzwi, obdarzając Laurę ostatnim spojrzeniem, które kryło tajemnice jakie tylko ona mogła zrozumieć. Miałem nadzieję, że dobrze je odczyta. Położyłem dłoń na klamce, a w tym momencie ktoś szarpnął za nią z drugiej strony i stanąłem oko w oko z... niestety, właśnie z Wankiem.
Nie, no... tylko tego mi było trzeba! Może jeszcze Severina ze sobą przyprowadził? On to by mnie na duchu podniósł!
Co ty, kurde, swojego pokoju nie masz? — spytał nieco bełkotliwie, a jego oddech wciąż nosił w sobie te zwalające z nóg ślady alkoholu, który wlał w siebie wcześniej. Piliśmy mniej więcej po równo — ja jedno piwo w pięć minut, on pięć piw w minutę.
Przyszedł domator... — prychnąłem, wypychając go na zewnątrz, ale zaparł się nogami w podłogę, jak jakiś uparty osioł.
SABINE! — ryknął nagle i tak głośno, jakby blondynka stała co najmniej na drugim końcu stadionu, a nie kilka metrów od niego. Wyrywał mi się i wsadził głowę przez szparę. — KOCHAM CIĘ. BUZIACZKI!
Przymknąłem powieki, napierając na niego, by wreszcie wyciągnąć go na korytarz. Nie osioł — to baran!
Buziaczki? Serio? — spytałem, gdy już drzwi się za nami zamknęły. Spojrzałem na niego z niedowierzaniem, a on zawracał się po korytarzu z miną... cholernie błogą i całkowicie oderwaną od rzeczywistości.
Andreas — zwrócił się do mnie oficjalnie, jakby przemawiał do królowej angielskiej. — Ja się zakochałem.
Procenty stopniowo uderzały mu do głowy, co było dziwne, bo ostatnie piwo wlał w siebie jakąś godzinę wcześniej — zdanie, którym mnie uraczył brzmiało w jego ustach mniej więcej jak: adeas ja se sachochałem.
Tak , tak... to już wszyscy wiemy. Pozwól, że zaprowadzę cię do łóżka, bo nie powinieneś mieć w tym momencie styczności z ludźmi. Zwierzęta też mogłyby ucierpieć — stwierdziłem i jedynie cudem udało mi się wepchnąć go do naszego pokoju.
Dopiero później, gdy już zapakowałem go pod poduszkę — wciąż w spodniach i jednym bucie — doszedłem do wniosku, że coś musiało być nie tak z tym regionalnym piwem, które wypiliśmy.
Podszedłem do barku, przy którym walały się puszki i butelki — sięgnąłem po jedną z nich, przybliżając się do lampki. Zielona etykietka, słowa, których nie rozumiałem, a później mój wzrok padł na liczbę procentów, jakie ten złocisty napój w sobie zawierał i gwizdnąłem cicho pod nosem — kto by pomyślał, że Norki potrafili robić tak szatańskie piwo!

***

Obudziłem się w środku nocy — choć nie mogłem być tego pewien, bo w tamtym miejscu ciężko było rozróżnić porę. Pierwsze, co poczułem, to było... cholerne zimno.
Drgnąłem, prostując zdrętwiałe kończyny — musiałem zasnąć w fotelu! Pokój był ciemny i cichy, a za oknem wciąż szalała zamieć. Coś mi bardzo nie pasowało... coś było bardzo nie tak.
Nie miałem kaca, za co dziękowałem samemu sobie, bo rozważnie wypiłem tylko trochę, ale głowa dziwnie bolała... to chyba wina tego chłodu. Obłoki pary, które wypuszczałem przy każdym oddechu, bieliły mi się przed oczami, zawisając w powietrzu i ginąc. Dlaczego w tym hotelu panował mróz?!
Zerwałem się, prawie upadając, bo w lewej nodze nie wróciło mi jeszcze prawidłowe krążenie — całe szczęście, że mózg działał, choć musiałem śnić o poruszających rzeczach... po takich wydarzeniach.
Laura, Laura... — westchnąłem, pocierając ramiona. — Coś ty ze mną zrobiła?
Automatycznie pomyślałem o niej — towarzyszyła mi od wielu dni, gdy się kładłem, była ze mną, gdy spałem, a budziłem się, zaciskając dłoń w pięść na poduszce, bo jej tam nie było.
Chciałem z nią być, pod każdym tych słów znaczeniem, choć było to ryzykowne... być może dlatego, że nasze kontakty były zakazane, tak bardzo jej pragnąłem wbrew wszystkim?
Nie, nie taki był powód. Ona nim była — jej piękne ciało i jeszcze piękniejsza dusza. Tak, mówiłem sobie często — Andreas, co ty pieprzysz? Jaka dusza? Przecież chciałbyś ją po prostu zaliczyć, bo ci się podoba. Ciągnie cię do niej. Musisz wykorzystać okazję, gdy tylko się taka nadarzy.
To prawda — takie myśli towarzyszyły mi o każdej porze dnia i nocy, co było normalne. Ja byłem normalny — faceci w moim wieku nie myślą zbyt wiele o wnętrzu i innych dyrdymałach. Oni chcą zdobywać.
Ta cząstka męskiej natury była we mnie silna i wcale się z nią nie ukrywałem, ale było jeszcze coś — to świeże i niedawno poznane uczucie szacunku dla dziewczyny, którą obdarzyłem nie tylko miłością ciała. Jeśli w życiu każdego nastolatka przychodziło coś takiego, jak dorastanie, to śmiało mogłem powiedzieć, że od momentu poznania Laury dorosłem.
Mogłem to połączyć! Byłem wciąż młody i głupi, ale mogło nam się udać, gdybyśmy dostali chwilę dla siebie w samotności, gdzieś z dala od zgiełku i zamieszania, w jakich przyszło nam się poznać.
Po Igrzyskach, mówiłem sobie, zabiorę ją do takiego miejsca i wreszcie spokojnie porozmawiamy, poznamy się lepiej. Chciałem tego... potrzeby ciała zeszły na drugi plan, choć wciąż silnie o sobie przypominały. Byłem tylko człowiekiem... ale mogłem poczekać.
Otrząsnąłem się z chwilowych rozmyślań, bo kołdra, pod którą powinien leżeć Wank, okazała się równie chłodna, jak wnętrze pokoju. Pomacałem raz jeszcze, a później zapaliłem lampkę...
No tak, mogłem się tego spodziewać — łóżko było puste, zniknęły jego ciuchy, choć pozostał samotny but, którego siłą zdarłem mu ze stopy. Przeczesałem włosy palcami, bo nagle poczułem się nieźle wkurzony — co, jeśli polazł do Sabine o drugiej nad ranem?
Niewiele myśląc ogarnąłem się szybko i wypadłem na korytarz. Zimno, wszędzie cholernie zimno! Lodowato! Co to się działo? Epoka lodowcowa, czy ktoś zapomniał uruchomić ogrzewanie w tym marnym hotelu?
Skierowałem swoje kroki w lewo, choć strasznie ciągnęło mnie, by sprawdzić czy dziewczyny miały się dobrze. Zapukałem do pokoju Richarda — odpowiedziała mi cisza. Ponowiłem pukanie, tym razem mocniej, ale nikt się nie odzywał, więc wślizgnąłem się do środka.
Całkowicie niespodziewanie dotarło do mnie, że Richarda nie było w pokoju, a jeśli nie było jego, to i Severina. Gdzie się podziali? No i Wank...
Musieli wybrać się gdzieś razem, a to już zwiastowało kłopoty, pomijając wczesną porę i arktyczną temperaturę powietrza. Widziałem przed oczami minę trenera, gdyby jednak postanowił wrócić wcześniej. Idioci, zapomnieli już jaką karę dostaliśmy za ostatni epicki wybryk na samym początku mojej kariery w kadrze?
Wciąż jeszcze kręciłem głową z niedowierzaniem, gdy powoli zatrzasnąłem za sobą drzwi. Nie miałem pojęcia gdzie ich szukać. Korytarz był pusty i cichy, nieliczni lokatorzy spali w najlepsze, a ja błąkałem się samotnie, jak jakiś kretyn.
Moich uszu dobiegł stłumiony odgłos, całkowicie przypominający rechot Wanka — nie chciałem w to wierzyć, ale z tego co mi się wydawało, dochodził on ze strony schodów prowadzących w dół. Nawet najsilniejsza wola nie powstrzymałaby mnie w tamtym momencie przed zejściem po tych stopniach...
Zobaczyłem tam... kotłownię. Tak, dokładnie tak głosił napis na drzwiach, a był on tłumaczony na trzy języki. Uniosłem brwi, wahając się przed wejściem. Może tylko mi się zdawało, że słyszałem Wanka?
Zrobiłem to jednak — uchyliłem drzwi i wtedy ich zobaczyłem... Byli tam wszyscy trzej, rozczochrani, brudni i... całkowicie wytrąceni z równowagi. Pochylali się nad czymś, co zapewne było wielkim piecem. Nie wyglądało to dobrze z mojej perspektywy.
Co wy tu robicie o tej porze? — spytałem szeptem, podchodząc bliżej, jakby sam fakt tego, że dostali się w takie miejsce nie był dziwny, a tylko ranna godzina.
Wanki wyprostował się i potarł nos, brudząc go jeszcze bardziej jakąś czarną sadzą. Richard patrzył bezradnie, a Severin zaciskał dłonie na jakimś metalowym fragmencie, który — mógłbym przysiąc — wcześniej należał do konstrukcji pieca.
Bo jest taka sprawa... — zaczął mój wysoki przyjaciel, bez cienia bełkotu w głosie. — … piec się zepsuł, a myśmy go chcieli naprawić i...
I co? — spytałem z naciskiem, choć dobrze wiedziałem co było na rzeczy. Schuster nas zabije. Nie dożyjemy powrotu do kraju!
              — … i się nie udało... — dokończył, a pozostali pokiwali głowami.

***

Nie wierzę — ogłosiłem po raz kolejny, gdy znosiliśmy nasze kołdry po schodach, by skierować się w stronę kuchni, tak jak nam kazano. — Po prostu nie wierzę...
Co znowu, mądralo? — spytał Severin, poprawiając sobie zagłówek wciśnięty pod brodę. — Masz kryzys wiary?
Nie wierzę, że to ja jestem w tym towarzystwie najmłodszy, a coś takiego nie przyszłoby mi do głowy!
Poczułem mocnego kopniaka tuż pod kolanem.
Zamknij się i nikomu ani słowa! — warknął Sev, popychając mnie, choć chciałem mu się postawić. — Poszła wersja, że popsuło się samo, więc niech tak zostanie, a twoje pouczające gadki gówno mnie obchodzą!
Nie powiedzieli mi jak do tego doszło. Czułem, że Wank chciał, bym się dowiedział, ale był solidarny z resztą, co mnie nieźle wkurzyło. Planowałem porządnie go ochrzanić, gdy już będziemy sami.
Ogrzewanie padło w całym hotelu, a na zewnątrz mróz był tak mocny, że trzeszczały linie wysokiego napięcia. Chwilę później wysiadł także prąd, a wokół zapanowała ciemność... Obsługa kazała wszystkim mieszkańcom zgromadzić się w kuchni, bo było tam jeszcze w miarę ciepło, wręczając każdemu małe, plastikowe latarki.
Tak też zrobiliśmy, a ja wolałem nie myśleć o tym, jak te nocne przygody wpłyną na nasze zdrowie i przygotowanie do kolejnych konkursów. Zaniedbaliśmy treningi, to było najgorsze! Nie widziałem siłowni od tylu godzin, wcześniej mi się to nie zdarzało. Norwegia źle na mnie działała, a w połączeniu z całkowitym odurzeniem bliskością Laury sprawiła, że zapomniałem o karierze.
Nie będę spał koło Wellingera — oświadczył Severin, podnosząc głowę jak obrażona panienka. — Jeszcze się obudzę rano z jego niewyżytymi łapami nie wiadomo gdzie...
Zatrzymaliśmy się przy wejściu, a naszym oczom ukazała się rozległa kuchnia, w której usunięto wszystkie stoły pod ścianę, by znalazło się miejsce na materace. Temperatura tam panująca była całkiem przyjemna, ale nie wiadomo na jak długo mogło starczyć ciepłego powietrza.
Puściłem mimo uszu jego zaczepną uwagę i po prostu wszedłem do środka, by się rozejrzeć — wiadomo kogo szukałem. Nie mogłem zostawić jej samej w taką noc, a sytuacja była nieciekawa, więc wytężałem wzrok i wreszcie ją zauważyłem.
Usiadły pod ścianą, otulając się kołdrą, a na głowach miały wełniane czapki, więc tylko cudem je rozpoznałem. Sabine jak zwykle się śmiała, nie było dla niej takiej sytuacji, która nie wymagałaby śmiechu.
Laura patrzyła na otoczenie z niemym strachem wymalowanym na twarzy i nie miałem pojęcia, czy bała się sytuacji, czy tłumu ludzi, który się tam zbierał. Gdy tylko zbliżyłem się wystarczająco, tak aż mnie zobaczyła, na jej ustach zagościł nieśmiały uśmieszek, a ręka powędrowała do góry, do włosów. Uniosłem brwi, gdy już czubki moich butów dotknęły jej.
Szaleństwo, co nie? — zagadnąłem, usiłując nie analizować spojrzenia jakim obdarzyła mnie Sabine. — Zmarzłaś?
Nie, prawie wcale — odparła, klepiąc miejsce obok siebie. Chciała bym usiadł. — Wiesz może co się stało?
Nie chciałem się z niczym zdradzić, więc wyjaśniłem tylko, że jacyś niedorobieni idioci zabrali się za naprawę ogrzewania, które najprawdopodobniej wcale nie było zepsute, a tylko zapowietrzone. Chyba nie mogła domyślić się kogo miałem na myśli...
Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu Sabine podniosła się do pionu, poprawiając grubą puchówkę.
Gdzie on jest? — spytała, więc wskazałem palcem w odpowiednim kierunku. Pokiwała głową i rzuciła nam ciężkie spojrzenie. — Nie naróbcie wstydu przy ludziach.
To powiedziawszy, uszczypnęła mnie w policzek i odeszła. Patrzyliśmy za nią, dopóki nie zniknęła w tłumie, a wtedy pozwoliłem sobie opaść na materac obok Laury i ostrożnie ją przytuliłem.
Nic nie mówiła — oddychaliśmy coraz wolniej, a nasze ciepłe oddechy mieszały się z mroźnym powietrzem, tworząc białą parę. Czułem, że była spokojna i dobrze jej było w moich ramionach, więc nawet nie drgnąłem, gdy jej głowa opadła lekko — Laura zasnęła.
To trwało dłuższą chwilę. Opierała policzek w miejscu, pod którym biło moje serce i mogłem obserwować jak drgały jej powieki, miałem ochotę przyłożyć palec do jej ust, ale to mogłoby ją obudzić. Dotykałem za to włosów, tak delikatnie, by nie naruszyć jej snu. Musiała być bardzo zmęczona.
Zamknąłem oczy tylko na chwilkę, bo było mi ciepło i przyjemnie, a jakiś czas później moje uszy poraził całkowicie bolesny i przerażający krzyk.

czwartek, 13 lutego 2014

Siedemnasty


LAURA
******

Wytężałam wzrok, by w panującej ciemności dojrzeć cokolwiek, a w szczególności interesował mnie los Andreasa, który najprawdopodobniej postanowił wspiąć się na balkon, ryzykując własne zdrowie. Byłam tak przerażona, a równocześnie podekscytowana tym wyczynem, że nie przyszło mi do głowy pytanie dlaczego nie mógł po prostu wejść drzwiami — byłoby może mniej efektownie, ale na pewno bezpiecznie.
Laura! — usłyszałam, gdy moje milczenie trwało zbyt długo. — Poszłaś sobie?
Wciąż niewidoczny, ale jednak tam był — słyszałam jak stękał z wysiłku w akompaniamencie skrzypienia... no właśnie, czego? Może konstrukcja balkonu była naruszona wcześniej, a my o tym nie wiedzieliśmy? Zaczęłam cofać się w stronę drzwi, nie odrywając wzroku od barierki.
Jestem, jestem... — tylko tyle zdołałam powiedzieć, gdy w ciemności rozległ się donośny zgrzyt. Przycisnęłam zesztywniałe palce do ust, a moje pięty dotknęły progu.
Cholera, chyba podarłem kurtkę!
Zachichotałam, nie mogąc się powstrzymać. Podejrzewałam już wcześniej, że pod nieobecność trenera mogły dziać się różne szalone rzeczy, ale czegoś takiego się nie spodziewałam.
Mogłam odetchnąć, gdy mignęły mi w bladym świetle latarni jego jasne włosy, a palce zacisnęły się na barierce. Podciągnął się wyżej i po chwili jedną nogą stał już na bezpiecznym gruncie.
Był okropnie rozczochrany, ale widocznie szczęśliwy, bo uśmiech, jaki zdobił w tamtym momencie jego twarz był zaraźliwy, i to bardzo. Kąciki ust uniosły mi się ku górze, choć jeszcze chwilę wcześniej miałam zamiar okrzyczeć go za to, że tak wiele ryzykował — to było drugie piętro, a nie wiadomo czy warstwa śniegu zamortyzowałaby upadek.
Przestraszyłeś mnie — westchnęłam, mimowolnie oblizując usta. — Nie spodziewałam się... — chciałam dodać coś, co podkreśliłoby wrażenie, jakie na mnie wywarł, ale nie zdążyłam, bo nagle wyraz jego twarzy zmienił się diametralnie, więc urwałam w połowie zdania.
Zmarszczył czoło, prostując się na całą swą imponującą wysokość i doskonale widziałam, jak mocno zacisnął pięści.
Nie spodziewałaś się, że przyjdę cię zobaczyć? — spytał złośliwie. — Może czekałaś na kogoś innego, co? Może na Richarda? Przeszkodziłem wam w czymś?
Patrzyłam na niego wielkimi oczami, niczego nie rozumiejąc — co miał na myśli? Ja, czekająca na Richarda? Nagle najbardziej romantyczny i głupi wyczyn, jakiego doznałam w całym swoim życiu, przemienił się w zwykłą szopkę. Andreas był nieobliczalny niczym wiosenna burza — jego nastroje zmieniały się z każdą sekundą, od radości po gniew.
Uniosłam się honorem, a miałam do tego pełne prawo — mogłam wreszcie pozwolić sobie na bycie krnąbrną i humorzastą dziewczyną. Zanim zdążył poczynić mi więcej bzdurnych wymówek, cofnęłam się w głąb pokoju, zatrzaskując mu drzwi przed nosem.
Oddychałam szybko, jak po szaleńczym biegu, gdy gasiłam światło, usiłując opanować wzburzenie. Ja i Richard? Znów to samo! Najpierw Sabine, teraz Andreas! Czy ja nie mogłam mieć jednego dnia spokoju od dramatów miłosnych wyssanych z palca?
Laura! — wydarł się głosem przytłumionym przez szybę, a ja parsknęłam nerwowym śmiechem, stąpając ostrożnie w ciemności. — Co ty wyczyniasz... wpuść mnie natychmiast!
O nie, Romeo — myślałam sobie, wpatrując się w prostokąt wejścia. — Trafiłeś nie na tę Julię, co trzeba. Usiadłam na łóżku, by powstrzymać się od zbędnych ruchów, które mógł zauważyć przez lekko przezroczystą zasłonę. Doskonale widziałam zarys jego sylwetki, gdy prawdopodobnie przyciskał nos do szyby, bezskutecznie napierając na drzwi.
Nie wygłupiaj się, przecież wiesz, że nie chciałem cię urazić, tylko... — jego głos stał się na powrót spokojny, a każde słowo poprzedzał cichym stukaniem w szybę. —... jestem taki skołowany. Nie wiem co mam myśleć. Chciałbym... chciałbym ci tyle powiedzieć, ale... nie mam pojęcia czy powinienem. Ty i Richard...
Tego było zbyt wiele! Najpierw wspiął się do mnie po cholernym balkonie, udowadniając, że nie wyobraziłam sobie tego, co było między nami, a później chciał zniszczyć ten piękny moment wypominaniem mi romansu z Richardem, o którym nie było mowy!
Zerwałam się z miejsca, zamaszystym ruchem odsuwając na bok zasłonę — wzdrygnął się lekko, z nosem tuż przy szybie. Obrzuciłam go gniewnym spojrzeniem, mając nadzieję, że doskonale widział mnie w świetle latarni.
Wyglądał tak wspaniale w tej zimowej, nocnej scenerii — taki zmarznięty, niepewny i... odrobinę wkurzony. Nigdy nawet nie wymyśliłabym sobie piękniejszego scenariusza, w którym on dobijałby się do moich drzwi prosząc, bym go wpuściła.
Nie wiem co wstąpiło we mnie później — może dorosłam już na tyle, by być świadomą własnej kobiecości i władzy, jaką dawała ona nad mężczyznami, a może zupełnie się zapomniałam — gdy rozmyślnie pociągnęłam za suwak bluzy, pozwalając mu to zauważyć. Podniosłam wzrok, zagryzając wargę.
Patrzył, nie bardzo jeszcze rozumiejąc co chodziło mi po głowie. Nasze spojrzenia skrzyżowały się na chwilę, a kąciki moich ust podjechały w górę. Oddychał powoli i głęboko, wypuszczając obłoki pary w mroźne, nocne powietrze. Śledził uważnie każdy ruch.
Bluza Sabine zsunęła się po moich ramionach, które automatycznie pokryły się gęsią skórką, nie wiadomo czy pod wpływem temperatury, czy świadomości, że byłam obserwowana. Nie czekając długo kopniakiem posłałam ją w głąb pomieszczenia, zabierając się za bluzkę. Wolno i z rozmysłem opuściłam oba ramiączka w dół.
Jego mina była bezcenna i powinnam była uwiecznić ją jakoś dla potomności. Nie spodziewał się po mnie czegoś takiego, to wiedziałam na pewno. Mrugał, usiłując nie mrugać! Nie mogłam poradzić zupełnie nic na rozpierające mnie uczucia, począwszy od radości dziecka, które popełniło wyjątkowo udaną psotę, kończąc na podekscytowaniu młodej kobiety własną mocą.
Otwórz te pieprzone drzwi, albo przysięgam, że wybiję szybę... — powiedział spokojnie, nie odrywając wzroku od moich nagich ramion, co było bardziej satysfakcjonujące, niż gdyby krzyczał.
Nie, bo zaraz przyjdzie Richard, a to na niego czekają te skarby — odparowałam, czując wielką satysfakcję.
Nie trwało to jednak zbyt długo — uśmiech zbladł na mojej twarzy, gdy Andi odwrócił się na pięcie i już po chwili zrozumiałam, że zamierzał zejść. Zawahałam się pomiędzy chęcią ukarania go, a błagania, by jednak wrócił.
Zniknął w ciemnościach tak szybko, jak się pojawił. Miałam nadzieję, że wyląduje bezpiecznie na śniegu, choć tchórzliwie nie zrobiłam zupełnie nic, by odciągnąć go od tego głupiego pomysłu.
Czułam zdezorientowanie — nie chciałam, by się wkurzył. Ja się tylko bawiłam... to było śmieszne. Przecież doskonale wiedział, że nie byłabym zdolna do kłamstw i oszustwa... a może jednak nie? Chciałam go ukarać, tymczasem to on ukarał mnie. Który to już raz?
Nie tak to miało wyglądać i wstrząsnęła mną tęsknota, a wstyd sprawił, że rzuciłam się w poszukiwaniu bluzy, by okryć własne bezwstydne ciało. Ciemność spowodowała to, że potykałam się o własne stopy, walcząc z chęcią wybuchnięcia płaczem. Nie — mówiłam sobie. — Dorośnij wreszcie i przestań na wszystko reagować łzami, bo to śmieszne!
Palcami wymacałam kontakt na ścianie, jednak gdy tylko zdążyłam go nacisnąć, moją uwagę przyciągnęły donośne kroki na korytarzu. Prawie zachłysnęłam się powietrzem, przekręcając klucz w zamku. Jak mu się udało dostać na piętro tak szybko?
Otwieraj, dość tej dziecinady — odezwał się, a napięcie w jego głosie świadczyło o tym, że powoli kończyła mu się już cierpliwość. — Chcę tylko pogadać.
Zapewne o Richardzie? — spytałam ironicznie, nie mogąc się powstrzymać. Wolałam nie wyobrażać sobie jak bardzo był zdenerwowany, ale chciałam to usłyszeć, chciałam to wiedzieć.
Nie wystawiaj na próbę mojej cierpliwości, dziewczyno — podniósł głos, waląc w drzwi. — Wyszedłem na ten balkon specjalnie dla ciebie, wróciłem na dół i jestem w jednym kawałku. Teraz mnie wpuść.
Nie wiem czemu miał służyć ten argument, a choć zaimponował mi swoim zachowaniem, nie mogłam przecież oddać skóry tak łatwo. Intuicja podpowiadała mi, bym była niedostępna, więc taką usiłowałam grać.
Nie prosiłam cię o to, więc idź już spać.
Zapanowała cisza. Tłumiłam własny oddech, przyciskając policzek do chłodnego drewna drzwi. Nic. Zupełnie żadnego hałasu, jakby Andreas także nie oddychał, a może już sobie poszedł?
O nie, nie... Tym razem już naprawdę go do siebie zniechęciłam, byłam tego więcej, niż pewna. Zrezygnowana i niepewna, ponownie przekręciłam klucz w zamku, uchylając drzwi. Wyjrzałam na zewnątrz, a moim oczom ukazał się pusty i smętny korytarz.
Obróciłam głowę w lewo i zobaczyłam, że był tuż obok, na co zareagowałam odruchowo — nerwowym piskiem — i cofnęłam się w głąb pokoju. Śmiał się głośno, zapewne z mojej głupoty.
Wparował do środka, obejmując mnie w pasie. Zaczęłam tłuc go pięściami w ramiona, żeby mnie puścił, ale nie zwracał na to najmniejszej uwagi. Kopniakiem zatrzasnął drzwi i popchnął mnie tak, że upadłam na plecy w miękką czeluść materaca. Zerwałam się, ale natychmiast się na mnie położył, unieruchamiając mi ręce nad głową. Szarpałam się z nerwowym śmiechem, gdy kolanem rozdzielił mi nogi, a jego usta ze zniecierpliwionym westchnieniem wpiły się w moje wargi.
Chciałam protestować przeciw takiemu bezczelnemu atakowi, ale faktem było, że coraz bardziej mi się on podobał. Andreas oddychał szybko, całując mnie zachłannie i ocierając się o mnie całym ciałem, co powoli zmieniało mnie w coś na kształt czajnika pełnego wrzątku.
Świadomość tego, że trzymał moje ręce w zaborczym uścisku, którego nie mogłam przerwać, a także natężenie jego ruchów sprawiły, że powoli traciłam świadomość. Miał nade mną władzę w postaci własnej siły.
Czekasz na Richarda, co? — spytał, muskając językiem moją szyję. — Pozwól, że odwrócę na chwilę twoją uwagę...
Wygięłam się, by być jeszcze bliżej. Coś się ze mną działo — chciałam czegoś, a nie potrafiłam tego nazwać. Nie wiem co to było... ale czekałam na to, wijąc się pod nim i czerwieniejąc na twarzy.
Prosiłam go w myślach, by nie przestawał. Mój oddech stał się bardzo płytki, rwał się momentami, tak jak i jego. Dyszeliśmy głośno, walcząc ze sobą.
Nie wiem... kto... to jest... Richard, do cholery — wysapałam.
To właśnie chciałem usłyszeć — szepnął, znacząc wilgotnym śladem skórę mojego ramienia. — Mówiłem ci przecież, że dokończymy później to, co zaczęliśmy...
Musiałam zacisnąć powieki, gdy poczułam jego język muskający obojczyk. Uwolnił jedną dłoń, by dotykać moich piersi i właśnie wtedy, gdy poczułam jego palce na wrażliwej skórze, nagle i zupełnie niespodziewanie zacisnęły się wszystkie mięśnie w moim ciele.
Westchnęłam głośno, całkowicie zaskoczona i odchyliłam głowę do tyłu, mimowolnie wciskając ją głębiej w materac, bo szalejące we mnie uczucia były zbyt silne. Zapomniałam o wszystkim, otwierając usta i opadając z sił. Dopiero gęsia skórka, którą poczułam na ramionach, wróciła mi świadomość, więc powoli otworzyłam oczy.
Patrzył na mnie, jakby widział mnie po raz pierwszy w życiu, wciąż trzymając moje nadgarstki w żelaznym uścisku. Oczy mu błyszczały i nie wiedziałam, czy czuł odrazę, czy coś równie okropnego.
Zawstydziłam się okropnie własnej reakcji, bo doprowadził mnie do takiego stanu jedynie w kilka chwil, i to w jaki sposób... Co musiał sobie pomyśleć? Frajerka! Zacofana kretynka... Powinnam była zapaść się pod ziemię.
Chciałam go natychmiast przeprosić i uciec, ale był zbyt ciężki, bym mogła się ruszyć. Nie spuszczał ze mnie zdziwionego wzroku, a po chwili, nie mrugając nawet, pogłaskał mnie po policzku z czułością i powiedział coś, czego nie słyszałam jeszcze nigdy w życiu.
Kocham cię, Laura.
Te słowa dotarły do mnie z opóźnieniem, siejąc potężne spustoszenie w mojej głowie. Zwykłe litery układające się w kwestię, która mogła sprawić, że życie nabierało sensu. Jak mogłam być taka głupia, by tego nie zauważyć? Jego serca bijącego równie szybko, co moje i jego ciała odpowiadającego na każdy mój ruch. Jeśli to nie była miłość, to co nią było? Powiedział, że mnie kocha...
Proszę cię, jeśli robisz sobie ze mnie żarty... — mój głos drżał, bo wzruszenie ściskało mi gardło. —... jeśli to kolejny zakład, albo... ja tego nie przeżyję.
Tego szalonego wieczora obnażyłam się przed nim całkowicie i widział mnie taką, jaką byłam naprawdę — słabą i niedoświadczoną sierotą, która nie miała o niczym zielonego pojęcia i próbowała kierować się zwodniczym głosem własnego ciała.
Nie płacz — poprosił, gdy mimo wszystko się popłakałam. — Nie płacz, gdy wreszcie ci to powiedziałem.
Znów zaczął mnie całować, tym razem spokojniej i pozwoliłam mu na to, wciąż rozpamiętując jego słowa. Czy czułam się inaczej wiedząc, że... mnie kochał? Jak to dziwnie brzmiało! Ktoś mnie chciał... naprawdę, a w dodatku to on... Ten, bez którego chyba nie umiałam żyć, odkąd po raz pierwszy spojrzałam w jego oczy barwy zimowego błękitu.
Chcesz mnie? — spytałam cicho, nie kryjąc się ze wstydem i niepewnością. — Tu i teraz?
Nie umknęło mojej uwagi to, że drgnął lekko, a jego źrenice rozszerzyły się, gdy spojrzał mi prosto w oczy, mówiąc schrypniętym głosem:
Tak bardzo, że to aż boli.
Byłam gotowa oddać mu wszystko, całą siebie, gdyby tylko chciał. Postawiłam wszystko na jedną kartę, bo ciągłe czekanie na lepszy moment i odpychanie go było bez sensu. Powiedział, że mnie kocha... Byliśmy tylko we dwoje, pośród szalejącej zimy, gdzieś w zapomnianej przez innych przestrzeni. Mogłam to zrobić... wreszcie być najszczęśliwszą dziewczyną na świecie.
Drzwi skrzypnęły nagle, więc nie zdążyliśmy zrobić kompletnie nic, gdy Sabine stanęła w progu, gapiąc się na nas szeroko otwartymi oczami.
Drogie dzieci — zawołała, całkowicie rujnując ten najpiękniejszy moment mojego życia i przyciskając dłoń do ust, by powstrzymać śmiech. — Powiedzcie mi, proszę... wiecie, że do takich czynności dobrze jest ściągnąć ubranie?

poniedziałek, 3 lutego 2014

Szesnasty



ANDREAS
**********

Tego szalonego dnia zdążyłem oddać trzy skoki, z których ani jeden nie był w pełni taki, na jaki było mnie stać. Powód był prosty i dobrze mi znany — zanim udałem się na skocznię, widziałem się z Laurą, a to wystarczyło, bym rozkojarzył się całkowicie, szczególnie dlatego, że pocałowała mnie pierwsza, zupełnie dobrowolnie.
Poszedłem na trybuny kierowany jakimś dziwnym przyciąganiem i miałem rację, bo rzeczywiście tam była. Obserwowałem ją, gdy robiła zdjęcia, a jej długie włosy targał wiatr — na ten widok się uśmiechnąłem, bo posłuchała mojej rady i nie zwijała swojego największego atutu w ten śmieszny warkocz.
Podkradałem się cicho, a ona wciąż nie wyczuła mojej obecności. Im bliżej byłem, tym bardziej się zachwycałem — Laura była taka piękna, gdy myślała, że jest sama. Przechylała głowę w bok, zastanawiając się nad czymś, a ja prawie wychodziłem z siebie, by dowiedzieć się, czy myślała wtedy o mnie.
Wyraz jej twarzy, gdy się odezwałem, był tak rozczulający, że nie mogłem się powstrzymać i parsknąłem śmiechem, siedząc tuż za jej plecami. Miała oczy jak dwa koraliki i odrobinę zaczerwieniony nos. Miałem ochotę oddać jej całe swoje ubranie, bo wyglądała na nieźle zmarzniętą — nie założyła czapki, bo chciała mi się spodobać? Miałem taką nadzieję, choć było to z jej strony całkowicie daremne — nie mogłem być już chyba bardziej w nią zapatrzony, czy to w ubraniu, czy... bez.
Zaczęła robić mi zdjęcia, na co zareagowałem wewnętrzną paniką, ponieważ nienawidziłem aparatów, kamer i tego całego cholerstwa — kojarzyły mi się z medialną nagonką i wiecznym towarzystwem ciekawskich oczu. Nie dałem jednak po sobie poznać, że onieśmielał mnie obiektyw, bo nie chciałem wyjść na kretyna. Podniosłem się nieznacznie, dając jej znak, że dość już tego pstrykania. Robiło się lodowato, a ona zaczynała przypominać ofiarę odmrożenia.
Opuściła dłonie, a jej oczy się rozszerzyły, gdy przysiadłem obok i nachyliłem się w jej stronę. Naprawdę mocno hamowałem pokusę rzucenia się na nią i całowania do utraty tchu... za to wyciągnąłem z kieszeni własną czapkę i włożyłem jej na głowę, by ostudzić swoje myśli.
Patrzyła na mnie zdziwiona, jakby nikt wcześniej nie okazywał jej zainteresowania... jakby nikt się o nią nie troszczył. Nie mogłem w to uwierzyć — wpatrując się w jej twarz widziałem ufność i dobroć, które warte były odwzajemnienia. Laura była najłagodniejszą i najwspanialszą istotą, jaką kiedykolwiek poznałem.
Niezbyt jednak łagodnie rzuciła się na mnie już kilka sekund później, gdy wciąż przebywałem pod silnym wpływem jej urody. Dotyk ciepłych warg na tym cholernym mrozie bardzo mnie zaskoczył, więc zareagowałem odruchowo, przyciągając ją bliżej. Po raz kolejny ogarnęło mnie to dziwne uczucie — jakby od środka rozsadzało mnie powietrze. Oddychałem głośno, gdy moje dłonie zaplątały się w jej włosach, muskając szyję. Zacisnąłem palce na jej gardle, a pod nimi czułem galopujący puls, który szybkością dorównywał mojemu. W tamtym momencie chciałem znaleźć się z nią w jakimś odludnym, bezpiecznym miejscu i spytać czy pragnęła mnie tak mocno, jak ja jej.
Odepchnęła mnie gwałtownie, gdy ścisnąłem ją zbyt mocno. Bałem się, że w jakiś sposób mogłem ją wystraszyć — wydawała mi się delikatna i płocha, jakby przerazić ją mogła moja natarczywość.
Wyglądała na otumanioną i przerażoną, jednak wyraz jej twarzy był tak komiczny, że nie mogłem powstrzymać się od żartów — bała się, że ktoś mógł nas widzieć. Jeśli tylko o to chodziło, to byłem spokojny... dałbym sobie radę z każdym, kto miałby jakiekolwiek zastrzeżenia do naszych uczuć.
Pocałowałem ją znów, choć protestowała. Jej piski i niedostępność jeszcze bardziej wzmagały moje pragnienie, chciałem z nią walczyć — gdyby poddała mi się od razu, nie byłoby całej frajdy płynącej ze zdobywania.
Dotykała spuchniętych warg, gdy odwróciłem się, by spojrzeć na nią po raz ostatni przed udaniem się na górę. Miała rozwiane włosy i rozmarzoną twarz... więc tylko siłą powstrzymałem się od powrotu. Musiałem ją kochać, nie było innej rady, ale miałem także obowiązki wobec mojej pierwszej miłości — potężnej, nieprzewidywalnej i majestatycznej skoczni.

*** 
Po treningu wróciłem w tamto miejsce z nadzieją, że Laura wciąż tam będzie — niestety, zawiodłem się, bo trybuny były całkowicie puste, a między metalową konstrukcją zaczynał hulać coraz silniejszy wiatr.
Wydawało mi się, że widziałem Richarda, gdy przyśpieszyłem kroku, by jak najszybciej pozbyć się sprzętu i dotrzeć do hotelu. Od jakiegoś czasu Rysiu dziwnie się wobec mnie zachowywał, jakby miał mi coś za złe, albo jakby był wyjątkowo urażony. Zbywał mnie półsłówkami, gdy pytałem co u niego i w ogóle wyglądał nieciekawie — po głębszym zastanowieniu mógłbym dojść do wniosku, że my wszyscy się ostatnio zmieniliśmy. Nie, może jednak nie wszyscy — Severin pozostał tak samo upierdliwy jak przedtem.
Musiałem przecierać oczy, bo padający śnieg moczył mi twarz, utrudniając patrzenie. Tak, to zdecydowanie Richard szedł przede mną — miał na sobie znajomą kurtkę. Obok niego dreptała postać dorównująca mu wzrostem i od razu ją rozpoznałem, bo tych włosów nie byłbym w stanie pomylić z żadnymi innymi, szczególnie, że na głowie miała moją czapkę.
Laura i Richard? Nie wiadomo czemu, ale świadomość tego, że szli razem dziwnie mnie zdenerwowała. Wiedziałem, że leciał na nią od samego początku — ile to nasłuchałem się przechwałek i obietnic, że będzie ją miał. Nie traktowałem tego całkiem poważnie, myśląc, że tylko się ze mnie nabijał. Zupełnie odruchowo zacisnąłem dłoń w pięść i zwolniłem kroku, by mnie nie zauważyli. Byłem ciekaw o czym rozmawiali, ale nie mogłem zbytnio się zbliżyć.
Zatrzymali się nagle, więc ja także przystanąłem, chowając się za masywnym słupem, na którym osadzona była halogenowa lampa. Nie słyszałem zupełnie nic, oprócz szumiącego wiatru, a agresywnie zacinający mokry śnieg smagał mnie po twarzy.
Wyglądali jakby się kłócili — widziałem, że Laura była wytrącona z równowagi, choć równie dobrze mogło mi się tylko wydawać. Co ten kretyn od niej chciał? Złość dosłownie rozsadzała mnie od środka, choć jeszcze chwilę wcześniej byłem w znakomitym humorze i czułem, że góry mogę przenosić.
Rozeszli się w przeciwnych kierunkach — on w stronę przechowalni nart, a ona w stronę hotelu. Zagryzłem wargę, by potrzymać się przed pobiegnięciem za nią i wypytaniem o wszystko. Nie dotykał jej, na całe szczęście!
Zrobiło się prawie całkiem ciemno, gdy wreszcie wyszedłem ze swojej kryjówki i ruszyłem do przodu, by podążyć za Richardem. Paliło mnie od wewnątrz jakieś potężne uczucie i przez długą chwilę nie chciałem go nazwać po imieniu, choć przecież doświadczałem tego wcześniej, szczególnie podczas ważnych zawodów. Tym razem zazdrość miała inną barwę i inny smak, bo chodziło nie o odbierane mi podium, a o dziewczynę.

 ***
 
Dopiero, gdy zamknęły się za mną drzwi wejściowe hotelu, poczułem jak bardzo było mi zimno — zostawiłem za sobą szalejącą śnieżycę, a ten widok nie zapowiadał miłej podróży powrotnej.
Nie martwiłem się jeszcze tym, że trener prawdopodobnie nie wrócił z oddalonego o ładne parę kilometrów miasta, gdzie załatwiał jakieś ciemne interesy z miejscowymi. Jego wyjazd owiany był tajemnicą, więc nie wnikaliśmy w te sprawy, by uniknąć ochrzanu. Tylko głupi nie domyśliłby się, że Schuster kombinował dla nas jakieś nowinki przed Igrzyskami. Było mi to obojętne, bo w tamtym momencie czułem się na siłach, by skakać nawet bez nart.
Wcześniej dopadłem Richarda w drewnianym domku, gdzie przechowywaliśmy mniej ważne sprzęty — pisał właśnie wiadomość, gdy wszedłem do środka i nie zwrócił na mnie uwagi.
Trąciłem go lekko, bo nie chciałem wszczynać bójki bez powodu. Podniósł wzrok i odłożył telefon na półkę, mierząc mnie uważnym, ale spokojnym spojrzeniem.
Widziałem cię z Laurą — stwierdziłem, na co uniósł brwi.
Mówisz mi to, bo... ?
O czym rozmawialiście? — spytałem, ignorując jego zdziwienie.
Mogłem doskonale widzieć, że myślał nad tym, co miał mi powiedzieć. Wiedziałem, że nie usłyszę całej prawdy i cholernie mnie to wkurzyło.
Upadła, więc pomogłem jej wstać i prosiła mnie, bym nikomu o tym nie wspominał, bo to wstyd, że potyka się o własne nogi — wyrecytował, nawet nie mrugając. — Szczególnie zależało jej na tym, byś nie dowiedział się ty.
Wciąż nie spuszczałem z niego wzroku, gdy schylił się po swoje rzeczy i nie mówiąc już nic więcej, wyszedł. Drzwi zatrzasnął mocniej, niż to było konieczne — z sufitu posypały się drobne wiórki drewna, które przylgnęły do mojej kurtki.
Wciąż analizowałem jego słowa, gdy dotarłem do pokoju. Wank siedział na podłodze, oparty o łóżko i... opróżniał zawartości mini-baru prosto z gwinta. Omiotłem go zdziwionym spojrzeniem, zrzucając przemoczone rzeczy na podłogę. Wyglądał na bardzo zmienionego — twarz miał dziwnie szarą i smutną, no i te oczy... Jak mogłem nie zauważyć, że działo się z nim coś złego?
Stary, co jest? — spytałem, siadając obok.
Pociągnął zdrowo z butelki, a ja wciągnąłem nosem kwaśny zapach mocnego wina — niesłychane, że pił akurat to, skoro na co dzień nienawidził czerwonych trunków.
Odwołali nam samolot, a Schuster wróci dopiero jutro na obiad — stwierdził obojętnym tonem i znów upił łyk.
Przetrawiłem te informacje dość szybko, bo już wcześniej się tego spodziewałem i natychmiast chwyciłem go za nadgarstek, odsuwając mu butelkę od ust.
Z tego powodu upijasz się samotnie tanim winolcem, tak? — parsknąłem, siłując się z jego mocnym uściskiem.
Szarpnął się, a krople alkoholu splamiły jasny dywan, szybko w niego wsiąkając. Był zły, a raczej... zrozpaczony. Coś musiało się wydarzyć, a ja nie miałem o tym zielonego pojęcia — wcześniej żartował na treningu i śmiał się, choć może trochę przesadnie. On grał przez ten cały czas, ja byłem myślami we własnym niebie i minęliśmy się pod skocznią bez słowa.
Powiesz mi co się dzieje? — nalegałem, choć jego mina świadczyła o tym, że miał ochotę pacnąć mnie jak upierdliwą muchę.
Trener nakrył mnie w nocy z Sabine.
Uniosłem brwi, bo nie takiego wyznania się spodziewałem. Nakrył ich? Co w tym wielkiego? Przecież dobrze wiedział co się wyprawiało w naszej kadrze — nie pierwszy raz widziałby Wanka z dziewczyną, a już w szczególności nie powinno mu przeszkadzać to, że chłop się zakochał. Widać to było po nim i słychać... Wielki problem.
Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to jednak był wielki problem — dostaliśmy kategoryczny zakaz rozpraszania się przed docelową imprezą sezonu, a nawet całego czterolecia. Byłem tak zauroczony Laurą i naszą szybko postępującą znajomością, że kompletnie wyleciało mi to z głowy. Schuster musiał nieźle się wkurzyć, a że trafiło akurat na Wanka, to ucierpiała też Sabine.
Bardzo się zdenerwował?
Wanki podniósł na mnie rozproszony wzrok i parsknął ironicznie, po czym znów łyknął z prawie pustej butelki. — Chciał wywalić obie, ale mu się postawiłem.
Tym razem musiałem westchnąć zdziwiony, bo całkiem mnie zatkało — chciał zwolnić dziewczyny? Niesłychane! Starość musiała mu szkodzić, bo całkiem zgłupiał...
Nie wierzę — tylko tyle mogłem powiedzieć.
Zabrałem mu butelkę i sam upiłem łyka, by natychmiast się skrzywić, bo to cholerstwo było obrzydliwe. Przetrząsnąłem barek w poszukiwaniu czegoś normalnego, aż wreszcie wpadło mi w ręce jakieś regionalne piwo, którego nazwy nie znałem. Rzuciłem drugie Wankowi, pozbywając się butelki po winie — jeśli już chciał się upić, to mógł robić to z godnością i czymś zdecydowanie bardziej niemieckim.

LAURA
******
 
Wciąż jeszcze gniewałam się trochę na Sabine za to, co wcześniej powiedziała — usiadłam z dala od niej, na podłodze, podczas gdy ona rozłożyła się na łóżku z laptopem.
Musiała oglądać jakieś zdjęcia, nie było innej możliwości, bo wraz z mozolnym upływem kolejnych minut moich uszu docierały coraz donośniejsze odgłosy podciągania nosem. Zaciskałam zęby, walcząc ze sobą, by nie zerwać się i nie przytulić jej, albo nie zwymyślać za wszystkie czasy.
Odwracałam swoją uwagę myśleniem o... Richardzie. Czy to, co wypomniała mi Sabine było prawdą? Podobałam mu się? To wydawało się tak nieprawdopodobne, że aż potrząsałam głową — jak mogłam w ogóle myśleć, że on zwrócił na mnie uwagę w taki sposób...
Analizując jego zachowanie, nie zauważyłam żadnych oznak tego, że widział we mnie coś więcej, niż tylko zwykłą pracownicę ekipy, młodszą koleżankę. Mieli tyle pięknych fanek... a każda z nich gotowa na wszystko za kilka uśmiechów i zwrócenie uwagi.
Dlaczego ja? Co było we mnie takiego specjalnego, że miałby interesować się mną Richard, a w szczególności już... Andreas. Na jego wspomnienie napięły się wszystkie znane mi mięśnie w moim ciele, a na policzki wystąpiły gorące rumieńce — nie wiadomo czy wstydu, czy podniecenia.
Stęskniłam się za jego widokiem, pomimo tego, co usłyszałam. Nie chciałam wierzyć w te słowa, zarówno Richarda jak i szalonej fanki. Odsuwałam je od siebie, spychałam w same krańce umysłu, a mimo to one wciąż tam były, tylko czekając na moją najmniejszą wątpliwość, by zaatakować ze zdwojoną siłą.
Zawierucha szalała w najlepsze, świszcząc i zawodząc, więc podciągnęłam kolana pod brodę i objęłam je ramionami. Zaczęłam się kiwać, jak za starych, sierocych czasów, gdy spędzałam w ten sposób długie godziny, kołysząc się w przód i w tył, bez końca. Walczyłam ze łzami, które napływały mi do oczu — w połowie było to spowodowane cichym płaczem Sabine, a w połowie tęsknotą za bliskością Andiego.
Uzależniłam się od niego, i to w tak krótkim czasie! Moje ciało żądało wrażeń, których nie umiałam jeszcze nazwać, choć wiedziałam, że zapewnić je mógł tylko on. Umysł zaczął pracować na wysokich obrotach — wyobrażałam go sobie w różnych sytuacjach, mniej lub bardziej... ubranego. To było silniejsze ode mnie!
Nie mogłam się powstrzymać — wykorzystując wspomnienia, których dostarczyła mi jego bliskość, odtwarzałam smak i dotyk ust, zapach skóry i dźwięk głosu. Pod zaciśniętymi powiekami stanął przede mną Andreas, który uśmiechając się tym szczególnym sposobem, trochę przekornie i krzywo, trzymał mnie w ramionach, a jego wzrok był tak gorący jak tamtej pamiętnej nocy w klubie.
Oddech przyśpieszył, serce uderzało o żebra jakby w oczekiwaniu na jakieś wydarzenie, a ja gwałtownie otworzyłam oczy, wycierając spocone dłonie o nogawki dresów.
Zagryzłam dolną wargę prawie do krwi, a moja klatka piersiowa unosiła się i opadała bardzo szybko, powodując zadyszkę. Kątem oka spojrzałam na Sabine, by sprawdzić, czy coś zauważyła. Nie, nic nie widziała. Położyła się z ramieniem pod głową i obojętnym wzrokiem wpatrywała się w ścianę obok dużego balkonowego okna, które przysłonięte było brzydką zasłoną.
Miałam zamiar odezwać się i jako pierwsza wyciągnąć dłoń na zgodę, bo serce mi się krajało, gdy widziałam jej zbolałą minę i na nowo spuchnięte oczy. Nawet nie zauważyła, że biały szlafrok zawiązała niedbale, zupełnie inaczej niż zazwyczaj.
Już prawie otwierałam usta, gdy głuchy brzdęk sprawił, że obie podskoczyłyśmy — ja zerwałam się na równe nogi, a ona uklękła na materacu, podciągając poły szlafroka pod samą szyję.
Co to było? — spytała przerażona, wpatrując się dokładnie w to samo miejsce, co ja, czyli w okno.
Otwierałam i zamykałam usta, przebierając w miejscu nogami, bo nie miałam pojęcia co robić — czyżby nadchodziła epoka lodowcowa, a z nieba zaczynały spadać bryły lodu?
Zrobiłam krok w tamtą stronę, gdy hałas się powtórzył, tym razem jeszcze głośniej. Sabine zeskoczyła z łóżka i jednym, odważnym szarpnięciem odsłoniła szybę. Widok był niesamowity — jasnopomarańczowe światło latarni, które zalewało odcinek trawnika tuż pod naszym oknem, sprawiało, że wysokie zaspy tonęły w blasku, a śnieg skrzył się milionami malutkich iskierek. Wszystko było zasypane, nawet gałęzie drzew, które momentami uchylały się pod naporem wiatru, zdecydowanie słabszego, niż jeszcze godzinę wcześniej. Pomiędzy ciemnością nieba, a jasnością śniegu, w promieniach sztucznego światła stała wysoka postać, która właśnie brała zamach, by trzasnąć śniegową kulką o naszą szybę, aż ta zadrżała.
O mój... o mój... — jąkała się zachwycona Sabine, walcząc ze łzami. — To wariat. On jest szalony!
Wiedziałam już, że tej nocy nie spędzi płacząc w poduszkę, bo oto na zaśnieżonym hotelowym trawniku stał Wank. Nie umiał się bez niej obejść zbyt długo, przyznałam to z uśmiechem.
Zapukała w szybę, by zauważył jej obecność — tak też się stało. Upuścił gromadzony śnieg i zaczął machać, zapewne wydzierając się wniebogłosy, ale został stłumiony przez wiatr.
Po chwili wciągała na siebie kurtkę i moje śniegowce, by kilka sekund później uchylać już drzwi i wychodzić na balkon. Cofnęłam się zaskoczona, ale ona działała jak w transie i nic nie było w stanie jej powstrzymać.
Okrążyłam łóżko, drżąc pod wpływem mroźnych podmuchów, które wpadły do środka, zabielając podłogę i dywan świeżym, miękkim puchem. Słyszałam piski Sabine i okrzyki Wanka — musiał wspinać się po murze! Nie chciało mi się wierzyć, że ten prawie dwumetrowy, trudny facet był zdolny do czegoś tak romantycznego i... głupiego.
Nagle moja przyjaciółka powróciła do pokoju, ślizgając się na topniejącym śniegu. Podniosłam się, lecz ona już przemierzała pokój i kierowała się ku wyjściu, zostawiając balkon stojący otworem. Widocznie Wank nie zdołał wspiąć się na piętro.
Nie czekaj na mnie — rzuciła tylko rozradowana i już miała wyjść, lecz wróciła się i mocno mnie uściskała. Złożyła szybki pocałunek na moim czole i wyszeptała ze łzami w bardzo szczęśliwych oczach. — Kocham cię, pączuszku i życzę ci, żebyś kiedykolwiek była tak szczęśliwa, jak ja w tej chwili!
Tyle ją widziałam...
Zatrzasnęłam drzwi, szczękając zębami i wytarłam paskudną breję, która zabrudziła dywan. Zastanawiałam się czy dostaniemy za to jakąś naganę — po raz kolejny dosięgłaby nas nie z mojej winy.
Nie wiedziałam co ze sobą zrobić — było zbyt wcześnie na położenie się do łóżka i nie chciałam robić tego w samotności, na wypadek, gdybym jednak zasnęła. Wolałam mieć obok siebie Sabine, gdy budziłam się przerażona, po raz kolejny zamordowana we śnie.
  Zgasiłam światło i usiadłam na zwolnionym przez Sabine łóżku, otwierając laptopa — tak, jak się spodziewałam z ekranu spoglądała na mnie roześmiana twarz Wanka.
Zazdrościłam jej takiego obrotu spraw, i bardzo. W pustym pokoju, w ciemności mogłam przyznać, że byłam samotna, a Andreas widocznie nie tęsknił na tyle, by mnie odszukać w takim małym hotelu.
Może spotkał się z Petrą, gdziekolwiek mieszkała? Może właśnie spędzał czas z inną dziewczyną, lepszą ode mnie i bardziej dla niego odpowiednią? Co mogłam zrobić, oprócz kolejnego zatopienia się we wspomnieniach, które były najpiękniejszym, co posiadałam?
Tym razem było ciszej, niż jeszcze chwilę wcześniej, a jednak zerwałam się natychmiast, a całe moje ciało stanęło w płomieniach — wiedziałam, że przyjdzie! Nie wierzyłam, ale podświadomie byłam tego pewna.
Włożyłam na siebie pierwszą lepszą rzecz, była to bluza z kapturem Sabine, pachnąca jej perfumami. Nie zawracałam sobie głowy butami, wsunęłam stopy w pierwsze lepsze kapcie i już sekundę później to ja szarpałam się z zasłoną i klamką.
Jaki był mój zawód, gdy na zewnątrz ujrzałam jedynie biel trawnika i wydeptane przez Wanka ślady. To niemożliwe... — przemknęło mi przez myśl —... przecież słyszałam wyraźnie! Nie wymyśliłam sobie tego.
Oparłam dłonie na zimnej, metalowej poręczy i odsapnęłam głośno, zmieniając oddech w obłok białej pary. Kilka płatków śniegu osiadło mi na nosie i ustach, a ja po raz ostatni spojrzałam w dół, upewniając się, że nikogo tam nie było i odwróciłam się, by wrócić do środka.
Nie odchodź — upomniał mnie napięty z wysiłku głos, więc prawie pisnęłam z zaskoczenia. — Całkiem dobrze mi idzie, jeszcze tylko jakieś dwa metry i już jestem u ciebie.
To naprawdę był on! Tylko gdzie... ? Natychmiast wychyliłam się głębiej poza barierkę i wtedy ujrzałam ciemny kształt wspinający się w górę po obumarłych i zwiędniętych latoroślach, które zwisały smętnie z balkonu, aż na sam dół.
Słyszałam trzask pękających gałązek i ciche przekleństwa. Zrobiło mi się autentycznie słabo — co on wyprawiał? Czy to były jakieś żarty, czy kiepska podróba sceny balkonowej rodem z szeroko wszystkim znanego filmu?
Nie wiem co tak naprawdę mówiła Julia widząc, jak Romeo ryzykował życie, wspinając się po ścianie na jej balkon — nie byłam nią i nie mogłam postawić się w jej sytuacji, bo nie byliśmy w pieprzonej Weronie, a ja miałam akurat początki ataku paniki.
Otworzyłam usta, przykładając do nich zmarzniętą dłoń — co powiedziałaby Julia? Ahhh, Romeo... uważaj na siebie, bo widzę cię w takim cieniu i w ogóle... 
Nie, ja miałam do przekazania bardzo jasny komunikat, zwięzły i jednoznaczny, który w innych okolicznościach nigdy, przenigdy nie opuściłby mojego gardła:
Spadniesz i złamiesz sobie kark przed samymi igrzyskami, ty szalony idioto!